W roku 2009 wydany został nowy dokument pt. „Deklaracja manhattańska. Wołanie chrześcijańskiego sumienia”. Była to kolejna próba wypracowania wspólnego stanowiska odnośnie do takich zagadnień jak świętość życia, tradycyjne małżeństwo czy wolność religijna. Sygnatariuszami byli członkowie Kościołów ewangelikalnych, katolicy i wyznawcy prawosławia. Wiele aspektów dokumentu było podobnych do inicjatywy ECT (Ewangelicy i katolicy razem) z 1994r., w prace nad nim zaangażowane były po części te same osoby. Niestety w dokumencie ponownie wyrażono aprobatę wobec Kościoła rzymskokatolickiego jako wspólnoty chrześcijańskiej. W Deklaracji manhattańskiej ogłoszono: „Chrześcijanie są spadkobiercami dwutysiącletniej tradycji głoszenia Słowa Bożego.” Kim jednak są chrześcijanie, o których mówi się w deklaracji? Dokument odnosi tradycję do „prawosławnych, katolików i ewangelikalnych chrześcijan”. Ponadto wzywa chrześcijan, by jednoczył się w imię „Ewangelii”, „Ewangelii drogocennej łaski" i „Ewangelii Jezusa Chrystusa”, i mówi o tym, że naszym obowiązkiem jest głosić tę Ewangelię zarówno „w porę, jak i nie w porę”. Dokument ten wprowadza zamieszanie co do Ewangelii i zaciera różnicę w zasadniczej kwestii: kto jest chrześcijaninem, a kto nie. Nie wierzę bowiem w to, że Kościoły rzymskokatolicki i prawosławny głoszą tę samą Ewangelię co ewangelikalni chrześcijanie. Z tych właśnie powodów nie mogłem podpisać Deklaracji manhattańskiej, nie mogli tego również zrobić tacy duchowni jak John MacArthur, Michael Horton czy Alistair Begg. Zgadzaliśmy się z dziewięćdziesięciu dziewięcioma procentami zawartości tej deklaracji; wszyscy stanowczo wspieramy świętość życia, tradycyjne małżeństwa czy wolność religijną. Nie możemy jednak zgodzić się z jej ekumenicznymi twierdzeniami. Zakrawa na ironię to, że twórcy ECT chcieli między innymi przezwyciężyć relatywizm w kulturze. Jednakże to oni ostatecznie zrelatywizowali najważniejszą prawdę ze wszystkich - Ewangelię.
***
Kościół posłużył się zdolnością do nieomylnego rozpoznaną i
usankcjonowania ksiąg nieomylnych. Można zilustrować różnicę pomiędzy
protestanckim a rzymskokatolickim stanowiskiem, wyobrażając sobie, że Bóg dał nam
dziesięć ksiąg, przy czym pięć z nich było nieomylnych, a pięć pozostałych
zawierało błędy, i nałożył na nas obowiązek określenia które z nich są
nieomylne. Jeśli jesteśmy omylni, możemy poprawnie wskazać cztery z pięciu
nieomylnych ksiąg. Możemy również zidentyfikować jedną omylną księgę jako
nieomylną. Nasze decyzje oczywiście nie mogą zmienić natury ksiąg. Nieomylna
księga, której nie wybraliśmy, w dalszym ciągu będzie nieomylna, nawet jeśli
pomyliliśmy się i nie umieściliśmy jej w naszym „kanonie”. Podobnie księga
omylna, którą wybraliśmy, nie może stać się nieomylna ponieważ jesteśmy omylni,
nasze decyzje nie mogą mieć w tej materii takiego skutku.
Oczywiście, gdybyśmy byli nieomylni, to poprawnie zidentyfikowalibyśmy pięć
nieomylnych ksiąg, nie pomijając żadnej z nich i nie włączając do kanonu żadnej
księgi omylnej. Nie moglibyśmy popełnić omyłki, ponieważ mielibyśmy nieomylną
zdolność do rozpoznania nieomylności. Do tej właśnie zdolności Kościół rzymski
rości sobie prawo w dziedzinie historycznego wybrania i zgromadzenia ksiąg
Biblii.
***
Kościół rzymskokatolicki uznaje jednak historycznie dwa
źródła objawienia: Pismo i tradycję. Zagadnienie to koncentruje się wokół
deklaracji Soboru Trydenckiego, jak również stwierdzeń, które padły podczas
XX-wiecznych debat prowadzonych na ten temat. W wyniku rozwoju tak zwanej
nouvelle thćologie, „nowej teologii", w postępowym skrzydle Kościoła
rzymskokatolickiego wyrażano chęć odejścia od teorii dwóch źródeł objawienia.
Dziwnym trafem dyskusję tę sprowokował uczony anglikański, który podczas pracy
nad doktoratem na temat historycznych podstaw Soboru Trydenckiego natknął się
na pewne znaczące informacje. Zauważył, że w pierwszym szkicu czwartej sesji
Soboru Trydenckiego zapisano, że Boża prawda częściowo znajduje się w Piśmie, a
częściowo w tradycji. W szkicu tym powtarzało się łacińskie sformułowanie
partim, partim, wskazujące na to, że objawienie częściowo zawarte zostało w
Piśmie, a częściowo w tradycji, i mówiące wprost o dwóch źródłach objawienia.
Jednakże ostateczny szkic nie zawierał słów partim, partim, ale po prostu słowo
et, czyli „i” - a zatem stwierdzono, że Boża prawda zawarta jest w Piśmie i w
tradycji (Vatikaans Concilie). Istotne jest pytanie, dlaczego zmieniono słowa w
dokumencie soborowym, usuwając formułę partim, partim na rzecz bardziej
niejednoznacznego et. Jeśli Boża prawda zawarta jest w Piśmie i w tradycji, czy
możemy również powiedzieć, że zawarta jest w Piśmie i w Westminsterskim
wyznaniu wiary? Jako prezbiterianin wierzę, że Westminsterskie wyznanie wiary
odpowiednio wyraża wiarę chrześcijańską i zawiera Bożą prawdę - Pismo jest w
nim cytowane i objaśniane. Jednakże nie uważam, że Westminsterskie wyznanie
wiary jest natchnione lub nieomylne. Podobnie uważam, że Bożą prawdę można
znaleźć w kazaniu czy wykładzie, ale nie znaczy to, iż znajduje się tam jej
źródło. Et może zatem wskazywać na to, iż Boża prawda znajduje się w Piśmie i w
tradycji, ale że tradycja nie jest źródłem objawienia.
Dalsze studia ujawniły, że gdy pojawił się pierwszy szkic czwartej sesji
soboru, dwóch rzymskokatolickich teologów zaprotestowało przeciwko użyciu
sformułowania partim, partim. Podstawą ich zastrzeżeń było to, że użycie tych
słów zniszczy unikalność i wystarczalność Pisma Świętego. W tym momencie sesja
soboru została przerwana przez wojnę. Zapisy debaty czwartej sesji soboru w tym
miejscu się kończą, dlatego nie wiemy, dlaczego parim, partim zostało zamienione
na et. Czy uczestnicy soboru ugięli się przed protestem dwóch uczonych, czy też
et pozostawiono specjalnie jako zamierzoną niejednoznaczność?
***
XVI-wieczna niezgoda co do autorytetu i kanonu Pisma istnieje zatem do dzisiaj, stanowiąc barierę nie do przejścia w zjednoczeniu protestantów z Rzymem. Jeśli protestanci i katolicy zgodziliby się, że istnieje tylko jedno źródło objawienia, Pismo Święte (bez apokryficznych ksiąg w Biblii rzymskokatolickiej), to moglibyśmy zasiąść do dyskusji na temat znaczenia tekstów biblijnych. Jednak już od Soboru Trydenckiego wszelkie próby dyskusji protestantów i katolików na temat Biblii obracały się wniwecz ze względu na encykliki papieskie lub orzeczenia soborów.
***
To część problemu związanego z dyskusjami pomiędzy Kościołem rzymskokatolickim a grupami protestanckimi. Wiele z tych ostatnich nie troszczy się zbytnio o różnice doktrynalne, stąd ich przedstawiciele są chętni do tego, by rozpoczynać dyskusje i podpisywać ekumeniczne uzgodnienia z Rzymem. Jeśli jednak potraktujemy poważnie biblijną doktrynę usprawiedliwienia, o zbliżeniu stanowisk w tej kwestii nie może być mowy. Nie może być jedności dopóty, dopóki nie ustąpi któraś ze stron - te dwa stanowiska są ze sobą po prostu sprzeczne. Ktoś ma rację, a ktoś się myli, ten zaś, kto znacząco narusza Ewangelię Nowego Testamentu, zasługuje na potępienie. Zgadza się to ze słowami apostoła Pawła skierowanymi do Galacjan: „Lecz choćbyśmy nawet my albo anioł z nieba głosił wam ewangelię inną od tej, którą wam głosiliśmy, niech będzie przeklęty” (Ga 1:8, UBG). Jedna bądź druga strona, protestantyzm bądź katolicyzm, zasługuje na Bożą anatemę.
R. C. Sproul - Czy jesteśmy razem? Katolicyzm okiem protestanta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz