***
Na skórze Louiego perlił się pot. Czuł się sądzony, zepchnięty do narożnika,
owładnęło nim gorączkowe pragnienie ucieczki. Gdy Graham poprosił zebranych, aby
skłonili głowy i przymknęli oczy, wstał nagle i ruszył do wyjścia, ciągnąc za
sobą Cynthię. — Wszyscy zostają na miejscach — zarządził Graham. — Możecie
wychodzić w trakcie kazania, ale teraz nie. Proszę wszystkich o spokój i ciszę.
A teraz wszyscy niech skłonią głowy i przymkną oczy. Poprosił wiernych, aby
podeszli do przodu. Louie przeciskał się obok osób stojących w jego rzędzie w
kierunku wyjścia. Jego umysł się kruszył. Czuł się wściekły, rozsierdzony,
bliski eksplozji. Chciał kogoś uderzyć. Gdy dotarł do przejścia między rzędami,
stanął osłupiały. Cynthia, rzędy pochylonych głów, trociny pod stopami, ściany
namiotu — wszystko zniknęło. Dawno stłumione wspomnienie, przed którym uciekł
zeszłej nocy, dopadło go znowu. Był na tratwie. Przed nim leżał skulony Phil, a
obok Mac, oddychający szkielet. Jak okiem sięgnąć, ciągnął się nieskończony
ocean, paliło ich słońce, w pobliżu krążyły cierpliwie rekiny. Był na tratwie,
umierał z pragnienia. Czuł, jak jego spuchnięte wargi układają się w szept i
wypowiadają rzuconą w niebo obietnicę, niespełnioną obietnicę, którą pozwolił
sobie zapomnieć aż do teraz: "Jeśli mnie ocalisz, będę Ci służył do końca moich
dni." I wtedy, pod cyrkowym namiotem w bezchmurną noc w centrum Los Angeles,
poczuł na sobie krople deszczu. Był to ostatni bolesny powrót do przeszłości w
jego życiu. Puścił ramię Cynthii i obrócił się w stronę Grahama. Czuł się żywy
jak nigdy dotąd. Ruszył do przodu. - O to właśnie chodzi - powiedział Graham. -
Bóg do ciebie przemówił. Chodź. Cynthia nie odrywała od niego wzroku przez całą
drogę do domu.
Laura Hillenbrand - Niezłomny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz