czwartek, 21 stycznia 2021

Czy jesteśmy razem?

W roku 2009 wydany został nowy dokument pt. „Deklaracja manhattańska. Wołanie chrześcijańskiego sumienia”. Była to kolejna próba wypracowania wspólnego stanowiska odnośnie do takich zagadnień jak świętość życia, tradycyjne małżeństwo czy wolność religijna. Sygnatariuszami byli członkowie Kościołów ewangelikalnych, katolicy i wyznawcy prawosławia. Wiele aspektów dokumentu było podobnych do inicjatywy ECT (Ewangelicy i katolicy razem) z 1994r., w prace nad nim zaangażowane były po części te same osoby. Niestety w dokumencie ponownie wyrażono aprobatę wobec Kościoła rzymskokatolickiego jako wspólnoty chrześcijańskiej. W Deklaracji manhattańskiej ogłoszono: „Chrześcijanie są spadkobiercami dwutysiącletniej tradycji głoszenia Słowa Bożego.” Kim jednak są chrześcijanie, o których mówi się w deklaracji? Dokument odnosi tradycję do „prawosławnych, katolików i ewangelikalnych chrześcijan”. Ponadto wzywa chrześcijan, by jednoczył się w imię „Ewangelii”, „Ewangelii drogocennej łaski" i „Ewangelii Jezusa Chrystusa”, i mówi o tym, że naszym obowiązkiem jest głosić tę Ewangelię zarówno „w porę, jak i nie w porę”. Dokument ten wprowadza zamieszanie co do Ewangelii i zaciera różnicę w zasadniczej kwestii: kto jest chrześcijaninem, a kto nie. Nie wierzę bowiem w to, że Kościoły rzymskokatolicki i prawosławny głoszą tę samą Ewangelię co ewangelikalni chrześcijanie. Z tych właśnie powodów nie mogłem podpisać Deklaracji manhattańskiej, nie mogli tego również zrobić tacy duchowni jak John MacArthur, Michael Horton czy Alistair Begg. Zgadzaliśmy się z dziewięćdziesięciu dziewięcioma procentami zawartości tej deklaracji; wszyscy stanowczo wspieramy świętość życia, tradycyjne małżeństwa czy wolność religijną. Nie możemy jednak zgodzić się z jej ekumenicznymi twierdzeniami. Zakrawa na ironię to, że twórcy ECT chcieli między innymi przezwyciężyć relatywizm w kulturze. Jednakże to oni ostatecznie zrelatywizowali najważniejszą prawdę ze wszystkich - Ewangelię.

***

Kościół posłużył się zdolnością do nieomylnego rozpoznaną i usankcjonowania ksiąg nieomylnych. Można zilustrować różnicę pomiędzy protestanckim a rzymskokatolickim stanowiskiem, wyobrażając sobie, że Bóg dał nam dziesięć ksiąg, przy czym pięć z nich było nieomylnych, a pięć pozostałych zawierało błędy, i nałożył na nas obowiązek określenia które z nich są nieomylne. Jeśli jesteśmy omylni, możemy poprawnie wskazać cztery z pięciu nieomylnych ksiąg. Możemy również zidentyfikować jedną omylną księgę jako nieomylną. Nasze decyzje oczywiście nie mogą zmienić natury ksiąg. Nieomylna księga, której nie wybraliśmy, w dalszym ciągu będzie nieomylna, nawet jeśli pomyliliśmy się i nie umieściliśmy jej w naszym „kanonie”. Podobnie księga omylna, którą wybraliśmy, nie może stać się nieomylna ponieważ jesteśmy omylni, nasze decyzje nie mogą mieć w tej materii takiego skutku.
Oczywiście, gdybyśmy byli nieomylni, to poprawnie zidentyfikowalibyśmy pięć nieomylnych ksiąg, nie pomijając żadnej z nich i nie włączając do kanonu żadnej księgi omylnej. Nie moglibyśmy popełnić omyłki, ponieważ mielibyśmy nieomylną zdolność do rozpoznania nieomylności. Do tej właśnie zdolności Kościół rzymski rości sobie prawo w dziedzinie historycznego wybrania i zgromadzenia ksiąg Biblii.

***

Kościół rzymskokatolicki uznaje jednak historycznie dwa źródła objawienia: Pismo i tradycję. Zagadnienie to koncentruje się wokół deklaracji Soboru Trydenckiego, jak również stwierdzeń, które padły podczas XX-wiecznych debat prowadzonych na ten temat. W wyniku rozwoju tak zwanej nouvelle thćologie, „nowej teologii", w postępowym skrzydle Kościoła rzymskokatolickiego wyrażano chęć odejścia od teorii dwóch źródeł objawienia. Dziwnym trafem dyskusję tę sprowokował uczony anglikański, który podczas pracy nad doktoratem na temat historycznych podstaw Soboru Trydenckiego natknął się na pewne znaczące informacje. Zauważył, że w pierwszym szkicu czwartej sesji Soboru Trydenckiego zapisano, że Boża prawda częściowo znajduje się w Piśmie, a częściowo w tradycji. W szkicu tym powtarzało się łacińskie sformułowanie partim, partim, wskazujące na to, że objawienie częściowo zawarte zostało w Piśmie, a częściowo w tradycji, i mówiące wprost o dwóch źródłach objawienia. Jednakże ostateczny szkic nie zawierał słów partim, partim, ale po prostu słowo et, czyli „i” - a zatem stwierdzono, że Boża prawda zawarta jest w Piśmie i w tradycji (Vatikaans Concilie). Istotne jest pytanie, dlaczego zmieniono słowa w dokumencie soborowym, usuwając formułę partim, partim na rzecz bardziej niejednoznacznego et. Jeśli Boża prawda zawarta jest w Piśmie i w tradycji, czy możemy również powiedzieć, że zawarta jest w Piśmie i w Westminsterskim wyznaniu wiary? Jako prezbiterianin wierzę, że Westminsterskie wyznanie wiary odpowiednio wyraża wiarę chrześcijańską i zawiera Bożą prawdę - Pismo jest w nim cytowane i objaśniane. Jednakże nie uważam, że Westminsterskie wyznanie wiary jest natchnione lub nieomylne. Podobnie uważam, że Bożą prawdę można znaleźć w kazaniu czy wykładzie, ale nie znaczy to, iż znajduje się tam jej źródło. Et może zatem wskazywać na to, iż Boża prawda znajduje się w Piśmie i w tradycji, ale że tradycja nie jest źródłem objawienia.
Dalsze studia ujawniły, że gdy pojawił się pierwszy szkic czwartej sesji soboru, dwóch rzymskokatolickich teologów zaprotestowało przeciwko użyciu sformułowania partim, partim. Podstawą ich zastrzeżeń było to, że użycie tych słów zniszczy unikalność i wystarczalność Pisma Świętego. W tym momencie sesja soboru została przerwana przez wojnę. Zapisy debaty czwartej sesji soboru w tym miejscu się kończą, dlatego nie wiemy, dlaczego parim, partim zostało zamienione na et. Czy uczestnicy soboru ugięli się przed protestem dwóch uczonych, czy też et pozostawiono specjalnie jako zamierzoną niejednoznaczność?

***

XVI-wieczna niezgoda co do autorytetu i kanonu Pisma istnieje zatem do dzisiaj, stanowiąc barierę nie do przejścia w zjednoczeniu protestantów z Rzymem. Jeśli protestanci i katolicy zgodziliby się, że istnieje tylko jedno źródło objawienia, Pismo Święte (bez apokryficznych ksiąg w Biblii rzymskokatolickiej), to moglibyśmy zasiąść do dyskusji na temat znaczenia tekstów biblijnych. Jednak już od Soboru Trydenckiego wszelkie próby dyskusji protestantów i katolików na temat Biblii obracały się wniwecz ze względu na encykliki papieskie lub orzeczenia soborów.

***

To część problemu związanego z dyskusjami pomiędzy Kościołem rzymskokatolickim a grupami protestanckimi. Wiele z tych ostatnich nie troszczy się zbytnio o różnice doktrynalne, stąd ich przedstawiciele są chętni do tego, by rozpoczynać dyskusje i podpisywać ekumeniczne uzgodnienia z Rzymem. Jeśli jednak potraktujemy poważnie biblijną doktrynę usprawiedliwienia, o zbliżeniu stanowisk w tej kwestii nie może być mowy. Nie może być jedności dopóty, dopóki nie ustąpi któraś ze stron - te dwa stanowiska są ze sobą po prostu sprzeczne. Ktoś ma rację, a ktoś się myli, ten zaś, kto znacząco narusza Ewangelię Nowego Testamentu, zasługuje na potępienie. Zgadza się to ze słowami apostoła Pawła skierowanymi do Galacjan: „Lecz choćbyśmy nawet my albo anioł z nieba głosił wam ewangelię inną od tej, którą wam głosiliśmy, niech będzie przeklęty” (Ga 1:8, UBG). Jedna bądź druga strona, protestantyzm bądź katolicyzm, zasługuje na Bożą anatemę.


R. C. Sproul - Czy jesteśmy razem? Katolicyzm okiem protestanta

Wielka tajemnica wiary

Filozoficzne metody poszukiwania odpowiedzi na pytania przypominają mi metody działania tajnych służb śledczych. Podobnie jak: „dajcie nam człowieka, a my znajdziemy na niego paragraf”, filozofia uczy: „powiedzcie, co mamy udowodnić, a my to udowodnimy. Jeśli dogmat papieża nie zgadza się z Pismem Świętym, Watykan uznaje dogmat za ważniejszy, czyli tym samym Pismo Święte za herezję. Ciągle aktualna encyklika papieża Leona XIII Providentissimus Deus (O studiowaniu Biblii) z 18 listopada 1893 roku nakazuje wprost katolickim badaczom Biblii tak ją tłumaczyć i objaśniać, by pasowała ideologicznie do nauk Watykanu. Wystarczyło niekiedy zmienić tylko jedno słowo, by zmienił się sens całego przesłania.

***

Nieraz jednak ta papieska nieomylność postrzegana była nawet przez najgorliwszych katolików jako co najmniej niezrozumiała. Oto 14 mają 1999 roku Jan Paweł II, podczas wizyty delegacji irackiej w Watykanie, publicznie ucałował Koran, świętą księgę islamu! Zdjęcie papieża trzymającego w rękach i całującego Koran obiegło wtedy cały świat. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że papież zna bardzo dobrze cały Koran. Czyżby zatem oficjalnie podpisywał się on pod prawem zabijania innowierców (Koran, sura 5:17 oraz 48:29)? Dla mnie wyglądało to tak, jakby prezydent Izraela pocałował „Mein Kampf” Hitlera. Co czuli wtedy prześladowani w każdym islamskim kraju katolicy, widząc w gazetach ich papieża całującego Koran? Czy oni też krzyczą teraz: santo subito? Czy ktoś widział, żeby Jan Paweł II kiedykolwiek publicznie pocałował Pismo Święte, na którym podobno opiera się katolicyzm albo przynajmniej trzymał je w swoich rękach?


Jan Paweł II, również jako pierwszy papież w historii, przekroczył progi meczetu. 6 maja 2001 roku wszedł on do Wielkiego Meczetu Umajjadów w Damaszku. W imię międzywyznaniowego dialogu pokojowego Jan Paweł II pokłonił się wtedy Allahowi! Niewielu niestety zdaje sobie sprawę, że obowiązkowe zdjęcie butów przy wejściu do meczetu jest jak uklęknięcie przed krzyżem po wejściu do kościoła katolickiego. Meczet uważany jest przez muzułmanów za miejsce święte i bezwzględnie każdy MUSI tam oddać chwałę Allahowi.

***
Jednym z pierwszym papieskich dekretów wydanym ex cathedra, czyli z mocą nieomylności urzędu, był dogmat o nierozerwalności zbawienia wiecznego z przynależnością do Kościoła katolickiego ogłoszony przez papieża Innocentego III na Soborze Laterańskim IV w 1215 roku. Wkrótce potem w 1302 roku papież Bonifacy VIII potwierdził to swoim dogmatem o zbawieniu tylko przez poddanie się papieżowi w Rzymie. Miało to też na pewno podkład polityczny, bowiem w całej Europie szalał wtedy antyheretycki terror, zapoczątkowany przez papieża Urbana II. W 1095 roku podczas synodu w Clermont we Francji, wezwał on wszystkich chrześcijan do świętej wojny z heretykami, czyli przede wszystkim muzułmanami okupującymi Jerozolimę. Wyprawa na Jerozolimę zapowiadała się obiecująco, zwłaszcza że Urban II publicznie i uroczyście obiecał wtedy, iż każdy rycerz a nawet jego rodzice będzie miał odpuszczone grzechy, a jeśli polegnie na polu walki, pójdzie prosto do Nieba. Nie mogło być lepszej zachęty do walki co złupię u Żydów to moje, a jak zginę, pójdę prosto do Nieba. To samo jest dzisiaj mottem przewodnim dla czerpiących swe natchnienie z Koranu samobójców islamskich.
Dzięki tym obietnicom zgromadził Urban II kilkadziesiąt tysięcy ochotników, którzy w 1099 roku zdobyli Jerozolimę, krwawo rozprawiając się nie tylko z okupantami, ale i z Żydami. Do światowej historii przeszło na przykład spalenie żywcem prawie tysiąca izraelskich mężczyzn, kobiet i dzieci chroniących się w jerozolimskiej synagodze. Krzyżowcy grabili przy tym, co tylko się dało. Pokaźna część łupów zasiliła też wtedy papieski skarbiec. A wszystko to w imię uwalniania chrześcijaństwa z islamskiej nawałnicy. Za swoje osiągnięcia papież Leon XIII podniósł Urbana II w 1881 roku do rangi błogosławionego. Również następni papieże: Innocenty II (1130-1143), Celestyn II (1143-1144), Eugeniusz III (1145-1153) i Innocenty III (1198-1216) wsławili się wyprawami krzyżowymi nie tylko przeciwko muzułmanom, lecz także heretyckim sektom w całej Europie.
Wojny krzyżowe ciągnęły się przez około 250 lat, niosąc śmierć, grabieże i strach u wszystkich niepodzielających katolickiego światopoglądu. Z tego samego powodu w imię walki z heretykami lecz tylko na lokalnych, narodowych frontach, ukonstytuował wspomniany już papież Innocenty III, Świętą Inkwizycję. Jak Karol Marks był ojcem duchowym komunizmu, tak Innocenty III był ojcem duchowym inkwizycji. Dopiero jednak jego następca Grzegorz IX (1231-1233) wprowadził w życie papieską Inkwizycję jako walkę przeciwko wszystkim tym, którzy mogliby w jakikolwiek sposób zagrażać kościelnej dyktaturze. W majestacie papieskiego prawa torturowano i spalono na stosach setki tysięcy ludzi w całej zachodniej i centralnej Europie.

***

Rozpad Cesarstwa Rzymskiego w V wieku przyczynił się także do podziału Kościoła na wschodni (Konstantynopol) i zachodni (Rzym), Kościół wschodni na soborze w Konstantynopolu w 692 roku zatwierdził nowe prawo regulujące małżeństwa wśród duchownych. Biskupi nie mogli być już żonaci, natomiast księża i diakoni mogli, a nawet powinni zachować dotychczasowe związki małżeńskie. I do dziś w Kościele prawosławnym obowiązuje to samo prawo. Kościół zachodni nie zabraniał małżeństw wśród duchownych. Papieże, biskupi, księża mieli rodziny, żony, dzieci. Jedynym problemem było obowiązujące wówczas prawo dziedziczenia. Otóż każdy syn miał prawo do spadku po zmarłym ojcu. A jeśli ojcem był biskup czy ksiądz? Należała mu się też jakaś odprawa z majątku kościelnego. Papież Pelagiusz I (556-561) wydał więc dekret pozbawiający synów nowych księży prawa do spadku. Niedługo później papież Grzegorz I, zwany Wielkim (590604) pierwszy mnich wybrany papieżem rozciągnął to prawo na wszystkich bez wyjątku synów księży. Tylko synów, bowiem córki i tak nie miały żadnych praw spadkowych w ówczesnym świecie.

Żeby skończyć wszelakie niedomówienia, papież Benedykt VIII w roku 1022 zabronił zawierania małżeństw i nawet posiadania konkubin wszystkim nowo wyświęcanym księżom. Mimo to liczba żonatych księży, jak również ich dzieci, wcale nie malała. Nie było bowiem prawa kanonicznego zabraniającego bycia księdzem komuś już żonatemu. Korzystali z tego przede wszystkim ci, którzy mieli same córki, które i tak nie dziedziczyły nic po ojcu. Mogły liczyć tylko na przyzwoity posag. Dopiero papież Innocenty II na Soborze Laterańskim II w 1139 roku unieważnił wszystkie małżeństwa księży, ze skutkiem natychmiastowym musieli się oni rozwieść ze swoimi żonami. Od tej daty w całym Kościele rzymsko-katolickim obowiązuje celibat. Tylko w nim; bowiem w kościołach protestanckich księża zaczęli się żenić, a zakonnice wychodzić za mąż. Przestały obowiązywać doktryny papieskie, zaczęto wprowadzać w życie przykazania biblijne. W 1 Liście do Tymoteusza (3:1-4) tak pisze św. Paweł: „Jeśli ktoś dąży do biskupstwa, pożąda dobrego zadania. Biskup więc powinien być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny, sposobny do nauczania, nie przebierający miary w piciu wina, nieskłonny do bicia, ale opanowany, niekłótliwy, niechciwy na grosz, dobrze rządzący własnym domem, trzymający dzieci w uległości, z całą godnością.” Żeby nie było dwuznaczności w zrozumieniu tego skomplikowanego przesłania, na dole strony w Biblii Tysiąclecia jest odnośnik po słowach: mąż jednej żony; cytuję: „Tzn. raz żonaty lub uczciwie żyjący z jedną żoną. Kościół zachodni podniósł później wymagany stopień wstrzemięźliwości wprowadzając celibat”. Wygląda więc na to, według teologów katolickich, że życie z jedną żoną to wstrzemięźliwość jeden krok przed celibatem. Nie wiem, czy nawet najlepszy satyryk wymyśliłby podobne porównanie.


Grzegorz Nowak - Oto wielka tajemnica wiary

środa, 13 stycznia 2021

Byłam lesbijką

Pewnego wieczoru, po obejrzeniu filmowej adaptacji historii Dawida i Goliata, podzieliłam się z Santorią moimi zmaganiami z pożądliwością. Opowiedziałam, jakim pożądliwość jest dla mnie olbrzymem, jak robi, co chce, zmuszając mnie do posłuszeństwa - ten grzech naprawdę miał gadane. Właściwie natychmiast, bez żadnego wahania, nie biorąc nawet oddechu, aby nieco ochłonąć czy może odpuścić sobie powiedzenie mi, kim powinnam być i co robić, Santoria odpowiedziała: 

- Jackie, czy walczysz z tym grzechem za pomocą Ewangelii ?
- Za pomocą Ewangelii? Jak? - zapytałam, niepewna czy jej rada jest w jakimkolwiek stopniu praktyczna. Miałam nadzieję, że nauczy mnie jakiejś specjalnej formuły modlitewnej gromiącej grzech, a nie że poprosi, abym po prostu pamiętała o Ewangelii.
- Umierając na krzyżu i zmartwychwstając, Jezus dał ci moc zwyciężać grzech. Dosłownie. W tym sensie, że nie musisz w ogóle poddawać się grzechowi. Za każdym razem, gdy jesteś kuszona, po prostu pamiętaj, że tak naprawdę Jezus już go pokonał. Nie jesteś niewolnicą. Jesteś wolna. Musisz tylko w to uwierzyć i żyć tą prawdą.

Skonsternowana i zaintrygowana jak nigdy, spojrzałam na nią:
- Chcesz mi powiedzieć, że do walki z grzechem wystarczy mi sama Ewangelia?
Powstrzymując wzbierający w piersi śmiech, wzbudzony prostolinijnością mojego pytania, całkowicie pewna swego Santoria odpowiedziała mi prosto w twarz:
- Tak, Jackie. Ewangelia nie tylko cię zbawiła, ona także cię podtrzymuje.

Wielu nowo nawróconych, szukając podpory nie w Ewangelii, ale na własną rękę, wkroczyło na ścieżkę zadufania w sobie i dobrych uczynków, a nie Ewangelii. Ewangelii, której istotą jest to, że Święty Bóg stworzył dla samego Siebie lud, a lud ten zgrzeszył, łamiąc Jego święte prawa. Wskutek tego zasłużył na osąd, który sprawiedliwy Bóg zobligowany jest wydać. Miłość Boga skłoniła Go jednak do posłania Swego Syna, Jezusa, Boga wcielonego, aby wziął na Siebie grzechy wielu i aby został osądzony tak jak ludzie winni być osądzeni. Bożym celem było to, aby ludzie mogli prowadzić życie, na jakie nie zasługują. Mając wszelką moc uczynić to i o wiele więcej, Jezus powstał z martwych, pokonując śmierć. Wszystkim nakazał pokutować oraz wierzyć w Swoje imię, aby ci, którzy robią to dzięki łasce, zostali zbawieni i napełnieni Duchem Świętym. Duch Święty z kolei zapieczętował wierzących na dzień odkupienia, odkąd będą żyć na wieki życiem otrzymanym wówczas, gdy uwierzyli.


Jackie Hill Perry
Byłam lesbijką