poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Przebudzenie w 1734 roku

Gdy po raz pierwszy budzi się w nas świadomość  naszego nędznego stanu naturalnego i grożącego nam niebezpieczeństwa wiecznego zatracenia, szybkie uzyskanie ratunku i zmiany naszego położenia staje się dla nas sprawą najwyższej wagi. Ci, którzy wcześniej czuli się bezpieczni i utracili czujność, uzmysławiają sobie, że na ścieżce, którą podążają, czeka ich zguba. Poczucie winy ogarnia niektórych znienacka: ich sumienie porusza wieść o nawróceniu innych osób albo coś, co usłyszą publicznie lub w prywatnej rozmowie. Czują się tak, jakby ich serce przeszyła strzała. W przypadku innych osób przebudzenie dokonuje się stopniowo: najpierw ogarnia ich stan zadumy i refleksji. Dochodzą do wniosku, że będzie lepiej i roztropniej dla nich samych, jeśli nie będą dłużej zwlekać, lecz skorzystają z okazji do poprawy swego duchowego położenia. Postanawiają zatem poważnie przemyśleć kwestie, które powodują pobudzenie sumienia do żalu za grzechy. Rozwija się w nich coraz głębsza świadomość, aż pod wpływem Ducha Bożego ogarnia ich nieodparte poczucie własnej nędzy. Inne osoby, które przed tym cudownym okresem były poniekąd religijne i troszczyły się o swoje zbawienie, doświadczają przebudzenia w nowy sposób: uświadamiają sobie, że ich niedbałość i letniość nigdy nie doprowadzi do zamierzonego celu, toteż porywa ich wielki zapał do spraw królestwa niebieskiego. 

Pierwsza fala przebudzenia miała początkowo dwa skutki. Po pierwsze, przywiodła nawracające się osoby do natychmiastowego zaprzestania grzesznych praktyk. Ci, którzy prowadzili rozwiązłe życie, z odrazą odwracali się od swych dotychczasowych występków i nałogów. Gdy Duch Boży zaczął wylewać się tak cudownie na całe miasto, mieszkańcy szybko porzucali zadawnione kłótnie, obmowę i wtrącanie się do cudzych spraw. Karczma wkrótce opustoszała i wszyscy trzymali się swoich domów. Nikt nie wyjeżdżał z miasta, chyba że w ważnej sprawie lub z powodów religijnych, a każdy dzień powszedni pod wieloma względami przypominał dzień święty. Po drugie, przebudzenie skłaniało do gorliwego korzystania ze środków zbawienia: lektury, modlitwy, medytacji, ustanowień domu Bożego i prywatnych spotkań. Mieszkańcy wołali: „Co mamy czynić, abyśmy byli zbawieni?”. Zmieniło się najchętniej uczęszczane miejsce: nie była to już karczma, lecz dom pastora, nawiedzany przez większy tłum gości, niż kiedykolwiek widziano w karczmie.

Istnieje znaczne zróżnicowanie pod względem intensywności niepokoju i strachu przeżywanego przed uzyskaniem kojących oznak ułaskawienia i przyjęcia przez Boga. Niektórzy od samego początku doświadczają znacznie większej zachęty i nadziei niż inni. Jednych niepokoi dziesięciokrotnie mniej złych myśli niż drugich, choć borykają się z takim samym grzechem. Niektórzy tak mocno uzmysławiają sobie niezadowolenie Boga i świadomość grożącego im potępienia, że nie śpią po nocach. Wielu twierdziło, że gdy kładli się do łóżka, przerażała ich myśl o zaśnięciu w takim stanie, a podczas snu ani na chwilę nie mogli się uwolnić od przejmującej trwogi. Budzili się ze strachem i niepokojem ciążącym na duchu. Zdarzało się często, że stan ciągłego przeraźliwego niepokoju nękający umysł przysparzał niektórym dolegliwości fizycznych i zakłócał funkcjonowanie cielesnej natury.
Przerażająca świadomość własnej nikczemności przeważnie tym bardziej przybiera na sile, im bardziej dana osoba zbliża się do zbawienia, choć nierzadko stan umysłu na tym etapie podlega jeszcze licznym zmianom i zawirowaniom zarówno w swym ogólnym kształcie, jak i w szczegółowych uwarunkowaniach. Niektórym wydaje się, że zatracili wszelkie rozeznanie, i boją się, że Duch Boży opuścił ich i czeka ich surowy sąd. Niemniej wykazują głębokie zatroskanie w związku z tą obawą i szczerze pragną żywić znowu żal za grzechy.

Oprócz racjonalnych, niebezpodstawnych obaw i trosk niektórzy borykają się w myślach z wieloma niepotrzebnymi utrapieniami, w których szatan odgrywa przypuszczalnie znaczną rolę, chcąc usidlić ludzi i zagrodzić im drogę. Czasami towarzyszy temu jednocześnie nastrój melancholii, skwapliwie wykorzystywany przez kusiciela, który rzuca kłodę smutku na drogę prowadzącą we właściwym kierunku. Nie wiadomo, jak postępować z takimi osobami, gdyż rozumieją opacznie i tłumaczą na własną niekorzyść wszystko, co słyszą. Wyjąwszy rzeczywistą deprawację serca, niczym innym diabeł nie posługuje się tak chętnie jak melancholią.

Na uwagę zasługuje jednak fakt, że w czasie owego wyjątkowego błogosławieństwa domieszka tego czynnika była znacznie mniejsza niż u osób doświadczających poprzednich przebudzeń. Wielu spośród tych, którzy wcześniej zmagali się z takimi bolączkami, teraz zdawało się doświadczać zaskakującej wolności. Niektóre osoby od dawna uwikłane w różnego rodzaju pokusy i dotkliwe utrapienia szybko pokonywały przeszkody utrudniające im wcześniej postępowanie w kierunku zbawienia. Po raczej łagodnym przeżyciu skruchy pomyślnie podjęły drogę wiodącą do życia. (...)

Niebawem szczere zatroskanie o doniosłe sprawy religijne i życie wieczne ogarnęło całe miasto, rozprzestrzeniając się wśród wszystkich jego mieszkańców niezależnie od stanu społecznego i wieku. Wśród martwych kości dało się słyszeć coraz głośniejsze nawoływanie. Zarzucono wszelkie rozmowy na inne tematy i przy każdej nadarzającej się okazji rozprawiano wyłącznie o kwestiach duchowych i wiecznych, wyjąwszy tylko to, co konieczne, by nie zaniedbać zwykłych świeckich obowiązków. Niezależnie od tego, w jakim kto przebywał towarzystwie, niemal nie tolerowano innych tematów konwersacji. Umysły mieszkańców w cudowny sposób oderwały się od tego świata, który uchodził wśród nas za mało istotny. Mieszkańcy zdawali się zajmować swymi doczesnymi sprawami bardziej z obowiązku niż z zamiłowania.

***

 „A Jezus, odpowiadając, rzekł mu: Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jonasza, bo nie ciało i krew objawiły ci to, lecz Ojciec mój, który jest w niebie” (Mt 16,17)

Bóg jest źródłem wszelkiej wiedzy i zrozumienia. Jest źródłem wiedzy uzyskiwanej w procesie ludzkiego poznania. Jest również dawcą moralności oraz wiedzy i umiejętności, jakie ludzie wykorzystują w sprawach doczesnych Właśnie z tego powodu napisano o Izraelitach, którzy wykazywali się mądrością serca i kunsztem w haftowaniu, że to Bóg napełnił ich duchem mądrości (Wj 28,3).
Bóg jest sprawcą tej wiedzy, jednak nie objawia się ona inaczej jak tylko przez ciało i krew. Śmiertelnicy potrafią dzielić się wiedzą z zakresu ludzkich sztuk i nauk. Przekazują sobie umiejętności dotyczące spraw doczesnych. Wiedza przekazywana w ten sposób pochodzi od Boga: posługuje się On ciałem i krwią jako jej przyczyną pośrednią, wtórną. Udziela jej, wykorzystując moc i wpływ środków przyrodzonych. Jednak gdy chodzi o wiedzę duchową, o której mowa w naszym tekście, jej źródłem jest wyłącznie Bóg. To On ją objawia, a nie ciało i krew. Bóg przekazuje tę wiedzę bezpośrednio, nie korzystając z żadnych pośrednich czynników naturalnych, jak dzieje się to w przypadku wiedzy innego rodzaju.

***

Wieczność mąk piekielnych.

Jestem przekonany, że męki piekielne będą wieczne ze względu na jedno wielkie dobro, jakie Bóg zamierza przez nie w swojej mądrości, czyli to, że ich widok będzie potęgować szczęście, miłość i radosne dziękczynienie aniołów i ludzi, którzy są zbawieni do czego widok ów nader dobrze skłania. Jestem gotów myśleć, że oglądanie wielkich nieszczęść potępionych przedstawicieli własnego gatunku podwoi żarliwość miłości oraz pełnię radości wybranych aniołów i ludzi. Sprawi to na wiele sposobów. Widok cudownej mocy, wielkiego i przerażającego majestatu oraz władzy, a także straszliwej sprawiedliwości oraz świętości Boga, których przejawem jest ich kara, sprawi, że cenić będą Jego przychylność i miłość niepomiernie bardziej, pobudzi też w najwyższym stopniu doskonałą miłość oraz wdzięczność wobec Niego, że wybrał ich spośród reszty, aby uczynić ich szczęśliwymi, że nie uczynił ich Bóg naczyniami gniewu, według Rz 9,22-23: „A cóż, jeśli Bóg, chcąc okazać gniew” itd., „aby objawić bogactwo chwały swojej nad naczyniami zmiłowania”. Poza tym tylko żywa świadomość przeciwnej do ich losu niedoli czyni wszelkie szczęście i przyjemność dwa razy większym niż bez niej. A więc skoro szczęście błogosławionych ma być wieczne, wiemy, że nieszczęście potępionych także będzie wieczne.


Jonathan Edwards - Wybór pism









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz