sobota, 19 sierpnia 2023

Początek końca wg Tołstoja

Początek końca

Cała Rosja jest przejęta zgrozą na widok nieokiełzanych i zwierzęcych instynktów, które występują na jaw i prowadzą ludzi do popełniania najbardziej, strasznych i bezmyślnych zbrodni.

I nawet bardzo wolnomyślni ludzie, zdolni do obrony każdej swobody, na zapytanie, czy należy uszanować swobodę życia, tj. czy należy powstrzymać się od zabójstw, zachowują milczenie, a tym samym w cichości ducha przyznają konieczność zabójstw albo też wyraźnie konieczność tę uznają, jak to zresztą z jednej strony rewolucjoniści, a z drugiej rząd, otwarcie wyjawiają. I w samej rzeczy zarówno rząd, jak i rewolucjoniści, a obok nich liczni zabójcy bezpartyjni, nie ustają ani na chwilę we wzajemnym mordowaniu się pod najróżnorodniejszymi pretekstami.

Położenie Rosji jest straszne. Nie położenie materialne, nie zastój w przemyśle, nie rozruchy agrarne, nie proletariat, nie zły stan finansów, nie rabunki, nie rokosze, ani stan rewolucyjny w ogólności stanowią zło główne; tym ostatnim jest zamęt moralny i umysłowy, będący źródłem wszystkich nieszczęść. Najwięcej ponurym zjawiskiem jest właśnie to, że większość Rosjan obchodzi się obecnie bez żadnych praw moralnych lub religijnych, obowiązujących ogół. Jedni biorą za religię tradycje przestarzałe i przeżyte, nie mające żadnego znaczenia rozumnego i zresztą powodują się niemi w życiu tylko dla względów praktycznych oraz upodobań nałogowych. Inni, przekonani o nieużyteczności wszelkich wierzeń, tym samym dają się powodować tylko swym zachciankom i upodobaniom przeróżnym. Słowem większość ludzi, dziś w Rosji działających, jakkolwiek różni się co do pojęć o korzystnych formach współżycia ludzkiego, w rzeczywistości kieruje się tylko swym własnym, osobistym i niemalże tylko zwierzęcym instynktem. Najbardziej straszną rzeczą jest to, że ludzie ci, wyzuwszy się z potrzeby uznania rozumnej formy życia i zeszedłszy niemalże do poziomu zwierząt, są zupełnie zadowoleni z siebie i są przekonani, że wszystkie te niedorzeczności oraz brzydoty, które oni - zarówno rząd, jak rewolucjoniści — popełniają, naśladując narody Zachodu, niezbicie dowodzą ich wyższości nad ludźmi rozważnymi i prawymi z przeszłości. Niemniej są oni przekonani nie tylko o tym, że trzeba obalić wszelki religijny punkt widzenia na życie i w wspólny wszystkim, tj. wszelkie wierzenie mogące być kitem między ludźmi, ale i o tym, że brak takiego wierzenia u nich jest dowodem ich umysłowej oraz moralnej wyższości.

*
Ewangelia w skrócie

„Kto chce podążać za mną, niech wyrzuci z umysłu swego ojca, matkę, żonę, dzieci, braci, siostry i cały swój majątek, i niech zawsze będzie gotów na wszystko. Tylko ten, kto czyni to, co ja czynię, i podąży za moim nauczaniem, może uchować się od śmierci.

Każdy człowiek, zanim cokolwiek rozpocznie, rozważa, czy będzie to dla niego korzystne. Jeżeli wydaje się być korzystne, robi to, lecz jeżeli wydaje się być niekorzystne, porzuci to. Każdy człowiek, który buduje dom, najpierw siada i szacuje koszty, jak dużo ma i czy może go ukończyć, żeby nie stało się tak, że rozpoczynając budowę, nie będzie w stanie jej ukończyć i zostanie wyśmiany.

Tak samo ten, kto chce żyć życiem ciała, najpierw rozważy, jak może ukończyć to, czego się podjął. Każdy król, który chce pójść na wojnę, najpierw rozważy, czy może wyjść naprzeciw dwudziestu tysiącom ludzi jedynie z dziesięcioma tysiącami. Jeżeli widzi, że nie może, wyśle ambasadora, by zawrzeć pokój, i do wojny nie dojdzie.

Niech zatem każdy człowiek, przed oddaniem się życiu cielesnemu, przemyśli sobie, czy może oprzeć się śmierci, czy może śmierć jest silniejsza niż on, i czy nie byłoby lepiej zawrzeć pokój od razu. Każdy z was powinien najpierw oszacować wszystko, co uważa za swoje: rodzinę, pieniądze i majątek. Gdy rozważy, czy to wszystko do niego należy, i zrozumie, że nic nie należy do niego, dopiero wtedy może za mną podążać.”

I słysząc to, mężczyzna powiedział: „To dobrze, jeżeli jest życie ducha. Lecz jeżeli oddamy wszystko, a takiego życia nie ma?” Na to Jezus odpowiedział: „To nie tak. Każdy zna życie ducha. Wy wszyscy je znacie. Nie praktykujecie go nie dlatego, że wątpicie, lecz dlatego, że odwróciliście się od prawdziwego życia przez fałszywe troski i są one waszymi wymówkami. (…) W cielesnym życiu wszyscy bowiem rozumiemy co jest korzystne, lecz w odniesieniu do życia ducha nie chcemy rozumieć.”

*
Cóż mamy robić?

Gdyby ta rzekoma nauka, jaką jest ekonomia polityczna, nie zajmowała się tym, czym zajmują się wszystkie prawnicze nauki, czyli apologią przemocy, nie mogłaby przeoczyć tego dziwnego zjawiska, że podział bogactw i pozbawienie jednych ludzi ziemi, kapitału i wolności przez drugich — wszystko to zależy od pieniądza i że tylko za pośrednictwem pieniądza jedni ludzie korzystają z pracy innych.

Powtórzę, bogaty człowiek może wykupić wszystkie zboże i morzyć innych głodem, i zbożem uzależnić innych od siebie. Tak też dzieje się na naszych oczach w ogromnej skali. Zdawałoby się, że warto by poszukać związku tych procesów zniewolenia z pieniądzem, nauka jednak z całkowitym przekonaniem upewnia nas, że pieniądze nie mają ze zniewalaniem ludzi żadnego związku.

We wszystkich znanych nam społeczeństwach, gdzie funkcjonują pieniądze, uzyskują one znaczenie środka wymiany tylko dlatego, że są środkiem przemocy. I główne ich znaczenie zasadza się nie w tym, że służą wymianie handlowej, lecz w tym, że służą przemocy. Tam, gdzie istnieje przemoc, pieniądze nie mogą być prawidłowym środkiem wymiany, dlatego że nie mogą być miarą wartości. A nie mogą nią być, bo jeśli w społeczeństwie jakiś człowiek może odebrać drugiemu owoce jego pracy, to miara ta jest naruszona. Jeśli na jarmark koni przyprowadzi się konie wyhodowane przez swoich gospodarzy i konie zabrane siłą innym gospodarzom, to oczywiście wartość wszystkich zwierząt na tym jarmarku nie będzie już powiązana z trudem włożonym w ich wyhodowanie i wartość innych przedmiotów też ulegnie zakłóceniu, a pieniądze przestaną reprezentować rzeczywistą wartość towarów. Ponadto, jeśli można siłą zagarnąć komuś krowę, konia i dom, to można również siłą zagarnąć pieniądze, a przy ich pomocy — wszystkie istniejące dobra. Jeżeli można siłą zawłaszczać pieniądze i kupować za nie towary, to tracą one całkowicie własności środka wymiany handlowej. Oprawca odbierający komuś pieniądze i oddający je za jakieś towary nic nie wymienia, a tylko bierze za pośrednictwem pieniędzy to, czego mu trzeba.

*
W co wierzę

Śmierć, śmierć, śmierć nawiedza nas każdej sekundy. Nasze życia mijają w obecności śmierci. Pracując osobiście na swoją przyszłość, dobrze wiecie, że przyszłość nie przyniesie niczego poza śmiercią. Śmierć zniszczy wszystko, na co pracowaliście. Dlatego jasnym jest to, że życie dla siebie nie może mieć żadnego znaczenia. Jeżeli życie jest racjonalne, musi być jakiś inny rodzaj życia, musi być cel, który nie polega na zabezpieczaniu swojej własnej przyszłości. By żyć racjonalnie, musimy żyć tak, by śmierć nie mogła zniszczyć naszego życia.

Ewangelia Łukasza 10:41: „Marto, Marto, jesteś taka zatroskana i zakłopotana o wiele rzeczy. Lecz jedna rzecz jest konieczna.”. Wszystkie niezliczone sprawy, które wykonujemy dla siebie będą bezużyteczne w przyszłości; wszystkie takie rzeczy są tylko iluzją, którą siebie samych zwodzimy. „Lecz jedna rzecz jest konieczna.”.

Stan człowieka od dnia jego urodzin jest taki, że oczekuje go nieuniknione zniszczenie, czyli bezsensowne życie i bezsensowna śmierć, jeżeli on sam nie odnajdzie tego, co jest potrzebne dla prawdziwego życia. Chrystus ujawnia ludziom to, co samo w sobie daje prawdziwe życie, nie wynajduje On tego.

*
Królestwo Boga w tobie

Tak było od najdawniejszych czasów i tak trwało, stale się nasilając, w naszych czasach osiągnęło logiczną kulminację w postaci dogmatów o przeistoczeniu oraz nieomylności papieża i biskupów, a także niepodważalności pism. To znaczy doprowadzając do bezmyślności i zapotrzebowania na ślepą wiarę w Boga. Nie w Chrystusa, nie w nauczanie nawet, lecz w osobę — jak w katolicyzmie, albo osoby — jak w prawosławiu, albo wiary w książkę — jak w protestantyzmie. Im szerzej rozprzestrzeniało się chrześcijaństwo, tym większe ogarniało tłumy ludzi nieprzygotowanych. Tym mniej stawało się przejrzyste, tym większego znaczenia nabierała nieomylność interpretacji i tym mniejsze stawało się niezrozumienie prawdziwego sensu nauki. Już w czasach Konstantyna całe jej pojmowanie sprowadzało się do streszczenia sankcjonowanego przez władzę świecką, podsumowania sporów, jakie miały miejsce na soborze, do symbolu wiary określającego: wierzę w to i to, to i tamto, a na koniec — w jedyny święty soborowy i apostolski Kościół, to znaczy nieomylność osób nazywających siebie Kościołem, ponieważ wszystko zostało przywiedzione do tego, że człowiek już nie w Boga wierzy, nie w Chrystusa, jak się głosi oficjalnie ale w to, w co nakazuje wierzyć władza kościelna.

Kościół jest święty, powołany został przez Chrystusa. Nie mógł Bóg powierzyć ludziom objaśniania swojej nauki w sposób dowolny i dlatego ustanowił Kościół. Wszystkie te uwarunkowania są do takiego stopnia nieprawdziwe i gołosłowne, że po prostu wstyd się nimi zajmować. Nigdy i nigdzie nie było widać przyczyny, za wyjątkiem stwierdzeń kościelnych, dla których Bóg lub Chrystus tworzyli cokolwiek podobnego do tego, co ludzie Kościoła rozumieją pod nazwą Kościoła. W ewangelii jest ostrzeżenie przed Kościołem jako zewnętrznym autorytetem, zupełnie oczywiste i jasne w tym miejscu, gdzie przestrzega się, aby uczniowie Chrystusa nikogo nie tytułowali nauczycielami lub ojcami. Nigdzie natomiast nie powiedziano o fundamencie tego, co kapłani nazywają Kościołem.

W ewangelii dwukrotnie użyte jest słowo Kościół. Raz w sensie zgromadzenia ludzi dyskutujących o problemie, drugi raz w związku z niejasnymi słowami o Piotrze-Skale i wrotach piekielnych. Na podstawie tych dwóch przypadków, dla których realnym odnośnikiem zakresu znaczeniowego jest „zgromadzenie”, wywodzi się to określenie, które dzisiaj rozumiemy jako „Kościół”.

Chrystus jednak w żaden sposób nie mógł zbudować Kościoła w tym znaczeniu, jakie my dzisiaj nadajemy temu słowu. Dlatego, że niczego podobnego do pojęcia Kościoła takiego, jaki my znamy obecnie, z sakramentami, hierarchią i co najważniejsze — ze swoim przekonaniem o własnej nieomylności, nie było ani w słowach Chrystusa, ani aparaturze pojęciowej ludzi tamtych czasów. (…)

Między Kościołami a Kościołami oraz Kościołami a chrześcijaństwem nie tylko trudno znaleźć coś wspólnego oprócz nazwy, ale wręcz przeciwnie, są to dwa przeciwstawne nurty. Jeden to wyniosłość, przemoc, zadufanie, zasklepienie i śmierć; drugi natomiast — to pokora, skrucha, uległość, postępowość i życie.

Nie można służyć dwóm panom równocześnie, trzeba wybrać tego lub tamtego. Funkcjonariusze Kościołów wszystkich wyznań, starają się szczególnie w ostatnim czasie, prezentować jako zwolennicy ruchu chrześcijańskiego. Idą na ustępstwa, pragną naprawiać zło, które wkradło się do Kościoła i mówią, że z powodu nadużyć nie można odrzucać samej zasady Kościoła chrześcijańskiego, który jako jedyny może wszystkich zjednoczyć i być pośrednikiem między ludźmi a Bogiem. Jest to jednak złudą: Kościoły nie tylko nigdy nie łączyły, ale były zawsze jedną z głównych przyczyn podziałów między ludźmi, wzajemnych nienawiści, wojen, zgliszcz i inkwizycji oraz nocy św. Bartłomieja itp. Kościoły nigdy nie służą jako pośrednicy pomiędzy ludźmi a Bogiem, ponieważ nie jest to potrzebne, a nawet zakazane przez Chrystusa, otwierającego swoją naukę wprost i bezpośrednio każdemu człowiekowi. Stawiając martwe figury w miejsce Boga, nie tylko nie przybliżają go ludziom, a wręcz przesłaniają. Kościoły powstały bowiem z niezrozumienia i podtrzymują to niezrozumienie swoim brakiem elastyczności, nie mogą więc zaniechać prześladowania i potępiania prób zrozumienia nauki poza nimi. To maskowanie ma wymiar ciągły, bowiem każdy ruch postępu na drodze wskazanej przez Chrystusa uderza w ich egzystencję.

środa, 9 sierpnia 2023

Upadły człowiek nie może poznać Boga

Dzięki łaskawej opatrzności Bożej rasa ludzka może się poszczycić wielkimi osiągnięciami intelektualnymi w dziedzinach takich jak nauka, technologia i medycyna. Jednak wiedza upadłego człowieka o Bogu nie jest niczym więcej niż pogmatwaną zbieraniną herezji i bezsensowny myśli, Niewiedza ta nie wynika z tego, że Bóg się ukrywa, ale z tego że to człowiek się ukrywa. Bóg wyraźnie objawił się ludziom poprzez stworzenie, Swoje suwerenne dzieła w historii, Pismo Święte, a wreszcie przez Swojego wcielonego Syna. Człowiek zaś odpowiedział na to objawienie, zamykając oczy i zakrywając uszy. Nie może poznać praywdy, ponieważ jej nienawidzi i stara się ją wyprzeć. Sprzeciwia się prawdzie, ponieważ to jest Boża prawda. Przemawia ona przeciwko niemu i dlatego nie może jej znieść.

UPADŁY CZŁOWIEK NIE MOŻE KOCHAĆ BOGA

Większość ludzi, nawet niereligijnych, twierdzi, iż żywi w jakimś stopniu miłość czy uczucia wobec Boga. Niemniej jednak Biblia świadczy o tym, że upadły człowiek nie może kochać Boga. W rzeczywistości Pismo Święte naucza, że dopóki rodzaj ludzki się nie nawróci, nienawidzi Boga i toczy przeciwko Niemu wojnę. Ta wrogość istnieje ze względu na to, że moralnie upadłe stworzenia po prostu nie mogą znieść świętego i sprawiedliwego Boga ani poddać się Jego woli.

Ważne jest, aby pamiętać, że większość osób twierdzących, że kocha Boga prawdziwą miłością, niewiele wie o Jego cechach i dziełach, zgodnie z tym, jak je opisuje Pismo Święte. Dlatego Bóg, którego kochają nie jest niczym więcej jak tylko wymysłem ich wyobraźni. Stworzyli sobie bożka na swój obraz i podobieństwo i kochają to, co stworzyli. Bóg oświadcza przez psalmistę: „sądziłeś, że jestem do ciebie podobny, ale będę cię napominał”.

Gdyby większość ludzi, nawet ci, którzy uważają się za religijnych miało zbadać Pismo Święte, z pewnością uznaliby oni, że ich Bóg różni się od boga, który jest przedmiotem ich uczuć. Gdyby przyjęli nauczanie Pisma Świętego na temat takich Boskich cech, jak świętość, sprawiedliwość, suwerenność i gniew, takim, jakie jest, najprawdopodobniej wywołałoby to w nich zniesmaczenie i oświadczyliby: „Mój Bóg nie jest taki!” albo „Nigdy nie mógłbym pokochać takiego Boga". W ten sposób szybko moglibyśmy się przekonać, że gdy upadły człowiek spotyka Boga Pisma Świętego, jego jedyną reakcją jest obrzydzenie i odrzucenie. Jaki jest powód takiej wrogiej reakcji? Znowu chodzi o to, kim człowiek jest w samej istocie swojej natury. Gdyby człowiek był z natury święty i sprawiedliwy, to z łatwością mógłby kochać świętego i sprawiedliwego Boga. Jednak człowiek z natury jest zdeprawowany i dlatego też kochać Go nie może.

UPADŁY CZŁOWIEK NIE MOŻE SZUKAĆ BOGA

Żyjemy w świecie, w którym znajdziemy mnóstwo osób twierdzących, że szukają Boga, a jednak Pismo Święte za pomocą jednej prostolinijnej deklaracji niweluje wszystkie takie przechwałki: „Nie ma nikogo, kto by szukał Boga”. Często słyszymy, jak osoby dopiero co nawrócone na chrześcijaństwo zaczynają opowiadać swoje świadectwo od słów: „Wiele lat szukałem Boga, ale Biblia odpowiada na te słowa: „nie ma nikogo, kto by szukał Boga". Człowiek jest upadłą istotą. Nienawidzi Boga, ponieważ On jest święty, i sprzeciwia się prawdzie Bożej, ponieważ ta obnaża jego deprawację i bunt”. Dlatego nie może on przyjść do Boga, ale zrobi wszystko, aby Go uniknąć i usunąć ze swojego sumienia każdy fragment Jego prawa. Kaznodzieje w dawnych czasach często podsumowywali tę prawdę w następujący sposób: „Człowiek tak mocno szuka Boga jak zbiegły przestępca szuka policjanta”. Jezus zgadza się z tą prawdą: „A potępienie polega na tym, że światłość przyszła na świat, lecz ludzie umiłowali ciemność bardziej niż światłość."

Paul Washer - Moc i przesłanie Ewangelii

***

Mit: „Chrześcijaństwo jest pomocą dla ludzi słabych”

"Religia to opium dla ludu”. Ten często przytaczany cytat Karola Marksa oddaje popularny pogląd na religię. Postrzegana jest jako popularny środek odurzający dla ludzi cierpiących wskutek depresji, przygnębionych i słabych. Ludzie przygnieceni trudną rzeczywistością życia zwracają się po pociechę i wsparcie do religii. Religia ma być takim „balsamem z Gileadu” dla zranionych przez życie. Często słyszymy podobne stwierdzenie: „Nie potrzebuję religii” — tak jakby prawdziwość bądź fałszywość chrześcijaństwa zależała od odczuwanej potrzeby. U podstaw takiej krytyki leży założenie, że religia jest sprawą wyłącznie subiektywną i emocjonalną, angażującą indywidualne preferencje wynikające z potrzeb słabości.

W świecie filozofii zdeklarowani ateiści często zadają takie pytanie: „Jeśli Bóg nie istnieje, dlaczego tak wielu ludzi angażuje się w religię?”. Ateiści pragną zrozumieć, skąd bierze się religia i dlaczego wciąż trwa w oświeconej epoce; tak jakby nie istniały obiektywne, realne racje uzasadniające jej istnienie. Najczęściej padającą odpowiedzią jest, że człowiek „wynalazł” sobie Boga ze względu na swe lęki i słabości. (...)

Jeśli coś w Bogu wywołuje u nas negatywne reakcje psychiczne, to jest to z pewnością Jego prawo. Prawo to góruje nad wszelkimi własnymi poglądami. Jeśli Bóg istnieje, to wówczas nie mogę postępować tak, jak chcę. Może i cieszę się jakimś zakresem wolności, ale nigdy nie będę autonomiczny. Nie posiadam nieograniczonego prawa do czynienia tego, co chcę. Jeśli jednak Boga nie ma, to, jak pisał Dostojewski, „wszystko jest dozwolone”. To dlatego Boża suwerenność przeczy naszym złym pragnieniom. Pierwotną pokusę wyrażały słowa: „Na pewno nie umrzecie; [...] będziecie jak bogowie znający dobro i zło” (Rdz 3:4-5). Jeśli Bóg istnieje, to jako człowiek nie mogę być bogiem. W sercu zepsutej ludzkości silne jest pragnienie absolutnej wolności. By taką wolność osiągnąć, Boga trzeba zniszczyć lub zanegować Jego istnieniu. Mglista „siła wyższa” jest bogiem pozbawionym suwerenności; bogiem, który nie jest prawodawcą.

Poczucie winy jest jednym z najbardziej paraliżujących doświadczeń ludzkiego życia. Każdy psychiatra wie, jak niszczycielską siłą dla ludzkiej osobowości jest poczucie winy. Jednakże kiedy to poczucie jest uzasadnione, to zrobić można jedną z dwóch rzeczy: zanegować jej istnieniu lub starać się o jej wybaczenie. Pierwsza opcja wydaje się najmniej bolesna, tyle tylko że nie jest skuteczna, Wina jest czymś realnym i wymaga realnego odpuszczenia. Celem każdorazowej próby zanegowania winy jest pragnienie uwolnienia się od niej. Jeśli pozbywamy się Boga, to pozbywamy się także i poczucia winy.

Próby przechytrzenia Bożej suwerenności i uwolnienia się od winy przybierają bardzo subtelne postaci. Niekoniecznie sprowadzają się do zanegowania samego istnienia Boga. Jego natura może być poddawana modyfikacjom, tak by otrzymać obraz bóstwa cechującego się miłością. Pozbawia się Boga gniewu, sprawiedliwości, suwerenności, pozostawia się jedynie sentymentalną miłość.

R.C. Sproul - Powody by wierzyć

***

Wiara to wiedza pewna. Wiara dotyka zatem rozumu i serca. Prawdziwa wiara jest poznaniem: konieczne jest zrozumienie i poznanie przynajmniej niektórych faktów na temat Boga i Ewangelii — nie zbawia nas bowiem „bliżej nieokreślony” Chrystus. Prawdziwa wiara wymaga pewności: konieczne jest zaufanie, przyjęcie i doświadczenie chwały otrzymanego poznania. Nawet demony mają dobrą teologię (Jk 2:19). Intelektualne poznanie jest konieczne, jednak niewystarczające.

Wiara polega na ufności całym sercem. Nie jest arogancka, ale pewna. Powinniśmy okazywać zmiłowanie wątpiącym (Jud 1:22), niemniej zwątpienie nie jest celem. Nie chcemy wiary nieustannie błądzącej i podającej w wątpliwość, ale pewnej i ugruntowanej. To ona jest podstawą tego, czego się spodziewamy i dowodem tego, czego nie widzimy (Hbr 11:1).

Wiarę wzbudza we mnie Duch Święty przez Ewangelię. Szczere zaufanie Bogu nie jest efektem pracy intelektualnej czy przywilejem łatwowiernych. Jest dziełem, które zradza w nas Duch Boży, gdy usłyszymy Dobrą Nowinę o Chrystusie. Przyjęte przez wiarę zbawienie jest darem, podobnie zresztą jak sama wiara.

Wiara jest pokorna. Kładzie kres chlubieniu się czymkolwiek poza krzyżem, odziera nas z przekonania o jakichkolwiek zasługach poza tą jedną, zdobytą dla nas przez Chrystusa.

Wiara jest osobista. Nie polega na zaufaniu w niesprecyzowane i abstrakcyjne stwierdzenie typu: „Bóg jest miłością” czy „Jezus umarł na krzyżu za grzeszników”. Wiara jest bardzo osobistym przekonaniem, że Bóg kocha mnie i to za mnie właśnie umarł Jezus. Wiara ufa, że Bóg nie posłał swego Syna po to, by zrobił coś wspaniałego dla bliżej nieokreślonych osób. Bóg posłał swojego Syna, aby żył i umarł w moje miejsce. Zbawienie nie jest zaledwie pojęciem, a pewnością rzeczy. Prawdziwa wiara jest pewna „odpuszczenia swoich grzechów, pojednania z Bogiem i życia wiecznego”.

Kevin DeYoung - Niemalże zapomniana dobra nowina

***

Tradycja, Kościół i rozwój doktryny

Z jakiegoś powodu, dzięki Bożej opatrzności, bardzo wyraźnie pamiętam, kiedy po raz pierwszy ktoś zapytał mnie o tekst z 2 Listu do Tesaloniczan 2:15, w kontekście rzymskokatolickich twierdzeń dotyczących tradycji. Podczas „obiadu dla potrzebujących”, zorganizowanego przez bardzo duży zbór baptystyczny, którego byłem aktywnym członkiem, ktoś podszedł do mnie i zapytał, jak zareagowałbym, gdyby pokazano mi następujący tekst: "Przeto, bracia, trwajcie niewzruszenie i trzymajcie się przekazanej nauki, której nauczyliście się czy to przez mowę, czy przez list nasz." Nie pamiętam szczegółów mojej odpowiedzi, ale pamiętam moją myśl, że dobrze by było przyjrzeć się bliżej koncepcji „tradycji” pojawiającej się w Nowym Testamencie.

Przez te wszystkie lata, odkąd zacząłem aktywnie odpowiadać apologetom kościoła rzymsko-katolickiego na ich zaprzeczanie sola Scriptura, setki razy słyszałem, jak cytowano tekst z 2 Listu do Tesaloniczan 2:15 jako dowód prima facie na istnienie nieznajdującej się w Piśmie Świętym, niepisanej, ustnej formy tradycji. Jeden z moich najczęstszych oponentów w dyskusji, były protestancki pastor Gerry Matatics, wielokrotnie podkreślał, że ten fragment jest nakazem i że tylko rzymscy katolicy są mu posłuszni, ponieważ trzymają się go - zarówno tradycji pisanej (Pisma Świętego), jak i ustnej. Jego zdaniem, protestanci z natury rzeczy nie mogą tego robić, ponieważ odrzucają autorytet tradycji ustnej. Na tej podstawie odwraca on ostrze zarzutu stawianego Rzymowi i kierując je ku protestantom oskarża ich o podążanie za „stworzoną przez człowieka, niebiblijną tradycją”. Wielu protestantów jest zaskoczonych, ponieważ jedynie nieliczni z nich poświęcili temu fragmentowi w tym kontekście wystarczająco dużo czasu i nieczęsto zdarzyło im się słyszeć dobrze sformułowaną obronę stanowiska katolickiego. (...)
Kiedy zajmujemy się tym fragmentem, niezależnie od tego, kto go używa, musimy najpierw sami w pełni go zrozumieć, aby móc przekazać innym jego główne przesłanie. Paweł napomina Tesaloniczan, aby trwali niewzruszenie, wierni nauczaniu, które otrzymali od niego w dwóch formach. Przez słowo mówione, gdy był z nimi, oraz w pierwszym wysłanym do nich liście. Tradycje te obejmują samą ewangelię i konieczne skutki wyznania Chrystusa jako Zbawiciela („przykazania”, o których Paweł mówi w 1 Liście do Tesaloniczan, dotyczące czystości zachowania, godnego postępowania zgodnie z powołaniem otrzymanym od Boga). W tym fragmencie nie ma po prostu żadnej podstawy, aby sądzić, że wtórny, pochodzący spoza Biblii, zestaw tradycji był przekazywany poza Pismem Świętym. David King stwierdza: W 2 Liście do Tesaloniczan 2:15 Paweł po prostu zobowiązuje sumienia Tesaloniczan do przestrzegania treści swojego nauczania, niezależnie od sposobu, w jaki zostało ono przekazane. Nie ma powodu sądzić, że tekst ten uzasadnia jakąś zasadniczą różnicę między treścią tego, czego Paweł nauczał ustnie i poprzez list. Wyrażenie „przez mowę” przenosi nas do tego wyjątkowego okresu w historii, kiedy apostołowie chodzili po ziemi i Bóg posłużył się nimi, aby zbudować fundament, na którym od tamtej pory opiera się Kościół.

John R. White - Jedynie Pismo