piątek, 23 listopada 2012

Dolina cienia śmierci

Koniec Doliny Poniżenia był jednocześnie początkiem drugiej, zwanej Doliną Cienia Śmierci, przez którą Chrześcijanin musiał przejść, gdyż droga do Niebieskiego Grodu prowadzi przez sam środek tej doliny. Jest to bardzo odosobnione miejsce. Prorok Jeremiasz określa tę Dolinę Cienia śmierci jako pustynię, kraj pusty i pełen wąwozów, kraj suchy i mroczny, kraj, przez który nikt nie przechodził i gdzie żaden człowiek nie mieszkał (Jer 2:6).
Tutaj, jak wam wkrótce opowiem, Chrześcijanin przechodził jeszcze sroższe próby aniżeli w czasie walki z Apolionem. Widziałem bowiem w moim śnie, że gdy znalazł się na samym kraju tej Doliny Cienia Śmierci, spotkał dwóch mężczyzn, potomków tych, którzy przynieśli Izraelitom złe relacje z dobrego Kraju. Szli oni pośpiesznie z powrotem. Chrześcijanin przemówił do nich tymi słowami: - Dokąd zdążacie?
Mężczyźni: - Z powrotem, z powrotem! A jeśli cenisz sobie życie i pokój, to radzimy ci uczynić to samo.
Chrześcijanin: - Ależ dlaczego? Co się stało?
Mężczyźni: – Co się stało? Szliśmy tą drogą. którą i ty teraz idziesz, tak daleko, jak tylko było można iść, ale naprawdę mało brakowało. aby powrót stał się już niemożliwy. Gdybyśmy zaszli trochę dalej, nie byłoby nas tutaj, aby ci zdać relację.
Chrześcijanin. - Ale cóż was takiego spotkało?
Mężczyźni: - Byliśmy już niemal w samej Dolinie Cienia Śmierci, gdy na szczęście spojrzeliśmy przed siebie i dostrzegliśmy niebezpieczeństwo jeszcze zanim w nie wpadliśmy.
Chrześcijanin: - Co takiego zobaczyliście?
Mężczyźni: - To mało zapytać. co zobaczyliśmy! Już sam widok tej doliny jest okropny. Jest tam ciemno jak w grobie. Zobaczyliśmy również złośliwe larwy, potwory i smoki. Usłyszeliśmy też, jak z tej doliny dochodziły przeciągłe jęki i krzyki, jak gdyby wołali o pomoc jacyś ludzie, będący w bezdennej rozpaczy, siedzący w więzach boleści i w kajdanach.
Ponadto nad tą doliną wiszą chmury trwogi, które odbierają wszelką odwagę do pójścia tamtędy. Również i śmierć bez ustanku nad tą doliną rozciąga swe skrzydła (Job 3:5). Jednym słowem jest to dolina w każdym szczególe straszna, i do tego pełna zamętu.
Chrześcijanin: - Pomimo tego wszystkiego, co mówicie, wiem, że tędy wiedzie moja droga do upragnionej Przystani (Ps 44:19).
Mężczyźni: - Więc niechże to będzie twoja droga, my jej nie obierzemy jako naszej – tak rozstali się i Chrześcijanin poszedł dalej, trzymając dobyty miecz w swej ręce, w obawie przed jakimś atakiem.
Potem widziałem w moim śnie, że wzdłuż całej długości tej doliny, po prawej jej stronie ciągnął się bardzo głęboki rów. Był to ten sam rów, do którego wpadali przez wszystkie wieki ślepi prowadzeni przez ślepych, i gdzie jedni i drudzy nędznie poginęli. Po lewej zaś stronie znajdowało się bardzo niebezpieczne trzęsawisko. Gdy do niego wpada nawet jakiś dobry człowiek, to nie może dla swoich nóg znaleźć oparcia, bagno nie ma dna. Do tego trzęsawiska wpadł swego czasu Król Dawid (Ps 68:15-18) i byłby niewątpliwie w nim utonął, gdyby go stamtąd nie wyciągnął Wszechmocny.
Ścieżka, po której szedł Chrześcijanin. była bardzo wąska i wiodła między rowem z jednej, a trzęsawiskiem z drugiej strony. Było to dla niego bardzo ciężkim doświadczeniem.
Gdy bowiem usiłował w ciemności uniknąć wpadnięcia do rowu, to omal że nie wpadł do bagna, i na odwrót. Tak więc posuwał się naprzód, i słyszałem jak gorzko wzdychał, ponieważ oprócz wyżej wspomnianych niebezpieczeństw, panowała tu taka ciemność, że gdy podniósł nogę, aby zrobić krok naprzód, to nie wiedział gdzie, albo na co ją następnie postawić.
Mniej więcej w środku tej doliny zauważyłem rozwierającą się gardziel piekła, która znajdowała się tuż obok drogi! Chrześcijanin pomyślał wtedy: „Co ja pocznę?“ Z otchłani tej często wydobywały się ogromne płomienia i gęsty dym z iskrami, a także dochodziły do jego uszu przeraźliwe hałasy. (Trzeba dodać, że te istoty nie bały się miecza Chrześcijanina, tak jak bał się go Apolion).
Chrześcijanin zdecydował się schować swój miecz do pochwy i zacząć posługiwać się inną bronią a mianowicie modlitwą (Ef 6:18). Zaczął modlić się na głos, tak, że i ja słyszałem słowa tej modlitwy, gdy wołał: – O Panie, błagam cię, wybaw duszę moją.
Tak szedł dalej jeszcze przez pewien czas, a buchające płomienie cały czas omalże lizały jego zbroje. Słyszał również przeraźliwy szum i gwizdy pędzących tam i z powrotem jakichś niewidocznych istot, tak że czasem zdawało mu się, że zostanie rozszarpany na strzępy, lub rozdeptany jak uliczne błoto.
Patrząc na ten straszny widok i słuchając tych okropnych odgłosów, Chrześcijanin przeszedł kilka długich mil, aż dotarł do pewnego miejsca, gdzie mu się wydawało, że słyszy tupot nóg całej zgrai potworów zastępujących mu drogę.
Tam zatrzymał się, myśląc co najlepiej uczynić. Chwilami przychodziła mu myśl, aby zawrócić, ale potem znowu uświadamiał sobie, że już przebył połowę drogi wiodącej przez tę dolinę, przypominał sobie też, że już przezwyciężył wiele niebezpieczeństw i że niebezpieczeństwo cofania się może być większe aniżeli pójście dalej.
Postanowił więc iść dalej. Tymczasem potwory zdawały się przybliżać coraz bardziej. W momencie jednak, gdy już go miały zaatakować, zawołał donośnym głosem: – Ja pójdę w mocy Pana Boga.
Na dźwięk tych słów potwory pierzchły i więcej się już nie zbliżyły.
Jednej rzeczy nie chciałbym pominąć: biedny Chrześcijanin był do tego stopnia oszołomiony, że zapomniał jak brzmi jego własny głos.
Spostrzegłem to w następujący sposób: otóż w momencie, gdy przechodził obok płonącej otchłani, podszedł do niego cichaczem z tyłu jeden z tych złośliwych demonów i zaczął szeptem podpowiadać mu wiele strasznych bluźnierstw, a on nie rozpoznawszy obcego głosu, sądził, że te myśli naprawdę pochodzą z jego własnego umysłu!
To zasmuciło Chrześcijanina bardziej, aniżeli cokolwiek innego, co dotąd spotkał w drodze. Już sama myśl, że teraz miałby bluźnić przeciwko Temu, którego przedtem tak bardzo miłował, sprawiała mu dotkliwy ból.
Pomimo wysiłków. nie mógł sobie z tym poradzić, nie mógł rozeznać, ani przynajmniej uświadomić sobie, skąd te bluźnierstwa pochodziły.
W tym opłakanym stanie Chrześcijanin posuwał się naprzód przez dłuższą chwilę, gdy nagle wydało mu się, że słyszy czyjś głos, dochodzący z przodu, a słowa, które głos wypowiedział były: - Choćbym nawet szedł ciemną doliną, zła się nie ulęknę, boś Ty ze mną (Ps 23:4).
Bardzo się ucieszył tymi słowami dlatego, że: Po pierwsze – wywnioskował, że w dolinie tej oprócz niego byli też jeszcze inni ludzie bojący się Boga. Po drugie: ponieważ uświadomił sobie, że Bóg był z nimi, mimo że znajdowali się w takiej ciemności i w takiej okropnej sytuacji, jak i on. - A jeśli Pan jest tutaj nimi – pomyślał sobie – to czemu nie ze mną? To tylko istniejące na tym miejscu przeszkody nie pozwalają mi tego dostrzec, że istotnie mój Pan jest ze mną (Job 9:11).
Po trzecie, ponieważ miał nadzieję, że jeśli uda mu się ich dogonić, to w przyszłości będzie mógł podróżować w towarzystwie. Poszedł więc naprzód, wołając do tego, który szedł przed nim, ale ten nie wiedział czy ma odpowiadać, gdyż myślał, że był na tym miejscu sam, a dochodzący głos był tylko złudzeniem.
Wreszcie zaczęło się rozjaśniać – zaświtał poranek, a wtedy Chrześcijanin wykrzyknął: – On mrok przemienia w poranek (Am 5:8).
Gdy nastał dzień, obejrzał się wstecz, aby przy dziennym świetle zobaczyć, przez jakie niebezpieczeństwa przeszedł w ciemności nocy. Zobaczył więc całkiem wyraźnie rów, który znajdował się po jednej stronie drogi i trzęsawisko, które było po drugiej stronie. widział też, jak bardzo wąska była droga, leżąca między nimi. Zobaczył owe złośliwe larwy, potwory i smoki, ale już tylko z daleka, gdyż z nastaniem dnia nie zbliżały się do niego.
Niemniej jednak zobaczył je, stosownie do tego, co napisano; „On odsłania tajemnice będące w mroku, a w mroki śmierci wnosi światło” (Job 12:22).
Teraz Chrześcijanin był wielce wdzięczny za wybawienie go z wszystkich tych niebezpieczeństw, które czyhały na niego, w samotnej wędrówce doliną. Przedtem bardziej się ich bał, ale teraz widział je wyraźniej, gdyż światło dzienne sprawiało, że wszystko było widzialne bezpośrednio.
Słońce zaczęło podnosić się na niebie, co dla Chrześcijanina było wielkim dobrodziejstwem. Musicie bowiem zwrócić uwagę na to, że jeśli pierwsza część Doliny Cienia Śmierci była niebezpieczna, to ta druga była jeszcze niebezpieczniejsza. Od miejsca bowiem, na którym stał, aż do końca doliny, droga pełna była najrozmaitszych sideł, pułapek, matni, dziur, wybojów i śliskich pochyłości. Gdyby więc musiał tędy iść w ciemności, takiej jaka panowała wtedy, gdy przechodził przez pierwszą część doliny, to nawet gdyby miał tysiąc dusz, wszystkie by je tam stracił.
Ale, jak powiedziałem, słońce podniosło się już na niebie, jak napisano: „Jego pochodnia jaśniała mi nad głową, w jego świetle chodziłem nawet w ciemnościach” (Job 28:3). Przy świetle dnia doszedł więc do końca owej doliny.
Widziałem dalej w moim śnie, że u krańca doliny było miejsce, gdzie znajdowało się dużo wyschniętej krwi, mnóstwo kości i stosy pokaleczonych zwłok pielgrzymów, którzy szli tą drogą kiedyś dawniej. Gdy się zastanawiałem, dlaczego tak się stało, spostrzegłem w małej odległości przede mną jaskinię, w której w dawnych czasach mieszkało dwóch wielkoludów: Papież i Poganin.
To ich moc i okrucieństwa sprawiły, że ludzie, których szczątki tam się znajdowały, zostali w straszny sposób pomordowani. Chrześcijanin przeszedł koło tego miejsca całkiem bezpiecznie, ku memu niemałemu zdziwieniu.
John Bunyan - Wędrówka pielgrzyma

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz