czwartek, 19 listopada 2015

Agape

Ponieważ Bóg jest miłością (agape), wobec tego miłość musi być tą jedyną wszechpotężną zasadą rządzącą w Bożym wszechświecie. W przeciwnym bowiem razie Bóg nie mógłby być Bogiem. Sylogizm ten można ująć następująco: Bóg jest wszechpotężny. Bóg jest miłością. Dlatego też i miłość jest wszechpotężna. Z prawdy tej wypływa wniosek, że miłość jest potrafiącą wszystko przetrwać, wiecznie istniejącą i najwyższą zasadą rządzącą wszechświatem. Szatan przeciwstawił się tej zasadzie, ale przegrał.
***
Według ‘satanistycznej biblii’ krucyfiks symbolizuje „żałosną niemoc wiszącą na drzewie”. W ‘satanistycznych rytuałach’ Szatan nazywany jest „niesamowitym Księciem Ciemności, który rządzi ziemią”. Dalej jest przedstawiany jako ten, który przejmuje inicjatywę od Chrystusa, nazywanego „nieskończoną obrzydliwością z Betlejem”, „przeklętym Nazarejczykiem”, „nieudolnym królem”, „przemijającym i niemym Bogiem”, „podłym i wstrętnym pretendentem do chwały Szatana”.
Szatan opisany jest jako „Lucyfer rządzący ziemią”, który pośle „chrześcijańskich sługusów na zagładę”. Opisany jest również jako „Pan Światła” – a aniołowie, cherubiny i serafiny Chrystusa „kulą się i drżą przed nim ze strachu” oraz „płaszczą się przed nim”, podczas gdy on „rozwala bramy niebios”.W Księdze Objawienia znajdujemy całkowicie odmienny opis wydarzeń. Przedstawiona jest tam walka pomiędzy dziką bestią reprezentującą ślepą siłę i zabitym Barankiem. Walka kończy się ostatecznym zwycięstwem nad zwierzęciem i objęciem tronu wszechświata przez Baranka i Oblubienicę jako współrządzącą u Jego boku. Zwycięża miłość!Kiedy niebiosa przeminą z trzaskiem, a żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną; kiedy „stare przeminie, a ziemskie trony i królestwa upadną”, kiedy nowe niebiosa i nowa ziemia, w których mieszka sprawiedliwość, zastąpią stary wszechświat, pozostanie jedynie to, co pojednało się z miłością. Miłość ta nawet teraz, w tym niespokojnym czasie, jest najwyższym prawem wszechświata i przetrwa, i przeżyje wszystkich swoich przeciwników.
***

Ponieważ jest to prawdą, najwyższym celem życia na ziemi jest nauczenie się miłości agape ucieleśnionej w Chrystusie. Taki właśnie jest cel wszystkiego, czego Bóg oczekuje od swoich dzieci. Głównym zajęciem Boga w tym wieku nie jest kierowanie wszechświatem przy pomocy przemożnej siły, ale uczenie członków Jego wybranej Oblubienicy miłości agape, aby przygotować ją do objęcia tronu. Bóg nie czyni nic w sferze odkupienia, co nie miałoby związku z tym zadaniem. Dlatego też każde pojedyncze wydarzenie, czy to radość, czy smutek, nieszczęście czy błogosławieństwo, ból czy przyjemność, wszystko bez wyjątku, Bóg wykorzystuje w celu zdobycia Oblubienicy i doprowadzenia w niej do pełności miłości agape. Tak więc najważniejszym celem życia na ziemi nie jest szukanie przyjemności, sławy, bogactwa czy jakiejkolwiek innej formy światowego sukcesu, lecz uczenie się miłości agape. W ostateczności, w Królestwie Bożym o czyjejś pozycji nie będzie decydował talent, wybitna osobowość, bystrość umysłu, sukces ziemski czy powodzenie, ale tylko jedno – miłość agape.


Paul Billheimer - Nie marnuj swoich łez

wtorek, 10 listopada 2015

Watergate

Ameryka nigdy dotąd nie widziała czegoś takiego jak afera Watergate. Wyglądało to tak, jakby kraj zamarł na kilkanaście miesięcy, kiedy trwały przesłuchania, reporterzy wyciągali brudy, a prezydent, człowiek nastawiony na sukces tak samo jak Chuck Colson, czuł, jak wszystko przecieka mu przez palce - wszystko, na co pracował przez całe swoje życie. Dwa lata po przytłaczającym zwycięstwie wyborczym, musiał stawić czoło wyborowi między procedurą impeachmentu (oficjalna procedura odsunięcia od władzy prezydenta) a rezygnacją z urzędu.
Colsona pochłonęła fala ogólnonarodowego gniewu. Jedyne, co mógł zrobić, to wrócić do praktyki prawniczej. W samym środku kryzysu poszedł na spotkanie ze starym przyjacielem i klientem Tomem Phillipsem, prezesem Raytheon Company (jeden z największych koncernów zbrojeniowych w USA i na świecie). Chuck darzył go szacunkiem jako człowieka ze swego pokolenia, który podziela jego etykę pracy. Był zaskoczony, widząc, jak opanowany i spokojny był Tom. A więc prawdą było to, że jego życie wyszło na prostą - pomyślał. Krążyły plotki, że Tom doświadczył jakiegoś przeżycia religijnego. Chuck zapytał go, co się stało. Przyjaciel był dość powściągliwy. Popatrzył przed siebie i odparł: Znalazłem Jezusa. Moje życie teraz należy do Niego.
Tam, skąd pochodził Chuck takie stwierdzenie uchodziło za wariactwo. Można od czasu do czasu pójść do kościoła, ale nikt nie będzie mówił o "znalezieniu Jezusa" lub poddaniu Mu swojego życia. A potem Chuck znowu musiał spokornieć - został przesłuchany przez sąd przysięgłych. Jego nazwisko zostało sponiewierane przez największe media. Spokój jego przyjaciela był czymś nader pożądanym. Nieco później Chuck zadzwonił do Toma i poprosił o spotkanie.
- Chcę usłyszeć coś więcej o tej religijnej przygodzie, która ci się przydarzyła - powiedział.
Usiedli na werandzie i Tom opowiedział, jak poszedł na ewangelizację Billy'ego Grahama. Wyciągną książkę pt. 'Chrześcijaństwo po prostu' C.S. Lewisa i odczytał fragment o tym, co Lewis nazywa 'wielkim grzechem' - o pysze. Słowa były błyskotliwe i pełne intelektualnej głębi, a myśl w nich zawarta przewróciła świat Chucka do góry nogami. Nauczono go myśleć, że duma to wielka wartość, że trzeba być dumnym z pracy i ze swego nazwiska, szczycić się swoimi osiągnięciami. Teraz zobaczył, że duma miała również ciemną stronę. Pycha jest w stanie zbyt mocno popychać człowieka do szukania własnego dobra. Może uczynić go aroganckim i pełnym pogardy w stosunku do innych. To książka o mnie - pomyślał Chuck - Taki byłem. W obliczu tych słów poczuł się nagi i bezsilny. Sąd nie mógłby potraktować go surowiej i zadać mu więcej bólu, niż zrobiły wspomniane słowa. Płatny zabójca został rozbrojony. Tom zaproponował, że pomodli się z nim, aby poprowadzić go ku nowemu życiu. Chuck nie był na to gotowy, ale zgodził się pożyczyć książkę C.S. Lewisa. W drodze do domu wołał do Boga. Jego niepokój był tak głęboki, że obawiał się, iż rozbije samochód. Zjechał na pobocze i zaczął rozmawiać z Bogiem, na co nigdy wcześniej nie miał czasu. Ogarnęło go cudowne uczucie, że Bóg go słuchał. Czegoś takiego nigdy wcześniej nie doświadczył. Chuck był typem masywnego, twardo stąpającego po ziemi faceta. Czyżby oszalał? Następnego ranka zorientował się, że wszystko się uspokoiło. Odzyskał trzeźwość myślenia. Czuł za to ekscytację z powodu nowych idei - oraz pokój, prawdziwy pokój, prawdziwe uwolnienie od okropnego brzemienia bycia Chuckiem Colsonem - człowiekiem, który musiał mieć nadzwyczajne wyniki, być mistrzem, który zdoła przetrzymać wszystkich.
Teraz widział swój grzech i swoją słabość i - o dziwo - było to uwalniające. już go to nie rujnowało, ponieważ wszystko mógł u stóp Boga. Zatopił się w lekturze C.S. Lewisa - czytał, powracał do przeczytanych już fragmentów, podkreślał, rozmyślał. Powziął decyzję. Od tego dnia jego życie należało do Chrystusa. Ale co zrobić z problemami z prawem? Myślał o tym i znalazł zarzut, do którego mógł się przyznać. Zaproponował, że przyzna się do winy i podda się karze więzienia.
Nie był zaskoczony, że media dowiedziały się o jego nawróceniu i obróciły to w szyderstwo. Oczywiście wszystko to było wybiegiem - twierdzili eksperci. Ale to nie miało dla niego znaczenia. Pomimo całego tego publicznego zgiełku Chuck Colson wiedział, że stał się nowym stworzeniem. Władza jego dawnych bożków została usunięta, a on sam wiedział, co było prawdziwym źródłem władzy. To dziwne, myślał, kiedy prowadzono go do celi. Dziwne, że człowiek może iść za kraty, a jednocześnie czuć się bardziej wolny niż kiedykolwiek wcześniej.


Kyle Idleman - Wojna bogów