poniedziałek, 24 października 2022

Znieczulenie reformacji

Dawno temu idąc do dentysty ludzie narażali się na wielki ból i cierpienie. Dopiero 175 lat temu po raz pierwszy usunięto ludzki ząb pod narkozą.

600 lat temu został spalony na stosie Jan Hus, potem (i wcześniej) inni szczerzy wyznawcy Chrystusa, a wielu zostało skazanych na bezlitosne tortury. Dopiero 175 lat temu (lub mniej) wynaleziono niezwykłe znieczulenie. Dzięki niemu pacjenci nie czują zupełnie bólu, a nawet z przyjemnością latają samolotami do „dentysty”. Od czasów reformacji nic się nie zmieniło oprócz świetnego wynalazku zwanego znieczuleniem. Dzisiaj nie potrzeba narzędzi powodujących ból, nie potrzeba stosów, tak prymitywne metody dziś wywołałyby szok - za pomocą owego znieczulenia osiąga się znacznie większe i lepsze efekty. Dla przypomnienia tamtych czasów - fragment książki opartej na faktach.



Przy szeleście swoich kapłańskich szat mężczyzna pochylił się do przodu i ponownie zaczął mówić, nie dając Claudine szansy na dojście do słowa:

— A teraz powiedz nam, ty anabaptystko — wypluł słowa, jak gdyby były one trucizną. — Kto jest twoim mężem?
Claudine nie odpowiedziała od razu. Czy była to pułapka? Z pewnością wiedzieli, kto jest jej mężem! Czy starali się wyciągnąć od niej informacje na temat jego obecnego miejsca pobytu?
— Myślę, że wiecie kto jest moim mężem — odpowiedziała.
— Och tak? Znamy was, wy obrzydliwi anabaptyści. Wasi mężczyźni dzielą się kobietami i mają wszystkie do dyspozycji jak psy. Czyż to nie wspaniałe?
Słysząc to, Claudine oblała się rumieńcem. Poczuła narastający w niej gniew, więc w myślach modliła się o spokój. W końcu odpowiedziała opanowanym głosem:
— To nieprawda, ale oszczercze pomówienie.
— Ty kłamliwa kobieto! — wybuchnął ksiądz. — Temu również zechcesz zaprzeczyć, ale to prawda. Jakiś czas temu grupa anabaptystów siłą zdobyła miasto Muenster i okupowała je przez pewien czas. I owszem, oni mieli wszystko wspólne, włączając w to kobiety. Poza tym, pookradali kościoły i zakony. I to chcesz pewnie podważyć? Myślę, że nie spodziewałaś się, że ja o tym wiem, ale to prawda — bezczelnie się w nią wpatrywał.
— Owszem, tego dokonali fałszywi nauczyciele. Absolutnie nie chcemy brać udziału w ich nikczemnym postępowaniu. Nie są oni naszymi braćmi — Claudine pragnęła, aby ta część była dobrze zrozumiana. — Możesz temu przeczyć, ile tylko zechcesz, ale ja i tak wiem, że jest to prawdą — po czym ksiądz zamknął usta, tak jakby ostatnimi słowy podsumował całe zagadnienie.
Wtedy urzędnik odchrząknął i zapytał: — Gdzie jest twój mąż?
— Nie wiem — Claudine niezmiernie się cieszyła, że mogła udzielić takiej odpowiedzi całkowicie prawdomównie.
— Kobieto, nie wierzę ci, że naprawdę nie masz najmniejszego pojęcia o tym, gdzie on się teraz znajduje. Gdzie on jest? — zapytał ponownie, kładąc wielki nacisk na ostatnie trzy słowa.
— Nie chcę odpowiadać na to pytanie. Tę informację wykorzystalibyście po to, aby mu zaszkodzić — Claudine siedziała w pełnym determinacji milczeniu, patrząc na sekretarza w skupieniu zapisującego każde wypowiedziane słowo.
— Możemy sprawić, że i tak nam powiesz — urzędnik groźnie kiwał głową, gapiąc się na nią. — Czy otrzymałaś od niego jakieś informacje? — uważnie się jej przypatrywał, jakby chciał odczytać jej myśli.

Jego stalowe spojrzenie zdawało się przeszywać ją na wskroś.
Co powinna powiedzieć? Chwilę się zastanawiała, po czym znowu powtórzyła:
— Nie chcę udzielać odpowiedzi na żadne z tych pytań.
W duchu kobieta drżała i modliła się o siły. Przesłuchiwanie odnośnie jej wiary było jedną rzeczą, ale bycie wykorzystywaną do zdobycia informacji o reszcie braci budziło w niej przerażenie. Absolutnie nie chciała się przyczynić do tego, żeby jej mąż lub ktokolwiek inny został schwytany. W jej umyśle zaczął też narastać strach przed torturami. Czy jeżeli odmówi im odpowiedzi na te pytania, będą ją torturować? „Panie, strzeż moich ust i daj mi jasny umysł, abym była ostrożna”.
Tak jak się obawiała, był to dopiero początek ich strasznego starania się, aby wydobyć z niej informacje.
— Gdzie urodziło się twoje dziecko?
— W Menen.
— Czy zostało ono ochrzczone?
— Nie było takiej potrzeby.
— Hmm... Czy też słyszycie te bzdury? — wtrącił ksiądz. — I kto był obecny przy porodzie twojego dziecka?
— Nasza znajoma, położna.
— Kto jest tą znajomą?

(…)

Teraz oczami pełnymi łez Claudine spojrzała w górę na oskarżyciela,
- Nie mogę, proszę pana! - wykrzyknęła w strasznym cierpieniu. — Ale proszę pana, błagam, błagam, niech pan ma litość! - przycisnęła swojego synka do piersi.
- Zabierzcie je - urzędnik rozkazał strażnikowi.

Odgłos kroków zbliżył się do niej, po czym Jan został wyrwany z jej objęć. Kiedy jego przerażony płacz zamarł w oddali, łzy kobiety przekształciły się we wstrząsający nią całą szloch. Każda część ciała nakazywała jej poderwać się, pobiec za strażnikiem i błagać o swoje dziecko, jednak mimo to siedziała bez ruchu.
Urzędnik stał tuż przed nią. Był przekonany o swoim zbliżającym się zwycięstwie.
— Możesz mieć go z powrotem, jeżeli tylko się poddasz — powiedział brzmiącym prawie kojąco głosem.

Kendra K. Burkholder - Kogóż bać się będę ?

Wydarzenia zrelacjonowane w tej powieści oparte są na faktach; spisane zostały na podstawie starannie zgromadzonych informacji. Niektóre szczegóły i dialogi zostały dodane celem wspomożenia płynności wydarzeń, pomimo że autor nie mógł im świadczyć i ich utrwalić. Historia rozgrywa się w połowie XVI wieku we Flandrii - na obecnym obszarze Belgii. Główni bohaterowie byli członkami grupy chrześcijan, zwanych anabaptystami, a później znanych również jako mennonici.

Ruch anabaptystyczny został rozpoczęty w 1525 roku w Zurychu w Szwajcarii przez grupę ludzi studiujących Biblię, którzy pragnęli Kościoła opartego na nauczaniu z Nowego Testamentu, a nie kościoła stworzonego z całej populacji, niezależnie od szczerości wyznania. Anabaptyści praktykowali chrzest dorosłych wierzących, przez co rozumieli chrzczenie tych, którzy oddali się podążaniu za Chrystusem i wcielali w swoje codzienne życie Jego nauki. Odłam ten nie był nowym ruchem politycznym. Nawet przeciwnie — jego członkowie wyznawali nauczanie Jezusa i apostołów na temat niestosowania jakiejkolwiek przemocy. Jednymi z pierwszych przewodników tego zapoczątkowanego w Szwajcarii odłamu byli: Felix Manz, George Blaurock i Conrad Grebel.

Do 1535 roku ruch anabaptystyczny w swojej - opartej na Biblii - pokojowej formie zyskał wielkie poparcie w Holandii. jednym z pierwszych - oraz niezwykle wpływowych - przywódców w Holandii w latach 1535-1561 był Menno Simons, od którego imienia powstała nazwa mennonici. Ta książka opowiada historię Piersoma i Claudine, którzy dołączyłi do Kościoła anabaptystycznego kilka dekad po upływie 1535 roku.

poniedziałek, 10 października 2022

Okruchy filozoficzne. Chwila

Pamiętam, że już w podstawówce czytałem Kierkegaarda (1813-1855) i nic z jego książek nie rozumiałem. Było jednak coś, co mnie fascynowało w jego filozofii, choć było to nieokreślone. Poniższy tekst wydaje się zawikłany i dość katorżniczy. Ale może da się coś z tego wyciągnąć?
1. Człowiek, jeżeli ma się urodzić - rodzi się tylko raz oraz człowiek, jeżeli ma się narodzić powtórnie - rodzi się na nowo także tylko raz.
2. Narodziny oraz powtórne narodziny nie są zasługą narodzonego, lecz „przychodzą z góry”.
Coś jeszcze…?
Może warto dodać, że narodzenie to chwila, dłuższa lub krótsza, ale chwila, nie proces. Procesem może być oświecenie przed narodzeniem. W takim oświeceniu (żeby nie powiedzieć - średniowieczu) tkwi większość ludzi, którzy uważają siebie za chrześcijan. Aż do śmierci nigdy się nie rodzą... P.A.

Uczeń

Jeśli uczeń jest nieprawdą (gdyby było inaczej, wrócilibyśmy do sokratycznego toku myślenia), a mimo to — człowiekiem i otrzymuje warunek i prawdę, wówczas nie staje się człowiekiem dopiero w tym momencie, ponieważ już nim był, lecz staje się innym człowiekiem, nie w tym krotochwilnym sensie, jakoby miał się stać innym człowiekiem w obrębie tej samej jakości, co uprzednio, lecz staje się człowiekiem jakościowo innym, albo — jak moglibyśmy to inaczej określić — staje się nowym człowiekiem.

Jeśli był nieprawdą, to nieustannie też oddalał się od prawdy; otrzymując w chwili warunek zaczął się poruszać w przeciwnym kierunku, albo — mówiąc inaczej — przeżył zwrot. Pragniemy tę zmianę nazwać zwrotem (omvendelse), mimo że jest to pojęcie dotychczas nie używane; ale właśnie dlatego je wybieramy, aby nie zamącono nam w głowach; zostało ono bowiem jakby stworzone dla określenia tej zmiany, o której mówimy.

Jeżeli uczeń z własnej winy znajdował się w nieprawdzie, zwrot ten nie może się dokonać bez uświadomienia go sobie, albo tego, że stało się to [życie w nieprawdzie] z jego własnej winy, i wraz z uświadomieniem sobie tego zrywa ze stanem poprzednim. Ale jak się zrywa, jeśli nie z troską w sercu? Jednak troska ta dotyczy tu tego, że pozostawał on tak długo w poprzednim stanie. Pozwólcie nam taką troskę nazwać skruchą; czymże bowiem innym byłaby skrucha, która wprawdzie wyrasta ze zwrócenia się ku przeszłości, ale której intensywność zostaje zwiększona dzięki temu, co znajduje się w przyszłości, przed nią?

Jeżeli [uczeń] tkwił w nieprawdzie i teraz wraz z warunkiem przyjmuje prawdę, to dokonuje się w nim zmiana podobna do przejścia od niebytu do bytu. Ale to przejście od niebytu do bytu to przecież narodziny. Wszelako ten, który jest, nie może zostać urodzony — a mimo to rodzi się. Pozwólcie nam to przejście nazwać ponownymi narodzinami (Gjenfodelsen), dzięki którym przychodzi on na świat po raz drugi, zupełnie zresztą podobnie, jak dzięki narodzinom rodzi się jako pojedynczy człowiek, który jeszcze niczego nie wie o świecie, w którym się narodził, na przykład tego, czy jest zamieszkały, czy istnieją inni ludzie, czy nie; bo można zapewne zostać en masse ochrzczonym, ale nigdy en masse ponownie narodzonym. Podobne to jest do zachowania się [człowieka], który dzięki sokratycznej sztuce maieutycznej sam się urodził i z tego powodu o wszystkim innym w tym świecie zapomniał, i w głębszym sensie tego słowa nie był dłużnikiem żadnego człowieka — podobnie i człowiek ponownie narodzony nie zawdzięcza niczego żadnemu człowiekowi, lecz wszystko owemu boskiemu nauczycielowi i musi — jak ten, który poza sobą zapomniał o całym świecie — z powodu tego nauczyciela zapomnieć [także] o sobie samym.

Jeśli więc chwila miałaby nabrać decydującego znaczenia — a w przeciwnym razie mówimy przecież tylko sokratycznie, niezależnie od tego, czego byśmy nie powiedzieli i ilu wyszukanych słów byśmy nie użyli, i niezależnie od tego, czy mielibyśmy mniemać, nawet sami nie rozumiejąc, że zaszliśmy o wiele dalej aniżeli ów naiwny mędrzec, który nieprzekupny rozsądzał między Bogiem, ludźmi i samym sobą, bardziej nieprzekupny niż Minos, Ajakos i Radamantys — musi nastąpić zerwanie, a człowiek nie będzie mógł powrócić do starego, pierwotnego stanu, nie powinien nawet odczuwać chęci przypominania sobie tego, co mu pamięć pragnie podsunąć, i w jeszcze mniejszym stopniu będzie w stanie ponownie przyciągnąć Boga własnymi siłami na swoją stronę.

Ale czy wyżej przedstawione da się w ogóle sensownie pomyśleć? Nie spieszmy się z odpowiedzią, bowiem nie tylko ten pozostał dłużny odpowiedzi, który z powodu rozwlekłości i nadmiernej szczegółowości nigdy nie doszedł do początku odpowiedzi, ale także i ten, kto wykazał się wprawdzie wręcz wspaniałą szybkością i biegłością w odpowiadaniu na pytania, ale nie przejawił wystarczającej powściągliwości i rozwagi w rozwikłaniu trudności, zanim przystąpił do odpowiedzi. Zanim odpowiemy, zechciejmy więc zapytać, kim jest ten, kto na pytanie ma odpowiedzieć. Urodzić się — czy to się da pomyśleć? Tak, dlaczego nie; ale kim jest ten, który ma to pomyśleć? Tym, który się urodził, czy tym, który się nie urodził? To ostatnie jest niedorzecznością, jaka zapewne nikomu nie może przyjść do głowy, gdyż urodzonemu ta myśl nie może wpaść do głowy. Jeśli więc urodzony myśli siebie jako człowieka urodzonego, to myśl jego dotyka przejścia z niebytu do bytu. Podobnie rzecz się musi mieć z ponownymi narodzinami. A może problem miałoby utrudnić to, że niebyt wyprzedzający ponowne narodziny miałby zawierać w sobie więcej bytu niż niebyt, który wyprzedza urodzenie? Ale kim jest ten, kto ma to pomyśleć? Musi to być ponownie narodzony, bowiem byłoby niedorzecznością, gdyby miał to uczynić człowiek nie-narodzony-ponownie i czy nie byłoby to nad wyraz śmieszne, gdyby nie-narodzonemu-ponownie ten pomysł przyszedł do głowy?

Jeżeli jakiś człowiek był pierwotnie w posiadaniu warunku niezbędnego dla zrozumienia prawdy, sądzi, że sam jest, i jednocześnie, że Bóg jest. Jeżeli jest w nieprawdzie, musi pomyśleć o sobie właśnie to [że jest w nieprawdzie], a przypomnienie nie dopomoże mu do wysnucia żadnego innego wniosku. Czy posunie się dalej w swym myśleniu, o tym musi rozstrzygnąć chwila (choć ona już oddziałała, kiedy pozwoliła mu pojąć, że jest on nieprawdą). Jeśli tego nie rozumie, to jest skazany na Sokratesa, nawet jeśli mniema, że zaszedł znacznie dalej; wyrządzi temu mędrcowi niejedną przykrość, jak uczynili to ci, którzy pieniaczyli przeciwko niemu do tego stopnia — gdy wytykał im jedną czy drugą głupotę (ἐπειδάν τινα λῆρον αὐτων ἀφαιρῶμαι) — że byli gotowi go po prostu porządnie pokąsać (por. Teajtet, 151). — W chwili człowiek sobie uświadamia swoje ponowne narodziny; bowiem jego poprzedni stan, na który nie powinien się powoływać, był stanem niebycia; w chwili uświadamia sobie swoje odrodzenie, bowiem jego poprzedni stan był stanem niebycia. Gdyby jego poprzedni stan był stanem bycia, wówczas chwila w żadnym przypadku nie miałaby dlań decydującego znaczenia, jak przedstawiono to wyżej. Podczas gdy patos grecki koncentruje się na przypomnieniu, patos naszego projektu koncentruje się na chwili i nie ma się czemu dziwić, bo czyż nie jest to w najwyższym stopniu patetyczna sprawa — przejść od niebycia do istnienia?

Popatrz, oto treść mojego projektu! Może jednak ktoś powie: „To jest najśmieszniejszy ze wszystkich projektów, albo, ściślej, Ty jesteś najśmieszniejszym ze wszystkich projektodawców; jednak nawet jeśli ktoś projektuje coś nierozsądnego, to przecież zawsze może przy tym pozostać prawdziwa reszta, na przykład to, że on jest tym, który to zaprojektował; Ty natomiast zachowujesz się jak neapolitański żebrak (Lazaron), który pobiera pieniądze za pokazanie okolicy, którą każdy może sam zobaczyć; jesteś jak człowiek, który prezentuje skopa (barana) po południu za pieniądze, podczas gdy przed południem można go było zobaczyć gratis w szczerym polu”. — „Możliwe, że tak jest — zapadam się ze wstydu. Ale załóżmy teraz, że jestem właśnie taki śmieszny, pozwólcie mi więc naprawić mój błąd przez przedstawienie nowego projektu. Proch wynaleziono już kilkaset lat temu, byłoby zatem śmieszne, gdybym chciał udawać, że go wynalazłem; ale czy nie byłoby równie śmieszne, gdybym założył, że byle kto go wynalazł? Popatrz, teraz pragnę być na tyle uprzejmy, by założyć, że Ty jesteś tym, który wynalazł mój projekt; większej uprzejmości ode mnie nie możesz wymagać.
Albo, w przypadku gdybyś chciał temu zaprzeczyć, czy zaprzeczyłbyś także temu, że byle kto go wynalazł, to znaczy jakiś tam człowiek? W tym przypadku byłbym równie bliski dokonania ongiś tego odkrycia, jak ktokolwiek inny. Tak więc nie gniewasz się na mnie za to, że niegodnie przypisuję sobie coś, co należy do innego człowieka, lecz gniewasz się na mnie, ponieważ przypisuję sobie coś, czego nie wynalazł żaden człowiek, i na równi z tym rozgniewasz się, jeśli Tobie kłamliwie przypiszę to odkrycie. Czy to nie osobliwe, że istnieje coś takiego, o czym każdy, kto to zna, jednocześnie wie, że nie on jest wynalazcą tego czegoś i że nie można tego wynalazcy odnaleźć, choćby pytało się o to wszystkich ludzi? I mimo to oczarowuje mnie ta osobliwość w najwyższym stopniu, ponieważ jest sprawdzianem słuszności hipotezy i udowadnia ją. Byłoby przecież niedorzecznością żądać od człowieka, by sam z siebie odkrył, że go nie ma. Ale to przejście jest charakterystyczne dla ponownego narodzenia się, dla przejścia z niebycia do istnienia. Czy on to potem zrozumiał, nie ma nic do rzeczy; nawet jeśli się umie posłużyć prochem, czy rozłożyć go na części składowe — nie wynika z tego jeszcze, że wynalazło się proch. Zatem możesz się gniewać tylko na mnie bądź na każdego człowieka, który stwarza pozory wynalezienia tego, o czym mówiliśmy, ale z tego powodu nie musisz się złościć na sam projekt myślowy”.


Soren Kierkegaard - Okruchy filozoficzne. Chwila