Rozmowy o małżeństwie, obrączkach,
kwiatach, prowadzeniu gospodarstwa (fuj!) domowego przyprawiają mnie o dreszcze.
Obawiam się niekiedy, że mój realizm wstrzyma mnie przed prawdziwym pokochaniem
kogoś na tyle, by odczuwać chęć zawarcia związku małżeńskiego. Jestem
człowiekiem z cyganerii i nie dbam o to, by moje buty błyszczały.
***
Chrześcijańskie wesela w dwudziestym
wieku, to najbardziej próżna i pozbawiona znaczenia forma. Ani śladu w tym
realności. Świadkowie ubierają się na pokaz. Wszystko obraca się wokół ciała.
Pieśni są absurdalne, jeżeli w ogóle ktoś zwraca uwagę na słowa, czego jednak
nikt nie czyni. Słuchają tylko jak to jest śpiewane, a nie o czym. Świece to
bezużyteczne a kosztowne drobiazgi. Pomocnicy nikomu nie pomagają, lecz
wyglądają bardzo oficjalnie. Sama ceremonia to bezsensowna mieszanina
przestarzałej gramatyki i frazeologii - brzmi jak uczniowski przekład czegoś z
Cicerona. I to głupie pytanie, kto oddaje tą kobietę temu mężczyźnie. Kogo to
obchodzi? Każdy wie, że to jej ojciec, wujek albo jakiś pacan, który poci się,
stojąc przed ołtarzem. I po co mówić o katolikach! My, fundamentaliści, lubujemy
się w nastrojowych widowiskach. Jestem pewien, że któryś z pomniejszych proroków
znalazłby w tym temat do napomnień. Muszę to sobie przeczytać na moim własnym
ślubie (jeśli do tego dojdzie!).
***
Ciężka satyna w kolorze kości słoniowej... dopasowany stanik... haft, tęczowe cekiny... tiara ze sztucznymi diamentami..., długie nawy, łzy i pochlipywania, kelnerzy w białych frakach, nie tworzą podniosłej uroczystości. To nic więcej niż kosztowna nuda, z której potem niewiele się pamięta. Jest we mnie coś, co opiera się tej pokazowej części ślubów z żarliwością, jaką odczuwam do niewielu innych spraw w życiu. Nie mogę znieść, gdy jakiś cherlak przechwala się swoimi osiągnięciami, a nie może poprzeć niczym swoich słów.
Ciężka satyna w kolorze kości słoniowej... dopasowany stanik... haft, tęczowe cekiny... tiara ze sztucznymi diamentami..., długie nawy, łzy i pochlipywania, kelnerzy w białych frakach, nie tworzą podniosłej uroczystości. To nic więcej niż kosztowna nuda, z której potem niewiele się pamięta. Jest we mnie coś, co opiera się tej pokazowej części ślubów z żarliwością, jaką odczuwam do niewielu innych spraw w życiu. Nie mogę znieść, gdy jakiś cherlak przechwala się swoimi osiągnięciami, a nie może poprzeć niczym swoich słów.
***
Nikt naprawdę nie rozumie dlaczego
chcemy wziąć tylko ślub cywilny, ale zrobimy tak wierząc, że Bóg jest naszym
Przewodnikiem i sędzią naszych motywów. Niewiele osób uważało nas za dobrze
dobraną parę. Dla mnie te ich słowa nie mają żadnego znaczenia. Bóg nauczał
nasze sumienia, by nie bać się niczego innego, jak tylko rozminięcia z Jego
wolą.
***
Elisabeth Elliot - W cieniu Wszechmogącego - Życie i świadectwo Jima Elliota
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz