sobota, 25 lipca 2020

Rzeźbiony bóg moich planów

Jak więc możemy oddać Bogu chwałę w naszym cierpieniu? I jak cierpienie może pomóc nam oddawać chwałę Bogu? 

W 1996 roku Elisabeth Elliot, misjonarka wśród Indian Huaorani (Auca) w amazońskiej dżungli, napisała powieść pt: No Graven Image (Żadnych obrazów rzeźbionych). To opowieść o młodej niezamężnej kobiecie, Margaret Sparhawk, która poświęciła życie przełożeniu Biblii na języki plemion żyjących daleko od cywilizacji, które często nie miały jeszcze nawet formy pisanej. Rozpoczęła przekład Biblii na język ludu Keczua, zamieszkującego w górach Ekwadoru. Kluczową rolę w jej pracy odgrywała znajomość z Pedro, znającym dialekt, który Margaret musiała poznać i sprowadzić do pisma, aby przełożyć Biblię na ten język. Rozpoczęła naukę i mozolny proces systematycznego utrwalania i dokumentowania języka zaczął posuwać się naprzód.

Pewnego dnia Margaret, idąc na spotkanie z Pedro, poczuła wielką wdzięczność do Boga. Wspomniała werset z Księgi Psalmów: „Miej nadzieję w Panu! Bądź mężny i niech serce twoje będzie niezłomne!” (Ps 27,14). Zaczęła się modlić: „Mam nadzieję, Panie. Mam nadzieję i czekam.., Ty wiesz, jak długo czekałam, aby wyjechać na misję do plemion zamieszkujących te góry. .. Zdawałeś się kierować mnie ku tłumaczeniu i pomocy medycznej. I dałeś mi Pedro... Już to, że jestem dzisiaj w tym miejscu, jest odpowiedzią na modlitwę”. Pomyślała o wszystkim, co musiało się zdarzyć, aby trafiła na misję o wsparciu przyjaciół, pomocy finansowej wielu osób, wieloletnich szkoleniach, latach budowania relacji i oczywiście o spotkaniu mężczyzny, który znał język hiszpański i dialekt, który musiała opanować. Zdawało się, że teraz Bóg to wszystko połączył ze sobą. Margaret marzyła, że dzięki jej pracy Biblia stanie się dostępna dla milionów ludzi zamieszkujących odległe, górzyste tereny. 


Gdy w końcu dotarła do domu Pedro, okazało się, że mężczyzna miał na nodze bolesną, zakażoną ranę. Do obowiązków Margaret należało także zapewnienie Indianom podstawowej pomocy medycznej. Miała więc przy sobie strzykawkę i nieco penicyliny. Pedro poprosił ją o zastrzyk, a ona zgodziła się to zrobić. Jednakże już kilka sekund później Pedro wpadł w szok anafilaktyczny, ostrą i rozległą reakcję alergiczną na penicylinę. Cała rodzina zebrała się wokół i we łzach patrzyła, jak ich bliskim targają silne konwulsje.

„Nie widzisz, że on umiera?”, zawołała Rosa, jego żona. „Zabiłaś go!”

Margaret była zaskoczona tym, co się stało. Zaczęła się modlić: „Panie, Boże, Ojcze nas wszystkich, wysłuchaj mojej modlitwy, wysłuchaj mnie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej... Uratuj go, Panie, uratuj go”. Stan Pedro pogarszał się, mężczyzna zaczął wymiotować, a bolesne spazmy zgięły go w pół. Rosa podniosła obie dłonie do głowy i wydała z siebie zawodzący jęk żałobny, dobrze znany wszystkim kobietom w jej plemieniu. Margaret nadal modliła się w myślach: „Panie, co stanie się z Rosą? Co stanie się z Twoim dziełem? Ty to rozpocząłeś, Panie. Nie ja. Ty mnie tu przywiodłeś. Ty odpowiedziałeś na modlitwy i dałeś mi Pedro on jest jedynym. .. Panie, pamiętaj o tym. Nie ma nikogo innego”

Ale Pedro umarł, co oznaczało, że jej praca została przerwana. Wszystkie wysiłki podejmowane przez lata poszły na marne. „To oczywiste, że nie mogłam kontynuować pracy nad przekładem Biblii bez tłumacza i nauczyciela. Bóg wiedział o tym, kiedy Pedro umarł. Przestałam pisać listy z prośbami o modlitwę [do wspierających mnie osób], bo nie mogę już nic napisać o mojej pracy. Wydaje się, że tej nocy, kiedy umarł Pedro, pod wszystkim, czego dokonałam, pojawił się napis KONIEC”.

Książka kończy się głębokim zagubieniem młodej misjonarki. Nie było żadnego dramatycznego zwrotu wydarzeń w ostatnim momencie, żadnej „pozytywnej przemiany”. Stała nad grobem Pedro i myślała: „A Bóg? Co z Nim? (Jestem z tobą: powiedział. Ze mną, W czymś takim? Pozwolił, aby Pedro umarł, albo - i ani wtedy, ani teraz, nie mogę zaprzeczyć takiej ewentualności - może wręcz posłużył się mną, aby go zniszczyć. I czy teraz On oczekuje, pytałam siebie, stojąc nad grobem, że będę Go uwielbiać?”.

Odpowiedź była twierdząca. Dowiedzieliśmy się tego wiele lat później razem z Kathy, moją żoną, gdy słuchaliśmy wykładów, które Elisabeth Elliot wygłaszała w seminarium teologicznym, w którym oboje studiowaliśmy. Wskazała na ostatnią stronę książki, gdzie, jak przyznała, znajdowały się kluczowe słowa.

"Bóg, jeśli był tylko wspólnikiem, zdradził mnie. Z drugiej strony, jeśli był Bogiem, uwolnił mnie."

Potem wyjaśniła nam, że obraz rzeźbiony bożek, o którym wspominał tytuł książki to Bóg, który zawsze działałby tak, jak naszym zdaniem powinien działać. Albo wprost to Bóg, który wspierałby nasze plany i wyobrażenia o tym, jak powinien wyglądać świat i jego losy. To Bóg, którego sami tworzymy - fałszywy bóg. Takie bóstwo jest w rzeczywistości projekcją naszej mądrości i osobowości. Gdyby Bóg funkcjonował w taki sposób, byłby naszym „wspólnikiem”, kimś, z kim utrzymujemy relację tak długo, dopóki robi to, co chcemy. Jeśli postąpi inaczej, to mamy chęć go „zwolnić” lub „usunąć z listy przyjaciół”, niczym osobistego asystenta lub znajomego, który okazał się niekompetentny i niesubordynowany.

Ostatecznie Margaret uświadamia sobie, że upadek jej planów przyczynił się do rozbicia fałszywego bóstwa i po raz pierwszy w życiu może w wolności uwielbiać prawdziwego Boga. Kiedy służyła „bogu-moich-planów”, żyła w ciągłym napięciu. Nigdy nie była pewna, czy Bóg przyjdzie jej z pomocą i „wszystko naprawi”. Zawsze starała się znaleźć sposób, aby nakłonić Boga do zrobienia tego, co zaplanowała. Wtedy nie traktowała Go jak Boga - jako Tego, który jest prawdziwie mądry, dobry i potężny. Została wyzwolona, aby złożyć nadzieję nie we własnych planach i celach, ale w samym Bogu.




Timothy Keller - Krocząc z Bogiem przez ból i cierpienie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz