piątek, 27 lipca 2018

Śluby na pokaz

Rozmowy o małżeństwie, obrączkach, kwiatach, prowadzeniu gospodarstwa (fuj!) domowego przyprawiają mnie o dreszcze. Obawiam się niekiedy, że mój realizm wstrzyma mnie przed prawdziwym pokochaniem kogoś na tyle, by odczuwać chęć zawarcia związku małżeńskiego. Jestem człowiekiem z cyganerii i nie dbam o to, by moje buty błyszczały.

***

Chrześcijańskie wesela w dwudziestym wieku, to najbardziej próżna i pozbawiona znaczenia forma. Ani śladu w tym realności. Świadkowie ubierają się na pokaz. Wszystko obraca się wokół ciała. Pieśni są absurdalne, jeżeli w ogóle ktoś zwraca uwagę na słowa, czego jednak nikt nie czyni. Słuchają tylko jak to jest śpiewane, a nie o czym. Świece to bezużyteczne a kosztowne drobiazgi. Pomocnicy nikomu nie pomagają, lecz wyglądają bardzo oficjalnie. Sama ceremonia to bezsensowna mieszanina przestarzałej gramatyki i frazeologii - brzmi jak uczniowski przekład czegoś z Cicerona. I to głupie pytanie, kto oddaje tą kobietę temu mężczyźnie. Kogo to obchodzi? Każdy wie, że to jej ojciec, wujek albo jakiś pacan, który poci się, stojąc przed ołtarzem. I po co mówić o katolikach! My, fundamentaliści, lubujemy się w nastrojowych widowiskach. Jestem pewien, że któryś z pomniejszych proroków znalazłby w tym temat do napomnień. Muszę to sobie przeczytać na moim własnym ślubie (jeśli do tego dojdzie!).

***

Ciężka satyna w kolorze kości słoniowej... dopasowany stanik... haft, tęczowe cekiny... tiara ze sztucznymi diamentami..., długie nawy, łzy i pochlipywania, kelnerzy w białych frakach, nie tworzą podniosłej uroczystości. To nic więcej niż kosztowna nuda, z której potem niewiele się pamięta. Jest we mnie coś, co opiera się tej pokazowej części ślubów z żarliwością, jaką odczuwam do niewielu innych spraw w życiu. Nie mogę znieść, gdy jakiś cherlak przechwala się swoimi osiągnięciami, a nie może poprzeć niczym swoich słów.


***

Nikt naprawdę nie rozumie dlaczego chcemy wziąć tylko ślub cywilny, ale zrobimy tak wierząc, że Bóg jest naszym Przewodnikiem i sędzią naszych motywów. Niewiele osób uważało nas za dobrze dobraną parę. Dla mnie te ich słowa nie mają żadnego znaczenia. Bóg nauczał nasze sumienia, by nie bać się niczego innego, jak tylko rozminięcia z Jego wolą.

***

Pobraliśmy się bez zbytniego zamieszania w USC w Quito w Ekwadorze. Było to cudowne proste 10 minut – niechlujny, wysoki pokój w starym budynku z czasów kolonialnych. Uroczysty urzędnik odczytał szybko monotonnym głosem kilka stron tekstu po hiszpańsku – było to przerywane tu i ówdzie naszym “tak”. Podpisaliśmy się w ogromnej księdze i zostaliśmy mężem i żoną. “Raduj się w Panu, a On spełni pragnienia twego serca” Ps 37,4.


Elisabeth Elliot - W cieniu Wszechmogącego - Życie i świadectwo Jima Elliota

niedziela, 1 lipca 2018

Rodowód Mesjasza / młode wino / prorok

W wersecie 1 Mateusz celowo umieszcza Dawida przed Abrahamem, zarzucając porządek chronologiczny pozostałej części genealogii. Dlaczego stawia Dawida na pierwszym miejscu? Aby podkreślić Jego postać. Wyeksponowanie Dawida w wersecie l stanowi w istocie klucz do całej księgi. Mateusz podkreśla, że Jezus jest królem Żydów, obiecanym potomkiem Dawida. Pamiętając o tym, możemy przejść do wersetu 6 i przypisać Dawidowi „podwójną cząstkę”. Innymi słowy, licząc Dawida podwójnie, listy przyjmują postać 14/14/14. Jeszcze bardziej uderzające jest to, że litery składające się w języku hebrajskim na imię „Dawid” mają wartość numeryczną równą 14. Choć nam taki rodzaj „numerycznej interpretacji” (gematria) zdaje się obcy, była to często stosowana rabinistyczna metoda interpretacji. W języku hebrajskim litery alfabetu służą również zapisowi liczb. Dzieci mogły uczyć się arytmetyki na literach własnego imienia, dzięki niemu owa „numerologia” była bardziej powszechna i rozpoznawalna. Mateusz, podobnie jak Łukasz i Jan, rozpoczyna swoją księgę w stylu doskonale dostosowanym do oczekiwań swych czytelników.
Inną uderzającą cechą genealogii Mateusza jest włączenie do niej kobiet. Genealogie bardzo rzadko zawierały imiona kobiet, choć nie było to zupełnie niespotykane (np. 1 Krn 1,32; 2,l7-21.24.26). Jednak uwzględniano jedynie te kobiety, które można było stawiać za przykład. Kobiety wymienione w genealogii przedstawionej w Ewangelii Mateusza wywołałyby raczej skandal. Tamar dopuściła się prostytucji i kazirodztwa (1 M 38,6-30). Rahab była prostytutką z pogańskiego Jerycha (Joz 2,1.3; 6,17.23.25; Hbr 11,31)7. Rut była Moabitką. Batszeba popełniła cudzołóstwo (2 Sm 12,24), a ponieważ jej mąż był Chetyjczykiem, być może również pochodziła spoza Izraela. Historia każdej z tych kobiet podkreśla wiarę pogan w zestawieniu z ich żydowskimi odpowiednikami: Tamar wobec Judy, Rahab wobec Izraelitów, Rut wobec pokolenia epoki sędziów, żona Uriasza wobec Dawida.
Dla tych kobiet nie powinno być miejsca w rodowodzie Mesjasza! Mimo to znalazły się tam, przypominając nam, niczym neon, o Bożej łasce. Kiedy Maria była oskarżana, że poczęła w wyniku gwałtu (lub gorzej) i spotkała się z ostracyzmem ze strony bliskich i przyjaciół, każda z tych kobiet mogłaby stanąć obok niej i powiedzieć: „Kochanie, wiem jak się czujesz”.

***

Jedynie Łukasz dodaje przenikliwą obserwację (5,39), że ludzie z reguły wolą stare od nowego. Jezus cytuje to przysłowie, ale to nie znaczy, że się z nim zgadza. To prawda, że stare wino jest lepsze. Tu jednak kończy się zasięg tej metafory. W przypadku Królestwa nowe (ewangelia) jest lepsze od starego (Prawa). Mimo to wspomniana zasada nadal się sprawdza: Ludzie wolą to, co znane. Przywykają do starych dróg i nadal chcą nimi podążać. Taka jest natura rytuałów.
Nie chodzi jedynie o upływ czasu, bo współcześnie i ewangelia jest dość wiekowym przesłaniem. Ludzie nadal czują się wygodniej pod Prawem niż pod łaską. Mimo iż Prawo potępia nas wszystkich, przynajmniej mówi nam czarno na białym, czego się od nas oczekuje. Jezus natomiast wzywa nas, abyśmy podążali za nim bez pewności, dokąd nas to zaprowadzi. Kto wie, kiedy Jezus poprowadzi nas do ludzi podobnych do Mateusza i jego przyjaciół grzeszników! Postanowienia Prawa mogą być mroczne, ale te ścieżki są już wydeptane; ewangelia, choć niesie wolność, przeraża swymi nieskończonymi oczekiwaniami.


***

Wydaje się, że Jezus opuścił Kafarnaum po uzdrowieniu córki Jaira i udał się prosto do Nazaretu. Od tej chwili Kafarnaum przestaje być bazą działalności Jezusa. Powraca do ,,domu” z całym zastępem uczniów jako prominentny rabin. I nie poszedł tam jednie po to, by odwiedzić bliskich. Większość z nich i tak zapewne przeniosła się do Kafarnaum (J 2,12). Jezus przybywa jako wizytujący rabin, a nie lokalny bohater.
Zgromadzeni w synagodze, choć byli zachwyceni naukami Jezusa, zakłopotani jego mądrością i zadziwieni jego cudowną mocą, odrzucili go. Dlaczego? Nie dlatego, że to, co mówił, nie miało sensu, albo że nie potrafił potwierdzić swoich nauk właściwymi dowodami, lecz dlatego, że znali go zbyt dobrze. Wielu z nich posiadało wykonane przez niego meble lub mieszkało w domach wykonanych przez Jezusa i/lub jego ojca. Znali jego rodziców i może nawet pomagali w opiece nad małym Jezusem i jego rodzeństwem (czterema braćmi i co najmniej dwiema siostrami).
Z pewnością ten „chłopak z sąsiedztwa” nie może uważać się za Mesjasza.
Prowincjonalna duma to dziwna rzecz. Ludzie są dumni, kiedy ich dzieci wyjeżdżają i osiągają sukces. Lecz gdy wracają do domu, starają się przypomnieć im, kto zmieniał im pieluchy. To tak, jakby mówili: „Oczywiście, że odniosłeś sukces, przecież jesteś jednym z nas. Ale nie wpadaj w pychę, bo jest tu wielu, którzy są wciąż lepsi od ciebie!”. 

Mark E. Moore - ŻYCIE JEZUSA CHRYSTUSA. Chronologiczna historia na podstawie Ewangelii tom 1/2