środa, 9 sierpnia 2023

Upadły człowiek nie może poznać Boga

Dzięki łaskawej opatrzności Bożej rasa ludzka może się poszczycić wielkimi osiągnięciami intelektualnymi w dziedzinach takich jak nauka, technologia i medycyna. Jednak wiedza upadłego człowieka o Bogu nie jest niczym więcej niż pogmatwaną zbieraniną herezji i bezsensowny myśli, Niewiedza ta nie wynika z tego, że Bóg się ukrywa, ale z tego że to człowiek się ukrywa. Bóg wyraźnie objawił się ludziom poprzez stworzenie, Swoje suwerenne dzieła w historii, Pismo Święte, a wreszcie przez Swojego wcielonego Syna. Człowiek zaś odpowiedział na to objawienie, zamykając oczy i zakrywając uszy. Nie może poznać praywdy, ponieważ jej nienawidzi i stara się ją wyprzeć. Sprzeciwia się prawdzie, ponieważ to jest Boża prawda. Przemawia ona przeciwko niemu i dlatego nie może jej znieść.

UPADŁY CZŁOWIEK NIE MOŻE KOCHAĆ BOGA

Większość ludzi, nawet niereligijnych, twierdzi, iż żywi w jakimś stopniu miłość czy uczucia wobec Boga. Niemniej jednak Biblia świadczy o tym, że upadły człowiek nie może kochać Boga. W rzeczywistości Pismo Święte naucza, że dopóki rodzaj ludzki się nie nawróci, nienawidzi Boga i toczy przeciwko Niemu wojnę. Ta wrogość istnieje ze względu na to, że moralnie upadłe stworzenia po prostu nie mogą znieść świętego i sprawiedliwego Boga ani poddać się Jego woli.

Ważne jest, aby pamiętać, że większość osób twierdzących, że kocha Boga prawdziwą miłością, niewiele wie o Jego cechach i dziełach, zgodnie z tym, jak je opisuje Pismo Święte. Dlatego Bóg, którego kochają nie jest niczym więcej jak tylko wymysłem ich wyobraźni. Stworzyli sobie bożka na swój obraz i podobieństwo i kochają to, co stworzyli. Bóg oświadcza przez psalmistę: „sądziłeś, że jestem do ciebie podobny, ale będę cię napominał”.

Gdyby większość ludzi, nawet ci, którzy uważają się za religijnych miało zbadać Pismo Święte, z pewnością uznaliby oni, że ich Bóg różni się od boga, który jest przedmiotem ich uczuć. Gdyby przyjęli nauczanie Pisma Świętego na temat takich Boskich cech, jak świętość, sprawiedliwość, suwerenność i gniew, takim, jakie jest, najprawdopodobniej wywołałoby to w nich zniesmaczenie i oświadczyliby: „Mój Bóg nie jest taki!” albo „Nigdy nie mógłbym pokochać takiego Boga". W ten sposób szybko moglibyśmy się przekonać, że gdy upadły człowiek spotyka Boga Pisma Świętego, jego jedyną reakcją jest obrzydzenie i odrzucenie. Jaki jest powód takiej wrogiej reakcji? Znowu chodzi o to, kim człowiek jest w samej istocie swojej natury. Gdyby człowiek był z natury święty i sprawiedliwy, to z łatwością mógłby kochać świętego i sprawiedliwego Boga. Jednak człowiek z natury jest zdeprawowany i dlatego też kochać Go nie może.

UPADŁY CZŁOWIEK NIE MOŻE SZUKAĆ BOGA

Żyjemy w świecie, w którym znajdziemy mnóstwo osób twierdzących, że szukają Boga, a jednak Pismo Święte za pomocą jednej prostolinijnej deklaracji niweluje wszystkie takie przechwałki: „Nie ma nikogo, kto by szukał Boga”. Często słyszymy, jak osoby dopiero co nawrócone na chrześcijaństwo zaczynają opowiadać swoje świadectwo od słów: „Wiele lat szukałem Boga, ale Biblia odpowiada na te słowa: „nie ma nikogo, kto by szukał Boga". Człowiek jest upadłą istotą. Nienawidzi Boga, ponieważ On jest święty, i sprzeciwia się prawdzie Bożej, ponieważ ta obnaża jego deprawację i bunt”. Dlatego nie może on przyjść do Boga, ale zrobi wszystko, aby Go uniknąć i usunąć ze swojego sumienia każdy fragment Jego prawa. Kaznodzieje w dawnych czasach często podsumowywali tę prawdę w następujący sposób: „Człowiek tak mocno szuka Boga jak zbiegły przestępca szuka policjanta”. Jezus zgadza się z tą prawdą: „A potępienie polega na tym, że światłość przyszła na świat, lecz ludzie umiłowali ciemność bardziej niż światłość."

Paul Washer - Moc i przesłanie Ewangelii

***

Mit: „Chrześcijaństwo jest pomocą dla ludzi słabych”

"Religia to opium dla ludu”. Ten często przytaczany cytat Karola Marksa oddaje popularny pogląd na religię. Postrzegana jest jako popularny środek odurzający dla ludzi cierpiących wskutek depresji, przygnębionych i słabych. Ludzie przygnieceni trudną rzeczywistością życia zwracają się po pociechę i wsparcie do religii. Religia ma być takim „balsamem z Gileadu” dla zranionych przez życie. Często słyszymy podobne stwierdzenie: „Nie potrzebuję religii” — tak jakby prawdziwość bądź fałszywość chrześcijaństwa zależała od odczuwanej potrzeby. U podstaw takiej krytyki leży założenie, że religia jest sprawą wyłącznie subiektywną i emocjonalną, angażującą indywidualne preferencje wynikające z potrzeb słabości.

W świecie filozofii zdeklarowani ateiści często zadają takie pytanie: „Jeśli Bóg nie istnieje, dlaczego tak wielu ludzi angażuje się w religię?”. Ateiści pragną zrozumieć, skąd bierze się religia i dlaczego wciąż trwa w oświeconej epoce; tak jakby nie istniały obiektywne, realne racje uzasadniające jej istnienie. Najczęściej padającą odpowiedzią jest, że człowiek „wynalazł” sobie Boga ze względu na swe lęki i słabości. (...)

Jeśli coś w Bogu wywołuje u nas negatywne reakcje psychiczne, to jest to z pewnością Jego prawo. Prawo to góruje nad wszelkimi własnymi poglądami. Jeśli Bóg istnieje, to wówczas nie mogę postępować tak, jak chcę. Może i cieszę się jakimś zakresem wolności, ale nigdy nie będę autonomiczny. Nie posiadam nieograniczonego prawa do czynienia tego, co chcę. Jeśli jednak Boga nie ma, to, jak pisał Dostojewski, „wszystko jest dozwolone”. To dlatego Boża suwerenność przeczy naszym złym pragnieniom. Pierwotną pokusę wyrażały słowa: „Na pewno nie umrzecie; [...] będziecie jak bogowie znający dobro i zło” (Rdz 3:4-5). Jeśli Bóg istnieje, to jako człowiek nie mogę być bogiem. W sercu zepsutej ludzkości silne jest pragnienie absolutnej wolności. By taką wolność osiągnąć, Boga trzeba zniszczyć lub zanegować Jego istnieniu. Mglista „siła wyższa” jest bogiem pozbawionym suwerenności; bogiem, który nie jest prawodawcą.

Poczucie winy jest jednym z najbardziej paraliżujących doświadczeń ludzkiego życia. Każdy psychiatra wie, jak niszczycielską siłą dla ludzkiej osobowości jest poczucie winy. Jednakże kiedy to poczucie jest uzasadnione, to zrobić można jedną z dwóch rzeczy: zanegować jej istnieniu lub starać się o jej wybaczenie. Pierwsza opcja wydaje się najmniej bolesna, tyle tylko że nie jest skuteczna, Wina jest czymś realnym i wymaga realnego odpuszczenia. Celem każdorazowej próby zanegowania winy jest pragnienie uwolnienia się od niej. Jeśli pozbywamy się Boga, to pozbywamy się także i poczucia winy.

Próby przechytrzenia Bożej suwerenności i uwolnienia się od winy przybierają bardzo subtelne postaci. Niekoniecznie sprowadzają się do zanegowania samego istnienia Boga. Jego natura może być poddawana modyfikacjom, tak by otrzymać obraz bóstwa cechującego się miłością. Pozbawia się Boga gniewu, sprawiedliwości, suwerenności, pozostawia się jedynie sentymentalną miłość.

R.C. Sproul - Powody by wierzyć

***

Wiara to wiedza pewna. Wiara dotyka zatem rozumu i serca. Prawdziwa wiara jest poznaniem: konieczne jest zrozumienie i poznanie przynajmniej niektórych faktów na temat Boga i Ewangelii — nie zbawia nas bowiem „bliżej nieokreślony” Chrystus. Prawdziwa wiara wymaga pewności: konieczne jest zaufanie, przyjęcie i doświadczenie chwały otrzymanego poznania. Nawet demony mają dobrą teologię (Jk 2:19). Intelektualne poznanie jest konieczne, jednak niewystarczające.

Wiara polega na ufności całym sercem. Nie jest arogancka, ale pewna. Powinniśmy okazywać zmiłowanie wątpiącym (Jud 1:22), niemniej zwątpienie nie jest celem. Nie chcemy wiary nieustannie błądzącej i podającej w wątpliwość, ale pewnej i ugruntowanej. To ona jest podstawą tego, czego się spodziewamy i dowodem tego, czego nie widzimy (Hbr 11:1).

Wiarę wzbudza we mnie Duch Święty przez Ewangelię. Szczere zaufanie Bogu nie jest efektem pracy intelektualnej czy przywilejem łatwowiernych. Jest dziełem, które zradza w nas Duch Boży, gdy usłyszymy Dobrą Nowinę o Chrystusie. Przyjęte przez wiarę zbawienie jest darem, podobnie zresztą jak sama wiara.

Wiara jest pokorna. Kładzie kres chlubieniu się czymkolwiek poza krzyżem, odziera nas z przekonania o jakichkolwiek zasługach poza tą jedną, zdobytą dla nas przez Chrystusa.

Wiara jest osobista. Nie polega na zaufaniu w niesprecyzowane i abstrakcyjne stwierdzenie typu: „Bóg jest miłością” czy „Jezus umarł na krzyżu za grzeszników”. Wiara jest bardzo osobistym przekonaniem, że Bóg kocha mnie i to za mnie właśnie umarł Jezus. Wiara ufa, że Bóg nie posłał swego Syna po to, by zrobił coś wspaniałego dla bliżej nieokreślonych osób. Bóg posłał swojego Syna, aby żył i umarł w moje miejsce. Zbawienie nie jest zaledwie pojęciem, a pewnością rzeczy. Prawdziwa wiara jest pewna „odpuszczenia swoich grzechów, pojednania z Bogiem i życia wiecznego”.

Kevin DeYoung - Niemalże zapomniana dobra nowina

***

Tradycja, Kościół i rozwój doktryny

Z jakiegoś powodu, dzięki Bożej opatrzności, bardzo wyraźnie pamiętam, kiedy po raz pierwszy ktoś zapytał mnie o tekst z 2 Listu do Tesaloniczan 2:15, w kontekście rzymskokatolickich twierdzeń dotyczących tradycji. Podczas „obiadu dla potrzebujących”, zorganizowanego przez bardzo duży zbór baptystyczny, którego byłem aktywnym członkiem, ktoś podszedł do mnie i zapytał, jak zareagowałbym, gdyby pokazano mi następujący tekst: "Przeto, bracia, trwajcie niewzruszenie i trzymajcie się przekazanej nauki, której nauczyliście się czy to przez mowę, czy przez list nasz." Nie pamiętam szczegółów mojej odpowiedzi, ale pamiętam moją myśl, że dobrze by było przyjrzeć się bliżej koncepcji „tradycji” pojawiającej się w Nowym Testamencie.

Przez te wszystkie lata, odkąd zacząłem aktywnie odpowiadać apologetom kościoła rzymsko-katolickiego na ich zaprzeczanie sola Scriptura, setki razy słyszałem, jak cytowano tekst z 2 Listu do Tesaloniczan 2:15 jako dowód prima facie na istnienie nieznajdującej się w Piśmie Świętym, niepisanej, ustnej formy tradycji. Jeden z moich najczęstszych oponentów w dyskusji, były protestancki pastor Gerry Matatics, wielokrotnie podkreślał, że ten fragment jest nakazem i że tylko rzymscy katolicy są mu posłuszni, ponieważ trzymają się go - zarówno tradycji pisanej (Pisma Świętego), jak i ustnej. Jego zdaniem, protestanci z natury rzeczy nie mogą tego robić, ponieważ odrzucają autorytet tradycji ustnej. Na tej podstawie odwraca on ostrze zarzutu stawianego Rzymowi i kierując je ku protestantom oskarża ich o podążanie za „stworzoną przez człowieka, niebiblijną tradycją”. Wielu protestantów jest zaskoczonych, ponieważ jedynie nieliczni z nich poświęcili temu fragmentowi w tym kontekście wystarczająco dużo czasu i nieczęsto zdarzyło im się słyszeć dobrze sformułowaną obronę stanowiska katolickiego. (...)
Kiedy zajmujemy się tym fragmentem, niezależnie od tego, kto go używa, musimy najpierw sami w pełni go zrozumieć, aby móc przekazać innym jego główne przesłanie. Paweł napomina Tesaloniczan, aby trwali niewzruszenie, wierni nauczaniu, które otrzymali od niego w dwóch formach. Przez słowo mówione, gdy był z nimi, oraz w pierwszym wysłanym do nich liście. Tradycje te obejmują samą ewangelię i konieczne skutki wyznania Chrystusa jako Zbawiciela („przykazania”, o których Paweł mówi w 1 Liście do Tesaloniczan, dotyczące czystości zachowania, godnego postępowania zgodnie z powołaniem otrzymanym od Boga). W tym fragmencie nie ma po prostu żadnej podstawy, aby sądzić, że wtórny, pochodzący spoza Biblii, zestaw tradycji był przekazywany poza Pismem Świętym. David King stwierdza: W 2 Liście do Tesaloniczan 2:15 Paweł po prostu zobowiązuje sumienia Tesaloniczan do przestrzegania treści swojego nauczania, niezależnie od sposobu, w jaki zostało ono przekazane. Nie ma powodu sądzić, że tekst ten uzasadnia jakąś zasadniczą różnicę między treścią tego, czego Paweł nauczał ustnie i poprzez list. Wyrażenie „przez mowę” przenosi nas do tego wyjątkowego okresu w historii, kiedy apostołowie chodzili po ziemi i Bóg posłużył się nimi, aby zbudować fundament, na którym od tamtej pory opiera się Kościół.

John R. White - Jedynie Pismo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz