piątek, 26 lipca 2024

Strach

(teksty opublikowane na łamach czasopisma „Tongues of Fire” 1914 roku)

„Gdy zaś usłyszycie o wojnach i rozruchach, nie lękajcie się; to bowiem musi stać się najpierw, lecz nie zaraz potem będzie koniec” (Łk 21:9).
Nasz Pan mówił wiele o tragediach i katastrofach, a my rozmyślnie zamykamy nasze oczy, serca i umysły na te słowa, a potem, gdy rzeczy te nadchodzą, jeśli w ogóle coś myślimy, to jesteśmy na krawędzi szaleństwa, nie wiedząc, co dalej począć.
„Lecz to wam powiedziałem, abyście, gdy przyjdzie ich godzina, wspomnieli na to, że Ja wam powiedziałem, a tego wam na początku nie mówiłem, bo byłem z wami” (J 16:4).
Takie pytanie jest obecne dziś na ustach ludzkich: Czy wojna jest od diabła, czy od Boga? Ani od jednego, ani od drugiego. Jest od człowieka, choć Bóg i diabeł obaj za nią stoją. Wojna jest konfliktem wól, jednostek lub narodów, a właśnie teraz, doświadczamy wielkiego konfliktu wól narodów. Jeśli jedni nie mogą nakłonić innych do przyjęcia swojej woli poprzez dyplomację, to ostatnią instancją pozostaję wojna i zawsze nią będzie, do czasu, aż Jezus Chrystus ustanowi swoje Królestwo.

***
„O wojnach i rozruchach (...) to bowiem musi stać się najpierw”.
Nasz Pan podkreśla nieuniknioność tragedii. W samym środku rozmowy ze swoimi uczniami, bez paniki, emocji czy lęku, mówi: „Musicie pogodzić się z tym, że nadejdą te rzeczy, z wojnami, złością, nienawiścią, zazdrością, pogardą, wygnaniem i ze śmiercią. Mówię to wam po to, abyście, gdy nadejdą, pamiętali, że mówiłem wam o nich i się nie bali”.

Czy mamy świadomość tego, że najgorsze musi się zdarzyć? A jednak Jezus mówi: Gdy zaś usłyszycie o wojnach i rozruchach, nie lękajcie się. Nie tylko słyszymy o wojnach i zamieszkach, ale one są tutaj obecne: To nie jest wyobraźnia, to nie reportaże w gazetach. ale rzeczywistość i nie da się od niej uciec. Wojna, taka, jakiej jeszcze historia świata nie widziała, właśnie się zaczęła.
Jezus Chrystus nie powiedział: „Zrozumiecie dlaczego wojna się zaczęła”, ale „Nie bójcie się, nie panikujcie”. Zatrważająca jest świadomość, że ignorujemy to, co powiedział nam Jezus Chrystus. Powiedział, że narody skończą wojną, rozlewem krwi i chaosem; ignorujemy Jego słowa, a gdy nadchodzi wojna, tracimy wiarę w Boga, odchodzimy od zmysłów i panikujemy. Podstawą paniki jest zawsze tchórzostwo.

Nie bój się. Jest jedna rzecz, która jest gorsza niż wojna i tą rzeczą jest grzech. To, co nas zaskakuje, nie zaskakuje Boga. Jesteśmy przerażeni, gdy nasz porządek społeczny rozpada się na kawałki, i słusznie. Jesteśmy sterroryzowani przez śmierć setek ludzi, ale zapominamy, że jest coś gorszego — próżne życia przeżywane w naszych miastach i wioskach z dnia na dzień, z roku na rok — ludzie nieposiadający ani śladu czystości w swoich śmiertelnych żywotach. To jest gorsze.

Ilu z nas w czasach pokoju i ładu społecznego przykłada jakąkolwiek wagę do stanu ludzkich serc wobec Boga? A jednak to właśnie to sprawia w sercu Boga ból; nie wojny i zniszczenia, które burzą nasz spokój. Ludzka dusza jest tak tajemnicza, że w chwili wielkiej tragedii ludzie muszą zmierzyć się z rzeczami, do których nigdy nie przykładali wagi, a w chwili śmierci, niezwykłe jest to, co dzieje się w ludzkim sercu względem Boga.

Czy terror, który panuje na świecie, wywołuje panikę: panikę zrodzoną z tchórzostwa i egoizmu? Każdy, kto wpada w panikę, rzuca się po wszystko zawsze dla siebie, bez względu na to, czy jest to cukier, masło czy państwo. Jezus nigdy by nie pozwolił, aby Jego uczniowie panikowali. Jedną z największych zbrodni, jaką mógł popełnić uczeń, wedle Jezusa Chrystusa, to martwić się. Gdy tylko zaczynamy kalkulować wykluczywszy Boga, popełniamy grzech.
Nie obruszaj się, bo to prowadzi do złego (Ps 37:8 NBG). Stawmy czoła faktom. Niewielu z nas jest w stanie stawić czoła faktom, wolimy nasze fikcje. Nasz Pan uczy nas, abyśmy zawsze w pełni potrafili stawić czoła faktom i mówi: Gdy zaś usłyszycie o wojnach i rozruchach, nie lękajcie się. Bać się, to najbardziej naturalna rzecz na świecie. Nie ma serca mężczyzny ani kobiety, które naturalnie by się nie bało tych rzeczy, ale dowodem na to, że Boża łaska działa pośród nas jest to, że nie dajemy się im sterroryzować.
Nasze nastawienie musi być następujące: „Ojcze! nie wiem, co oznaczają te rzeczy: głód i cierpienie: ale Ty powiedziałeś: niech się nie trwoży wasze serce, więc mu trwożyć się nie pozwolę; moją ufność pokładam w Tobie”. Oto prawdziwe świadectwo wiary.

Łatwo jest ufać Bogu, gdy nie ma problemów, ale to w ogóle nie jest zaufanie, to po prostu przyzwolenie na to, aby nasz umysł spoczywał w beztroskim nastroju; ale gdy na dom spadnie choroba, gdy przyjdą trudności, gdy przyjdzie śmierć, gdzie jest nasze zaufanie do Boga? Najlepszym dowodem na to, że Boża łaska działa w naszych sercach jest to, że nie panikujemy.

***

Jeśli możemy powiedzieć: „Zostałem ożywiony przez Ducha, i teraz widzę Bożą zasadę”, to działający w nas Duch Boży pokaże nam, czego należy jeszcze się wyrzec. Musi nastąpić wyrzeczenie się mojego prawa do mnie samego na każdym jego etapie i na jego warunkach. Czy jestem gotowy wyrzec się mojego prawa do mojego życia, rzeczy, które posiadam, mojego prawa do uczuć, mojego prawa do wszystkiego? Czy chcę być dzieckiem Bożym i być utożsamionym ze śmiercią Jezusa Chrystusa do tego stopnia, iż wiem, że ja sam zostałem ukrzyżowany wraz z Nim?

Możemy doświadczyć ostrego, bolesnego rozczarowania, zanim uda nam się prawdziwie wyrzec. Gdy człowiek zobaczy siebie naprawdę takim, jakim widzi go Pan Jezus Chrystus, to szokuje go nie obrzydlistwo cielesnych grzechów społecznych, ale paskudna natura pychy jego serca skierowana przeciwko Panu Jezusowi Chrystusowi: wstyd, strach, rozpaczliwe przeświadczenie o winie powstają z chwilą, gdy uświadamiamy sobie, kim jesteśmy w świetle Jezusa Chrystusa, gdy Duch Boży nam Go objawia. Oto prawdziwy dar pokuty i prawdziwe jej znaczenie.

Czy mamisz swoją własną duszę intelektualnym zrozumieniem Bożych proroczych prawd, podczas gdy w ogóle nie jesteś gotowy, aby w życiu moralnym, duchowym i powszednim spotkać się z Nim? Oby Bóg pozwolił, aby dzisiaj Duch Boży mógł zstąpić na ciebie i na mnie, abyśmy poznali, czy żyjemy życiem wyrzeczonym.


Jeśli mamy latać, to rzeczy, które mogłyby nas powstrzymać, nie mogą mieć nad nami żadnej władzy. Żądze ciała, pożądliwości umysłu, rzeczy posiadane, wszystko to musi ustąpić. Jedną rzecz sobie dziś uświadamiamy, że dla większości z nas, cywilizowane życie jest wyszukanym sposobem radzenia sobie bez Boga. Nie żyjemy życiem ukrytym z Chrystusem w Bogu, żyjemy życiem obfitości rzeczy, które posiadamy. Teraz zostały zagrożone, a terror, panika i umysłowy debilizm pochwyciły ludzi, którzy nie tak dawno temu byli bardzo trzeźwi i gardzili prawdami przedstawianymi przez Zielonoświątkową Ligę Modlitwy albo Armię Zabawienia; ale wstrząśnięte zostały filary ich azylu. Dzięki Bogu, On ciągle daje nam Swojego potężnego, zwycięskiego, zachęcającego Ducha. Z Chrystusem jestem ukrzyżowany: to prawdziwe i osobiste doświadczenie.

***

„My wszyscy tedy, z odsłoniętym obliczem, oglądając jak w zwierciadle chwałę Pana, zostaniemy przemienieni w ten sam obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia Pan, który jest Duchem” (2Kor 3:18).
Czy przeżywasz teraz bolesne wzburzenie spowodowane przez fale i bałwany Jego opatrznościowego przyzwolenia, a wywróciwszy, jak gdyby, kamienie węgielne twojej wiary, wciąż nie znajdujesz studni pokoju i radości ani pocieszenia — wszystko jest jałową ziemią? W takim wypadku spójrz w górę i odbierz niezmącony pokój naszego Pana Jezusa Chrystusa. Ponad wszelkimi wojnami i bólem, i trudnościami On panuje pełen pokoju.

***

„Powstanie bowiem naród przeciwko narodowi i królestwo przeciwko królestwu” (Mt 24:7).
Słowa Charlesa Kingsleya przytoczone wcześniej zdumiewająco celnie opisują dzień, w którym widzimy krew i ogień, i kłęby dymu, dzień Pański, który jest tak blisko. Gdy pomyślimy, że „kwiat” Imperium Brytyjskiego może być skoszony tego lata, że „kwiat” Niemiec właśnie jest koszony, że „kwiat” Francji został złamany i zdeptany w ziemi Flandrii, to myśl ta jest zaiste przerażająca. Zaprawdę jest to dzień, w którym widzimy krew i ogień, i kłęby dymu. Obrazy i wiersze inspirowane przez złamane serca, a także przepadnięcie kruchych i pięknych ideałów, były i są malowane i pisane, w śmiałości niemal bluźnierczej, w świadomości zrodzonej z agonii.
Łatwo jest krytykować ich twórców, stojąc w miejscu surowego bezpieczeństwa wykrystalizowanej ortodoksji, ale lepiej by było, gdybyśmy pamiętali, że wołanie ludzkiego serca, tak długo zaślepiane na Boga przez boga świata tego, gdy nagle zostało olśnione, aby zobaczyć alchemię piekła wyrażoną w rzezi, widzi obrazem rozmytym i zniekształconym, lecz strzeżmy się, abyśmy nie zapomnieli, że rzeczy te mogą być połowicznym wyrazem uwielbienia.

***

Nie wyobrażajmy sobie, że „lęk bezradnych narodów” dokładnie oznacza wojnę. Wojna jest naturalną reakcją na wyzwanie rzucone dumie narodowej; lęk bezradnych narodów jest jednak diaboliczną reakcją na pożądliwość, wiodącą ludzi do rewolucji, buntu i anarchii. W Psalmie 65:8 czytamy: „Uśmierzasz szum morza, szum fal jego i wzburzenie narodów”; a słowa tę mogą nas poprowadzić do właściwej interpretacji słów naszego Pana przywołanych powyżej: szum morza odnosi się bowiem do narodów.
Te złowieszcze pomruki przed wybuchem wojny, te złowrogie dźwięki w trakcie wojny, na rzece Clyde, te nieregularne, niezdyscyplinowane porywy w krajach neutralnych takich jak Ameryka, jak i nawałniki burzowe, które okresowo występują w Niemczech, wszystkie są brzemienne w znaki.

Środa, 3 marca 1915 roku:
„Telegram z Berlina oznajmia, że w trakcie drugiego czytania budżetu przed Ministrem Spraw Wewnętrznych w Pruskim Bundestagu, Dr Liebnecht, członek partii socjalistycznej, przemawiając przed niemal pustą lzbą, stwierdził, iż postawa burżuazji wobec kwestii prawa wyborczego nie oznacza wcale demokratyzacji rządu, ale jeszcze bardziej konsekwentną plutokratyzację poprzez wielokrotne głosowania. - Dla Narodowych Liberałów — powiedział — wojna jest ważnym przedsięwzięciem gospodarczo-politycznym. Demokratyzacja polityki zagranicznej i wewnętrznej we wszystkich krajach zapobiegłaby wojnie. Jedynym wybawieniem dla mas ludzkich jest międzynarodowa wojna klas. Skończmy z hipokryzją partyjnego pokoju. Naprzód ku wojnie klas przeciwko wojnie”.

To zaiste ponure oznaki, a zastanówmy się, kto powstrzyma bezprawny tłum, gdy zginie „kwiat” naszego własnego kraju, Francji i Niemiec? Zaprawdę, pełne są strasznej groźby słowa naszego Pana mówiące, że ludzie omdlewać będą z trwogi.
Dobrze byłoby także przytoczyć tutaj Abrahama Lincolna, mówiąc o ważnym czynniku dla tego lęku bezradnych narodów. Powiedział to tuż przed swoją śmiercią, którą poniósł w wyniku zamachu:

„Widzę w niedalekiej przyszłości zbliżający się kryzys, który spędza mi sen z powiek i sprawia, że trzęsę się ze strachu, myśląc o bezpieczeństwie mego kraju. Na tronie osadzone zostały korporacje i nadeszła epoka walki na szczytach, a obecnie przechodnia władza w kraju będzie chciała osadzić się na stałe, wykorzystując do tego ludzką naiwność aż do czasu, gdy bogactwo zgromadzone zostanie w kilku zaledwie rękach, dla Republiki zaś będzie to oznaczało koniec”. 

Wiele rzeczy się wypiera, ale my, jako Boże dzieci, nie mamy prawa dać się zaskoczyć. Gdy nasz Pan przemawia w sposób tak oczywisty, obserwujmy, w jaki sposób słowo wypełniane jest przez historię, i czuwajmy na modlitwie.

***

-Inne cytaty z książek Chambersa

-Film biograficzny o Chambersie - wersja PL


Oswald Chambers - Dyscypliny chrześcijańskiego życia


wtorek, 18 czerwca 2024

Świadkowie Jehowy - kim są?



Nie jest tajemnicą, że „polityczni poplecznicy”, stojący za Świadkami Jehowy, już od ubiegłego stulecia wspierają różne destrukcyjne sekty, a niektóre nawet powołali do życia. Jednym z ich celów jest zniszczenie zaufania do chrześcijaństwa.
Ścisłe związki między politycznym zapleczem a sektami pozostają poza wątpliwością. Każdy, kto bardziej szczegółowo zajmuje się tym tematem, wcześniej czy później natknie się na klan Rothschildów i Rockefellerów. Wyłożyli oni znaczne sumy pieniędzy, aby popierać rozpowszechnianie się wielu destrukcyjnych sekt. Niektóre z nich działają tylko dzięki stałym znacznym dotacjom.

W 1970 roku Rockefellerowie opracowali plan zastąpienia Kościoła chrześcijańskiego w Ameryce Łacińskiej przez „Kościoły” typu Hare Krischna i Moon. Rockefellerowie nie tylko zaofiarowali większe sumy pieniędzy, by wesprzeć rozszerzenie się sekty Hare Krischna - „made in USA”! - lecz także Rockefellerowski Chase Manhattan Bank dał do dyspozycji niezwykle ważny kredyt Koreańczykowi japońskiego pochodzenia, Sun Myung Moonowi, przywódcy tzw. Kościoła Zjednoczeniowego (Moonies). Chase Manhattan Bank zaofiarował również dużo pieniędzy na wsparcie mormonów.

Za kulisami mają miejsce nie tylko ścisłe związki pomiędzy sektami, lecz także ich adwokaci wspólnie pracują jako koledzy już od lat i informują się o prawnych sporach, w które uwikłane są sekty. Rozległa sieć powiązań między sektami została przedstawiona w dokumentach przez francuski magazyn „Le Point”. Opisuje on spotkanie reprezentantów różnych sekt działających we Francji i innych krajach. Przedmiotem tego spotkania było utworzenie wspólnej struktury ofensywnej i wykonawczej (organizacji nadrzędnej), która ma pomóc oprzeć się ich zwalczaniu, a jako cel postawili sobie ujawnienie swoich destruktywnych kultów.
W październiku 1992 roku został w tym celu powołany specjalny organ. Ten kartel sekt nosi nazwę Firephim. Jest to francuski skrót używany przez federacje religijne i filozoficzne mniejszości. Prezesem Firephim jest Daniele Gounord z Kościoła Scjentologicznego, skarbnikiem francuski przywódca sekty Moona, Bernard Mitjaville, a sekretarzem generalnym jest Raelier Jacques Aizac. W tym kartelu sekt biorą udział następujące sekty: scjentologia, Kościół Zjednoczeniowy (Moona), realianie (UFO, sekskult), celtyccy druidowie, sataniści, medytacja transcendentalna, Ryty Memphis i Misraim wolnomularstwa, Wicca Zachodnia, dawniej Dzieci Boga, Bgaha'i oraz... Świadkowie Jehowy.

Robin de Ruiter – Świadkowie Jehowy wobec polityki USA, syjonizmu i wolnomularstwa

***

Gdyby świadków Jehowy zapytać, czy Stwórcą wszechrzeczy jest Bóg — bez namysłu odpowiadają — tak. I słusznie. Na pytanie zaś, czy Stwórcą wszechrzeczy jest Chrystus, najczęściej odpowiadają: nie! Nie chcą uznać Chrystusa Stwórcą, bo to równałoby się uznaniem Go Bogiem. Pismo Św. jednak stwierdza wyraźnie, że Chrystus jest istotnie Stwórcą wszechrzeczy.

Świadkowie uczą:

1. Nie ma Trójcy Świętej.
2. Jezus nie jest Bogiem
3. Dusza jest śmiertelną.
4. Nie ma życia pozagrobowego.
5. Nie ma piekła.
6. Nie ma mąk wiecznych i pokuty za grzechy.
7. Jezus nie zmartwychwstał ciałem, a tylko duchem.
8. Do nieba nikt nie wstąpił oprócz Jezusa.
9. W wieczności będą dwie klasy; niebiańska i ziemska.
10. Władza ziemska jest od diabła.
11. W 1914 Jezus objął królowanie w niebie, a szatan w tym roku został strącony na ziemię.
12. W 1918 roku było pierwsze zmartwychwstanie.
13. Grzesznicy nie zmartwychwstaną, umarli na zawsze.
14. Kto będzie należał do świadków, przetrwa wojnę Armagedon.
15. Jezus przyjdzie po raz wtóry niewidzialnie.
16. W modlitwie należy wymieniać imię Boże, bo inaczej modlimy się do drzewa, lub rzeki.
(...)

— Niewolnik w jednej z najnowszych książek napisał: zbawienie człowieka jest sprawą drugorzędną wobec oczyszczenia z zarzutów Boga jako prawowitego Władcy. (Człowiek poszukuje Boga str. 355 p.26)
Nie będę komentował, jak mocno ta Organizacja przyczyniła się do przedstawienia Boga w bardzo złym świetle, przekonując, że wszystkie nauki Strażnicy, właśnie pochodzą od Niego. Ale przejdźmy do meritum.
— Nie jest to nowe pytanie. Apostoł Paweł w liście do Rzymian przypomina temu zborowi o dwóch rzeczach, które należy uczynić, aby być zbawionym. Czytamy tam: „Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg go wzbudził z martwych, zbawiony będziesz. Albowiem sercem wierzy się ku usprawiedliwieniu, a ustami wyznaje się ku zbawieniu”. (Rzym.10:9,10) Nieprawdą jest to, co głosi Strażnica, że nasze zbawienie zależne jest od posłuszeństwa wobec niewolnika. Bez względu na to, kim on by nie był, nawet największym z proroków, nie miałby prawa uczyć, że zbawienie zależy od ustosunkowania się do niego. Takiej nauki nie znajdujemy w Biblii.

Michał Januszkiewicz – Russellici nazwani: Świadkami Jehowy

***

W roku 2015 oficjalne dane towarzystwa Strażnica podały, że na świecie jest ok. 8,22 miliona aktywnych Świadków Jehowy. Kiedy porównamy to z imponującym rozwojem kościoła chrześcijańskiego na świecie (wyznającego podstawowe prawdy wiary na temat natury Boga i zbawienia łaską przez wiarę w Jezusa Chrystusa), to towarzystwo Strażnica plasuje się jako mało znaczące ugrupowanie.

Od schyłku XX wieku odnotowujemy gwałtowny wzrost kościoła protestanckiego na większości kontynentów (głównie wyznań charyzmatycznych). Przykładowo w krajach Azji takich jak Chiny, Korea Południowa, Indie, Iran czy nawet muzułmańska Indonezja, przyrost wierzących liczy się w dziesiątkach milionów, a w samych Chinach dawno już przekroczył 100 milionów chrześcijan. W subsaharyjskiej Afryce, kiedy w XIX wieku było 300 chrześcijan, obecnie jest ich tam ponad 6300. Podobnie jest w Ameryce Południowej. Dzięki misji kościoła codziennie na świecie przybywa ok 80 000 nowych wierzących w Chrystusa.
Dodać należy, że Pan Bóg w historii pobłogosławił swój kościół nadzwyczajnymi okresami działania swojego Ducha, kiedy to ludzie autentycznie i masowo nawracali się do Niego, przeżywając gwałtowną przemianę swojego życia. Nazywamy te okresy duchowymi przebudzeniami. Obejmowały one swym zasięgiem czasem kilka kontynentów równocześnie i często odwracały bieg historii na terenach, które znalazły się pod ich wpływem. Pierwsze takie przebudzenie w XVIIwieku (lata 1730-1740) z czołowymi przywódcami jak Jonathan Edwards, George Whitefield, Samuel Davis i bracia Wesleyowie na trwałe ukształtowało ewangelikalny charakter Ameryki Północnej i zawróciło Europejski kościół z drogi prowadzącej do upadku.

Drugie przebudzenie trwało dłużej, gdyż zaczęło się około roku 1790 i wygasło w połowie XIX wieku z jego głównym kaznodzieją Asahelem Nettletonem. Trzecie przebudzenie schyłku XIX wieku i początku XX miało swoje następujące po nim lokalne przebudzenia.
Cechą charakterystyczną tych przebudzeń było to, że nigdy nie miały one miejsca w kontekście doktryny antytrynitarnej. Zawsze takie błogosławieństwo zsyłane było na chrześcijan głównego nurtu. Owocem ich były nie tylko masowo przemienione poszczególne ludzkie życia, ale i całe społeczeństwa. Twierdzi się, że to dzięki takim ruchom odnowy Anglia nie podzieliła losu krwawych rewolucji, jakie wstrząsnęły Francją czy Rosją. Widać również, że zwłaszcza drugie przebudzenie było Bożą odpowiedzią na rozwijający się sceptycyzm wobec tego, co nadprzyrodzone, jaki był rozsiewany przez rodzące się Oświecenie.

Zatem statystyki i historia kościoła jednoznacznie potwierdzają, że Boże błogosławieństwo jest z tymi, którzy głoszą prawdę o Trójjedynym Bogu i zbawieniu wyłącznie łaską przez wiarę, natomiast Towarzystwo Strażnica nie promuje żadnego z nich, co ma swoje odbicie w mizernych efektach ich tytanicznych wysiłków.

Stanisław Sylwestrowicz - (Nie) warto rozmawiać ze Świadkami Jehowy

***

Józef był ciekawy, jak jego żona zareaguje na to co jej chce powiedzieć. Nie miał na rozmyślanie zbyt wiele czasu, ponieważ stanął już przed domem. Choć było bardzo późno w pokoju paliło się światło.
Maryla — jego żona — nadal należała do Organizacji, dlatego nie była szczęśliwa z faktu, że jej mąż poszedł na spotkanie z odstępcami. Czekała na niego, w przekonaniu, że gdy przyjdzie będzie wygadywał różne rzeczy na pomazańców. Była bardzo ciekawa co tam tak długo robili. Czekała jednak, aż zacznie sam mówić. Bacznie mu się przyglądała i wydawało się jej, że stał się jakby bardziej radosny. Miał w sobie jakiś dziwny pokój, którego nigdy u niego nie widziała. Usiadł do stołu, zanim zjadł przygotowaną kolację, długo się modlił, jak nigdy dotąd. Potem wziął Biblię, wyciągnął notatki jakie sobie zrobił na spotkaniu u Adama. Żona nadal bacznie mu się przyglądała. Czytając werset po wersecie, to uśmiechał się, to marszczył brwi, lub kiwał głową, w taki sposób, jakby dopiero coś odkrył. W końcu nie wytrzymała i zagadnęła go:
— Coś ty dzisiaj taki wesoły, dali ci pieniądze, czy co?
— Jak wiesz, pieniędzy dzięki Bogu nam nie brakuje, mamy ich tyle ile potrzeba do życia i pobożności. To czego dziś się dowiedziałem, nie słyszałem przez trzydzieści lat będąc w Organizacji.
— A co tam takiego usłyszałeś? — Była ciekawa, o czym tam tak długo rozmawiali. Z drugiej strony przekonywała sama siebie, że przecież niewolnik pisze prawdę o wszystkim. Jednak jej mąż był wyraźnie czymś poruszony, zafascynowany! Chodził przecież na wszystkie zebrania. Był aktywnym głosicielem, starszym, przechodził różne kursy i nigdy go nie widziała tak rozradowanego, jak dziś. Tego spokoju nie mogła określić, nie był to tylko uśmiech na twarzy, to radowała się jego serce. Nawet nie wypił kropli uspokajających, które zażywał zawsze po przyjściu z zebrania. Była ciekawa, a jednocześnie się obawiała tego co jej powie. Na wszelki wypadek mówiła sobie, gdyby rozmowa, zeszła na niepożądany temat, przestanie go słuchać. Po chwili zagadnęła:
— Jeśli masz mi tylko do przekazania jakieś oszczerstwa przeciwko naszym braciom, to lepiej milcz...
— Ja też byłem przekonany, że tam będą żerować tylko na niedoskonałości ludzkiej. Ale nie padło tam ani jedno słowo pod czyimś adresem.
— No to co wy tam robiliście? — Wyobraź sobie, że czytaliśmy Biblię, zadawaliśmy pytania Władysławowi, który już kilka lat temu opuścił Organizację. Mówił on o zbawieniu, nadziei i o naszym Zbawcy Jezusie Chrystusie.
— Przecież o tym wszystkim czytamy w Strażnicach na zebraniach, nie wiem co jeszcze ktoś może wymyślić na ten temat?
— Właśnie, to nie było wymyślone, czytaliśmy werset po wersecie, bez jakichkolwiek komentarzy, nie tak, jak to nakazuje Organizacja. Na przykład, powiedz mi : Kim jest dla ciebie Pan Jezus?
— To, ty będąc starszym zboru tego nie wiesz?
— Do dziś nie wiedziałem, miałem całkiem spaczony pogląd.
— Weź książkę pt.: „Bądź Wola Twoja Na Ziemi” otwórz na stronie 291, a się dowiesz kim On jest —posłuchaj:
"Jehowa jest Księciem najwyższym, a przy Nim Jego Syn Michał jest „jednym z naczelnych książąt”. On stał się Księciem Pokoju — lzaj. 9:6. Jakie imię nosił polem, kiedy już umarł jako człowiek Jezus Chrystus, został wskrzeszony i powrócił do nieba? Czy nadal jeszcze nosi tylko imię Jezus Chrystus? Nie; było to bowiem jedynie jego ludzkie imię ziemskie. Powrócił do swego imienia Michał, które nosił w niebie..."
— Tyle to ja też wiem, a teraz to, co przeczytałaś udowodnij mi na podstawie Biblii.
— Tego nie da się udowodnić, ale niewolnik twierdzi, że dostaje te prawdy od Jehowy, przez Jezusa Chrystusa.
— Wobec powyższego mamy dwóch pośredników, jednym jest Pan Jezus, drugim niewolnik. Jak myślisz, czy Apostołowie lepiej rozumieli Pismo niż niewolnik?

Tadeusz Połgensek – Zanim zostaniesz Świadkiem Jehowy – przeczytaj

***

Organizacja świadków Jehowy, czyli Towarzystwo Strażnica założone w roku 1881 w Stanach Zjednoczonych, diametralnie zmieniała i nadal zmienia swoje nauki, które rzekomo pochodzą z nieomylnej Biblii. Jak zauważyliśmy, wraz z Szymonem Matusiakiem, w naszej książce pt. „Zmienne nauki Świadków Jehowy” (2012), nie da się zebrać w jednej publikacji wszystkich korekt doktrynalnych Towarzystwa Strażnica, choć sami przedstawiliśmy setki takich zmian. Jest ich tak wiele, że przekracza to tym bardziej ramy tego nieobszernego opracowania.
Tym niemniej wybrane zostały dla tej książki najistotniejsze kwestie dotyczące skrajnych zmian w naukach świadków Jehowy. Poprzez fotokopie z publikacji Towarzystwa Strażnica przedstawiamy na sąsiednich stronach przykłady różnych zmieniających się wierzeń tej organizacji. I nie chodzi nam o jakieś drobne korekty doktrynalne, ale o istotne zmiany, które mają wpływ na zachowania i wiarę członków tej organizacji.

Towarzystwo Strażnica „korekty” swej doktryny nazywa „nowym światłem”:
"Musimy więc unikać sidła, jakim jest zazdrosne obstawanie przy własnych poglądach lub metodach działania, które nie mają solidnych biblijnych podstaw. Powinniśmy natomiast przyjmować nowe światło, jakie Jehowa rzuca na swe Słowo za pośrednictwem kanału, którym się obecnie posługuje" („Strażnica” 2002, nr 20, s. 30).

Tymczasem Charles T. Russell (1852-1916), założyciel Towarzystwa Strażnica przynajmniej początkowo, zupełnie inaczej interpretował, niż dziś świadkowie Jehowy, tak zwane „nowe światło”. Pisał on następująco:
„Gdybyśmy szli za człowiekiem, to niewątpliwie byłoby z nami inaczej: niewątpliwie jeden ludzki pogląd przeczyłby drugiemu, i to, co było światłem rok temu, dwa lata temu lub sześć lat temu uznawalibyśmy teraz za ciemność; lecz w Bogu nie ma zmienności, ani obracającego się cienia, i tak samo jest z prawdą; każde poznanie lub każde światło pochodzące od Boga musi być jak jego autor. Nowy pogląd na prawdę nigdy nie może być sprzeczny z dawniejszą prawdą. „Nowe światło” nigdy nie usuwa starego „światła” lecz dodaje coś do niego” (ang. „Strażnica” luty 1881, s, 3).

Włodzimierz Bednarski – Porównanie nauk świadków Jehowy

***

We wnioskach kończących rozdział czwarty autor podkreślił niedostateczne zrozumienie greckiego rodzajnika przez twórców PNŚ i uznał za błędną ich zasadę, według której θεός = „bóg” a ὁ θεός = „Bóg”. Rozdział zakończyło stwierdzenie, iż tłumacze, będąc zaledwie w 6% wierni swojej zasadzie, nie zachęcają czytelników do swojego przekładu. Autor niniejszej pracy uważa, że potrzebne są dalsze studia nad regułą Colwella, której niezaprzeczalnie należy się stałe miejsce w gramatykach greckich. Ciekawe byłoby zobaczyć konfrontację tłumaczy PNŚ z tą regułą, której, jak się wydaje, nie znają.

W pierwszych osiemnastu wersetach pierwszego rozdziału Ewangelii wg św. Jana 
ὁ θεός pojawia się osiem razy, w tym sześć razy bez rodzajnika. Tłumacze jednakże tylko dwa razy oddali ὁ θεός bez rodzajnika jako „bóg”. Autor niniejszej pracy doszedł do wniosku, że zasada twórców PNŚ dotycząca ὁ θεός z rodzajnikiem i bez rodzajnika to tylko maska dla prawdziwego kryterium, którym wydaje się arbitralny osąd. Warto powtórzyć jeden z wniosków tego rozdziału, iż tłumaczenie „A Słowo było Bogiem” w pełni współbrzmi z całością Ewangelii wg św. Jana, kończącej się przecież wyznaniem św. Tomasza: „Mój Pan i mój Bóg!”.

W rozdziale piątym pokazano, dlaczego Słowo jest Bogiem. Autor niniejszej pracy jest całkowicie przekonany, że o boskości Słowa uczy Pismo Święte. Tłumacze natomiast potraktowali Rz 9,5 tak, jak dyktował im ich „preferowany pogląd religijny”, według którego Jezusa nie można utożsamiać z Bogiem. Omawiając Kol 2,9, przekonaliśmy się, iż autorzy PNŚ dwa słowa greckie przetłumaczyli w ten sposób, że mocniejsze oddali za pomocą słabszego słowa angielskiego, a słabsze słowem angielskim o mocniejszym znaczeniu. Celem było oczywiście umniejszenie boskości Chrystusa. Analiza fragmentów listów pasterskich zawierających słowa „Bóg” i „Zbawiciel” dowiodła, iż tłumacze nie chcą uczciwie zmierzyć się z rzeczywistym problemem, że „jeden Bóg” i „jeden Zbawca” są tożsami.

Na podstawie trzech wybranych fragmentów udowodniono, że historyczna doktryna o Trójcy jest oparta na Piśmie Świętym, a nie na tradycjach „pokrytych szronem siwizny z powodu swego wieku”. To Pismo Święte, a nie teologia systematyczna, dowodzi osobowości Ducha Świętego, Jego boskości i miejsca w Trójcy.

W rozdziale szóstym przedstawiono dość przykładów z PNŚ, by wykazać, że jego autorzy często przedkładali parafrazę nad dosłowne i prostsze tłumaczenie. W przypadku ᾿Ασιάρχης i διακονός parafraza była nieuzasadniona, μονογενής i στασυρός zostały przetłumaczone niedokładnie, a o sposobie oddania κόλασις, ψυχή i τάσσω przesądziły kwestie doktrynalne.

W opinii autora niniejszej pracy Chrześcijańskie Pisma Greckie są dziełem napisanym ze skrajną stronniczością, niekiedy nawet nieuczciwie. Nie jest też ono ani nowoczesne, ani naukowe. Zostało opracowane przy niekonsekwentnym stosowaniu zasad sformułowanych w Przedmowie i Dodatkach do niego. Autor niniejszej pracy usilnie przestrzega przed opieraniem jakiejkolwiek konfrontacji między świadkiem Jehowy a chrześcijaninem wyłącznie na PNŚ. Taka konfrontacja byłaby bowiem wsparta na fundamencie stronniczym i zafałszowanym.

Robert H. Countess – Błędne doktryny świadków Jehowy

***

Jana 1:1 „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo” (BW)

Aż do około 1950 roku Świadkowie Jehowy nosili ze sobą egzemplarz Biblii w przekładzie American Standard Version (ponieważ zawiera on imię Jehowa w całym Starym Testamencie). Lecz mieli zarazem kłopotliwy problem z przeczeniem Bóstwu Chrystusa, bowiem ta sama Biblia, którą trzymali w swych rękach, po prostu mówiła, że „Słowo było Bogiem”. Towarzystwo Strażnica rozwiązało ten problem publikując swoje własne Pismo Święte w Przekładzie Nowego Świata.
Zatem, gdy teraz chrześcijanie odsyłają ŚJ do Jana 1:1, Świadkowie mogą odpowiedzieć: „W mojej Biblii tego nie ma!”. Mogą odwołać się do Jana 1:1 w ich własnym przekładzie i przeczytać: „... Słowo był bogiem”.
Redukując Jezusa Chrystusa do pozycji „boga”, Strażnica umieszcza Go pośród „wielu ‘bogów’ i wielu 'panów’” z 1Koryntian 8:5 — na tym samym poziomie, co szatana, 'boga tego systemu rzeczy’ (2 Kor. 4:4, NŚ).
Towarzystwo Strażnica prezentuje Przekład Nowego Świata jako anonimowe dzieło Komitetu Przekładu Biblii Nowego Świata — i sprzeciwia się wszelkim wysiłkom zmierzającym do ustalenia tożsamości członków tego komitetu. Mówi ono, że czyni to w tym celu, by wszelka zasługa za tę pracę została przypisana Bogu. Lecz nieuprzedzony obserwator szybko zauważy, że ta anonimowość również chroni tłumaczy przed jakimkolwiek oskarżeniem o błędy lub zafałszowania w ich tłumaczeniach. Nie pozwala też na to, by uczeni sprawdzili ich listy uwierzytelniające. W rzeczywistości dysydenci, którzy w minionych latach opuścili Biuro Główne organizacji Strażnicy ustalili tożsamość domniemanych członków tego komitetu, wykazując, że żaden z nich nie był ekspertem w zakresie języka hebrajskiego, greckiego lub aramejskiego — języków oryginalnych, z których trzeba tłumaczyć Biblię.

David A. Reed - Odpowiedzi dla Świadków Jehowy według wersetów

***

Z poglądem Świadków Jehowy na zbawienie wiąże się kilka problemów: jest ono nieuchwytne, oparte na uczynkach i odmienne w przypadku każdej z dwóch klas zbawionych. Świadek jest wyszkolony, by zbawienia oczekiwać od organizacji, a nie od Chrystusa. Mówi się im, że „to, czy czyjeś imię zostanie zapisane w Księdze Życia będzie zależało od jego uczynków” (Strażnica angielska z 1 kwietnia 1947 r., strona 204). Dlatego Świadkowie „Ciężko pracują na nagrodę życia wiecznego” (Strażnica angielska z 15 sierpnia 1972 r., strona 491).

Podczas moich ośmiu lat służby w charakterze starszego, słuchałem zwierzeń innych Świadków Jehowy, którzy wyrażali swe wątpliwości i obawy, którymi trapili się w głębi serca. Byłem zdumiony, gdy nasza przyjaciółka „Myrtle” (to nie jest jej prawdziwe imię) powiedziała mi, co ją niepokoi. Służyła w organizacji Strażnicy przez wiele dziesięcioleci, i mając wówczas ponad siedemdziesiąt lat nadal była silna — głosiła pełnoczasowo od drzwi do drzwi, chociaż nie z tą samą siłą, jaką przejawiała w młodych latach, kiedy oprócz głoszenia od domu do domu pracowała na pełen etat i utrzymywała rodzinę. Gdy pewnego dnia pracowaliśmy wspólnie w służbie od drzwi do drzwi, Myrtle zatrzymała się między domami i zwróciła się do mnie.
„Dawidzie — powiedziała — wiem, że nie zdołam przeżyć Armagedonu, nie jestem wystarczająco dobra!”.
Rzecz jasna, byłem zaszokowany. „Lecz Myrtle — usiłowałem ją przekonać — masz większe osiągnięcia niż większość ludzi z naszej Sali Królestwa. Jeśli ty nie zdołasz przeżyć do Nowego Porządku, to kto z nas może mieć nadzieję na przeżycie? ”.

„Nie mam pojęcia — odrzekła, potrząsając głową — lecz wiem, że Jehowa nie jest ze mnie zadowolony. Nie jestem wystarczająco dobra. Nie znajdę się w Raju”.
Wtedy byłem zaszokowany, ale teraz rozumiem, że Świadkowie Jehowy dzielą się na dwie grupy: (1) na tych, którzy mają poczucie własnej sprawiedliwości i zakładają, że Bóg zachowa ich w Armagedonie ze względu na ich dobre uczynki, oraz (2) na tych, którzy wiedzą, iż są grzesznikami, niegodnymi życia wiecznego. Ja należałem do pierwszej grupy; Myrtle do drugiej.
(…)
Świadkowie Jehowy nie powinni ufać zaproszeniu Strażnicy, by przyjść „do organizacji Jehowy w celu zapewnienia sobie wybawienia” (Strażnica nr 9/1982 r., strona 19, akapit 18), lecz zareagować na słowa Jezusa Chrystusa, który mówi: „Pójdźcie do Mnie wszyscy utrudzeni i uginający się pod ciężarem, a Ja wam dam wytchnienie” oraz „„Ja nie odrzucę tego, który do Mnie przychodzi” (Mateusza 11:28-29; Jana 6:37, BP).

David A. Reed - Odpowiedzi dla Świadków Jehowy według tematów

***

Świadkowie Jehowy w Polsce przez dłuższy czas nauczali, że Duch Święty jest niewidzialną, czynną mocą Bożą. W wydanej w 1989 roku broszurze, ‘Czy wierzyć w Trójcę?’, jedną z jej części opatrzono tytułem „Duch święty — czynna moc Boża” (strona 20). Jednakże w polskim wydaniu Strażnicy z 15 lipca 1994 roku ukazał się artykuł: „Czym jest duch Boży”, zawierający materiał ze słownika biblijnego Towarzystwa Strażnica Insight on the Scriptures (Wnikliwe poznawanie Pism), w którym dokonano pewnych uściśleń. Napisano w nim, że Duch Święty jest niewidzialną, czynną siłą Bożą. Zmiany te były spowodowane troską o lepsze tłumaczenie terminów z języka angielskiego. Odtąd też w polskiej literaturze Świadków konsekwentnie nazywa się Ducha Świętego czynną siłą Bożą.
Oczywiście nie zmienia to podstawowego faktu i zarazem problemu, że Świadkowie Jehowy w odróżnieniu od większości wyznań chrześcijańskich nie postrzegają Ducha Świętego jako Boską Osobę. W swoim Przekładzie Nowego Świata i w swej literaturze piszą o Duchu z małej litery: „duch święty”.

Zresztą już pierwszy prezes Towarzystwa Strażnica, Charles Taze Russell wyraźnie odciął się od dominujących w chrześcijaństwie poglądów na temat natury Ducha Świętego. W piątym tomie swych Wykładów Pisma Świętego napisał: „Przez długie lata przedmiot o Duchu Świętym, jego stanowisku i działalności był bardzo mylnie pojmowany przez wielu chrześcijan, dopiero ze wschodem Słońca Sprawiedliwości — podczas parousia Syna Człowieczego, przedmiot ten staje się zupełnie jasnym i wytłómaczonym tak, jak on był pojętym przez pierwotny Kościół, zgodnie z orzeczeniami Pisma Świętego, odnoszącymi się do tego przedmiotu. Nauka o trójcy, jak to już widzieliśmy, która zaczęła powstawać w drugiem stuleciu, a rozwinęła się znacznie w czwartem — przyczyniła się znacznie w tym względzie do zaciemnienia umysłu wielu chrześcian, mieszając wszystkie ich religijne przekonania” (błędy ortograficzne za oryginałem). Najwyraźniej Russell wierzył, że dopiero od 1874 roku, w którym według przyjętej przez niego chronologii zaczęła się paruzja, czyli powtórne przyjście Chrystusa, właściwe pojmowanie istoty Ducha Świętego znowu stało się możliwe dzięki światłu duchowemu, którego Chrystus udzielił Badaczom Pisma Świętego. Wiedział też, że opowiedzenie się za tradycyjnym poglądem na temat Ducha Świętego pozostaje w związku z doktryną o Trójcy.
(…)
Duch Święty odgrywał i nadal odgrywa istotną rolę w nadzwyczajnych działaniach Bożych, takich jak cudowne uzdrowienia. Można zatem w pewnym sensie powiedzieć o Nim, że jest mocą umożliwiającą dokonywanie takich cudownych dzieł Bożych. Wcale nie przestaje być przy tym świadomą osobą, gdyż jak napisano w 1 Koryntian 12:11: „Wszystko to zaś sprawia jeden i ten sam Duch, rozdzielając każdemu poszczególnie, jak chce” (BW). Jak się przekonujemy, Duch Święty nie jest bezosobowym narzędziem lub mocą, lecz posiada wolę i stosownie do swego upodobania rozdziela dary Ducha Świętego, do których w myśl 1Kor. 12:9 zalicza się także „dar uzdrawiania w tym samym Duchu” (BW).
Dlatego chcąc poznać prawdę o Duchu Świętym nie możemy opierać się na kilku wersetach wyrwanych z kontekstu Pisma Świętego, lecz musimy poznać całe nauczanie Biblii na ten doniosły temat. Po rozważeniu niektórych zarzutów Świadków Jehowy przeciw osobowości Ducha Bożego przejdźmy do omówienia pozytywnych dowodów na rzecz twierdzenia, że jest On Osobą Boską.

Natan Chased – Inny Jezus, inny duch, inna ewangelia

***

Książka ta mówi właśnie o tego rodzaju kryzysie, o postawach ludzi — nim dotkniętych oraz o konsekwencjach, jakie wywołał on w ich życiu.
Być może historia ludzi zaangażowanych w omawiany kryzys ma niewiele wspólnego z dramatem procesu Jana Wiklifa o herezję, z międzynarodowym „polowaniem” na nieuchwytnego Williama Tyndale'a, czy wreszcie z okropnością spalenia na stosie Michała Serveta. Jednakże ich wewnętrzne zmagania i cierpienia były — w pewnym sensie — nie mniej bolesne. Niewielu z nich potrafiło odpowiedzieć równie elokwentnie, jak Luter, ale zajęli podobne stanowisko, jakie on zajął wobec swych siedemdziesięciu sędziów:
„Jeśli nie zostanę przekonany na podstawie Pisma Świętego i zdrowego rozsądku — nie przyjmuję autorytetu papieży i soborów, bowiem oni często się mylili i przeczyli sobie wzajemnie — jestem związany Słowem Bożym, które cytowałem, a moje sumienie jest niewolnikiem Słowa Bożego; nie mogę niczego odwołać i niczego nie odwołuję, bowiem postępować przeciwko sumieniu nie jest ani bezpieczne, ani słuszne Tak oto stoję i inaczej nie mogę. Tak mi dopomóż, Bóg. Amen”.

Na długo przed pojawieniem się wymienionych wyżej mężów, apostołowie Piotr i Jan zetknęli się z podobną kwestią, gdy stanęli przed trybunałem złożonym z najbardziej szanowanych przedstawicieli swej religii, do której apostołowie należeli całe życie. Wówczas szczerze stwierdzili:
„Rozsądźcie, czy słusznie jest w oczach Bożych bardziej słuchać was niż Boga? Bo my nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli”. Dz. 4,19

Ludzie, o których piszę w tej książce należą do grona osób znanych mi jak najbardziej osobiście. Są oni członkami ugrupowania religijnego występującego pod nazwą Świadkowie Jehowy. Jestem pewien - i można tego dowieść — że ich doświadczenia nie są w żadnym wypadku czymś szczególnym. Podobny niepokój sumienia znany jest ludziom różnych wyznań. Stoją oni wobec podobnych problemów, jakie napotkali na swej drodze apostołowie Piotr i Jan, tudzież wielu innych na przestrzeni wieków. Chodzi mianowicie o walkę, którą trzeba stoczyć, aby pozostać wiernym głosowi sumienia w obliczu nacisków ze strony oficjalnych autorytetów religijnych. Dla wielu jest to prawdziwa wojna nerwów. Z jednej strony odczuwają przymus odrzucenia wciskających się między nich a Stwórcę ludzkich autorytetów; odcięcia się od religijnego dogmatyzmu, legalizmu i autorytaryzmu w imię nauki Chrystusa Jezusa, który w odróżnieniu od wszelkiej ludzkiej władzy religijnej jest „głową każdego męża”. Z drugiej zaś strony stoją wobec ryzyka utraty długoletnich przyjaźni, wobec niebezpiecznego rozbicia stosunków rodzinnych i wreszcie wobec konieczności odrzucenia dziedzictwa religijnego, które mogło sięgać nawet kilku poprzednich pokoleń. Na tego rodzaju rozdrożach decyzja nie przychodzi łatwo.
(…)

Dziewięć lat, które spędziłem w Ciele Kierowniczym, wywarło na mnie wielki wpływ, zwłaszcza na moje sumienie. Moje życie znalazło się w głębokim kryzysie, na rozdrożu; była to sytuacja, której nigdy się nie spodziewałem. Decyzja, jaką podjąłem, była moją własną decyzją, a cena, jaką za nią zapłaciłem, była znaczna. Nie żałuję jednak tej decyzji, nie żałuję również, że dotarłem do informacji, które wpłynęły na jej podjęcie. Inni mogliby podjąć decyzję inną od mojej — niektórzy tak postąpili. Jest to jednak ich sprawa, a ściślej: coś, co rozgrywa się między nimi a Bogiem.
W maju 1980 roku, po mojej rezygnacji z członkostwa w Ciele Kierowniczym, otrzymałem z redakcji gazet i czasopism wiele telefonów, w których pytano o sytuację, jaka istnieje wewnątrz organizacji. Konsekwentnie odsyłałem pytających do Biura Głównego w Brooklynie. Oni zaś stale odpowiadali, że bezskutecznie próbowali już tej drogi, słysząc odpowiedź: „Bez komentarza”. Wówczas odpowiadałem, że po prostu nie mogę być dla nich źródłem informacji. Stałem na tym stanowisku blisko dwa lata. Jednak to, co się w ciągu tych dwóch lat wydarzyło nie tylko w moim życiu, lecz także w życiu innych, spowodowało, że zmieniłem zdanie.

Raymond Franz - Kryzys sumienia (Wnikliwa obserwacja najwyższej rady religijnej i jej dramatycznej władzy nad życiem ludzi)

sobota, 20 kwietnia 2024

Prawda, Dobro i Piękno

Tym, co ostatecznie przekonuje mnie, że Lewis mógł podzielać ujęcie, zgodnie z którym błąd niewiary jest czymś więcej niż intelektualną pomyłką, jest to, że Lewis wprost wykazał, iż jest świadomy, jak dokonywanie przez człowieka rozumowania mającego wykazać, że Bóg istnieje, może z łatwością wywołać iluzję, iż „wiara w Boga” lub „zawierzenie Bogu” jest po prostu kwestią intelektualnego uznania prawdziwości zdania głoszącego, że istnieje taki standard i taka osoba”. Taki rodzaj wiary [belief] lub niewiary [unbelief] jest niewystarczający dla wystąpienia wiary polegającej na relacji |faith]. Wiara, że Bóg istnieje, nie musi być tym samym co wiara w Boga. Wiara polegająca na relacji jest wiarą innego rodzaju (zob. Jk 2,19).

Nawiązując do tej ostatniej pomyłki, Kierkegaard, kryjący się pod pseudonimem Johannes Climacus, mówi, że „wiara jest pasją”. W tekście „Punkt widzenia dotyczący mojej działalności jako pisarza” Kierkegaard pisze: „w całej swej twórczości jako pisarz w szczególności zajmuję się zasadniczym problemem »stawania się chrześcijaninem [...] posługując się bezpośrednią i pośrednią metodą polemiczną, adresowaną przeciwko temu złudzeniu [...], że w takim kraju jak nasz wszyscy są jakiegoś rodzaju chrześcijanami””. Kierkegaard uważa, że jego zadaniem jako autora jest rozwianie iluzji, że wiara chrześcijańska nie różni się istotnie od innych rodzajów wiary; że jedyna różnica polega na tym, co jest przedmiotem tej wiary, że wiara w Boga nie różni się istotnie od wiary w kogokolwiek lub cokolwiek innego. W swoich tekstach stara się przedstawić to, na co zwracał uwagę Wittgenstein, że wiara w Boga — jeśli nie jest tym samym co przekonanie o istnieniu Boga — zasadniczo różni się od wiary w cokolwiek innego dokładnie z tego powodu, że jest wiarą w Boga.

Ale jak można rozwiać taką iluzję? Nie wystarczy tylko powiedzieć: „Spójrz, to jest iluzja. A naprawdę rzeczywistość wygląda tak...” Ta iluzja nie jest bowiem iluzją optyczną, ale intelektualną. Sama argumentacja jej nie rozwieje, ponieważ iluzja ta polega na myśleniu, że samo uznanie słuszności wniosku w argumentacji na rzecz istnienia Boga lub racjonalności wiary w Boga sprawia, iż ktoś staje się „jakiegoś rodzaju chrześcijaninem”. Ponieważ większość czytelników Kierkegaarda ulega tej iluzji, jego metoda dowodzenia musi mieć postać dowodu nie wprost, musi polegać bardziej na pokazywaniu niż mówieniu. Kierkegaard musi pokazać swoim czytelnikom, dokąd prowadzi ich sposób myślenia, ukazując postacie literackie (włącznie z ich pseudonimowymi autorami), którzy mówią i myślą to, co mogliby mówić i myśleć jego czytelnicy. Kierkegaard zaangażował się w to przedsięwzięcie z pasją Jana Chrzciciela lub starotestamentowego proroka. Iluzja ta dotyczy bowiem samej natury wiary oraz tego, co to znaczy „stać się chrześcijaninem” . Iluzję tę można wyrazić następująco: Ludzie myślą, że rozumieją chrześcijaństwo i z tego powodu żyją w iluzji, że są chrześcijanami. Iluzja ta czyni ich odpornymi na, powiedzmy, Jezusa Chrystusa. Wciąż słuchają i powtarzają, co Jezus powiedział, tak iż z czasem przez samo to powtarzanie wypowiedzi te stają się przeszkodą niepozwalającą usłyszeć Słowa. Iluzja taka jest wynikiem błędu, który łatwo popełnić — ale trudno go zauważyć — polegającego na pomieszaniu rozumienia jakiegoś twierdzenia (tezy, stwierdzenia albo teorii) z rozumieniem nakazu (zaproszenia, żądania albo prośby), szczególnie jeśli pochodzi on od kogoś wiarygodnego i kochającego. Kiedy ten drugi rodzaj rozumienia myli się z pierwszym, w życiu danej osoby nie dokonuje się żadna radykalna zmiana, nie ma przemiany. A „stawanie się chrześcijaninem”, mówi Kierkegaard, jest „jakościowym skokiem” od jednego sposobu życia — jednego „sposobu istnienia” — ku innemu. Wyznanie chrześcijańskie nie polega na wyznawaniu wiary w wieczną szczęśliwość, ale na przemianie swojego sposobu istnienia, by stało się wyznawaniem chrześcijaństwa.

Istota problemu polega właśnie na mieszaniu ze sobą tych znaczeń. Problemem jest nie samo wskazanie faktu tego pomieszania, ale znalezienie rozwiązania, jak pomóc w dokonaniu takiej przemiany, o jakiej pisze Johannes Climacus. Nie chodzi po prostu o sprawienie, by ludzie zrozumieli, co to znaczy stać się chrześcijaninem, ale by pomóc im rzeczywiście stać się chrześcijanami. Kierkegaard wiedział, że aby być pomocnym, nie może jedynie mówić, ale musi pokazać. Tylko bowiem przedstawiając różne możliwe sposoby życia (włącznie z każdym ze sposobów wyrażającym bycie chrześcijaninem), mógłby ukazać „patos” lub ten rodzaj cierpienia, jaki wiązałby się z każdym z tych sposobów. Dlatego Kierkegaard tak często posługuje się przypowieściami i dlatego wszyscy pseudonimowi autorzy kreowani przez niego przedstawiają pewien „sposób istnienia", mniej lub bardziej przypominający to, z czym mielibyśmy do czynienia w przypadku prawdziwego ucznia Chrystusa. W przypadku wizji takich sposobów Życia czujemy się zmuszeni do oceny swojego życia w relacji do Chrystusa.

***
Nawet ateistyczny filozof Bertrand Russell opisywał pewne powracające niesamowite doznanie w sposób, który przypomina niezaspokojone pragnienie. W szczególności wszystkie cztery punkty, na które Lewis zwraca uwagę, opisując niezaspokojone pragnienie, są wyrażone w opisie tego doznania przedstawionym przez Russella, czyli: (a) że jest to pragnienie lub tęsknota — trudno je opisać lub wyrazić; (b) że sama ta tęsknota jest czymś wartym pożądania; (c) że pragnienie to jest wywoływane przez różne przedmioty i doświadczenia i (d) że przedmiot tego pragnienia nie jest tożsamy z żadnym przedmiotem lub zdarzeniem, które wywołują takie pragnienia:
„Wszystko, co mówimy, to bezowocne wysiłki, aby powiedzieć coś jeszcze — coś, co zapewne z samej swej natury nie może być powiedziane. Wiem, że przez całe życie usiłuję powiedzieć coś, i nigdy się nie nauczę, jak to powiedzieć. I tak samo jest z tobą. Tak jest ze wszystkimi, którzy spędzają życie na poszukiwaniu czegoś nieuchwytnego, a jednak wszechobecnego, subtelnego i zarazem nieskończonego. Szuka się tego w muzyce, morzu i zachodach słońca; czasami wydawało mi się, że jestem bardzo blisko tego w tłumie ludzi, kiedy czułem silnie to, co oni odczuwali; przede wszystkim szuka się tego w miłości. Jeśli jednak wyobrazimy sobie, że znaleźliśmy to, pojawi się na pewno okrutna ironia i wykaże nam, że naprawdę tak nie jest”.

W innym liście Russell stwierdza:
„Ośrodkiem moim jest zawsze i wiecznie straszny ból — osobliwie dziki ból - poszukiwanie czegoś, co jest poza światem, czegoś przeistoczonego i nieskończonego — uszczęśliwiającej wizji — Boga — nie znajduję tego, myślę, że nie można tego znaleźć — ale to pragnienie jest moim życiem”.

Oczywiście Russell podważa doznanie pewnej tęsknoty jako mającej pokazywać, że nie istnieje żadna inna rzeczywistość. W przeciwieństwie do tej postawy Edgar Allan Poe wyrażał bardziej pozytywną ocenę tego niezaspokojonego pragnienia. Pisał, że ten rodzaj pragnienia jest podstawą poezji:
„Poezja bierze się z pragnienia dzikszego piękna niż to, jakie daje nam Ziemia; poezja jest niedoskonałą próbą, by zaspokoić to nieśmiertelne pragnienie poprzez nowe kombinacje pięknych form (kolokacje form) fizycznych lub duchowych; i to pragnienie, gdy nawet częściowo jest zaspokojone, to uczucie, gdy spotyka choćby tylko niedoskonałą odpowiedź, wywołuje emocje, w stosunku do których wszystkie inne ludzkie emocje jawią się jako mdłe i nieistotne. [...] jeśli odrzucamy to uczucie jako nieważne, jako niegodne wzniosłej duchowości (która ma swoje źródło w poczuciu Boskości), to o ile bardziej powinniśmy odrzucić wszystko inne?

Zatem podczas gdy Russell lekceważy to doznanie niezaspokojonego pragnienia jako niepomagające w żaden sposób zrozumieć kondycji człowieka, Poe (w tym entymemacie) odmawia odrzucenia go — jak wyraźnie widać w jego niewypowiedzianej przesłance, nie jest on bowiem chętny, by odrzucić całą resztę.

***
Przechodząc do zaprezentowania formalnej postaci argumentu Lewisa, trzeba odnieść się do dwóch spraw. Po pierwsze, co dokładnie głosi wniosek tego argumentu? Niektórzy sugerują, że argument z Pragnienia to argument na rzecz istnienia nieba (Peter Kreeft), nieśmiertelności (Kreeft i Stratford Caldedott), czegoś nieskończonego (Robert Hoyler) lub czegoś transcendentnego (Trent Dougherty). Tu jednak przedstawimy ten argument jako przede wszystkim prowadzący do wniosku o fałszywości naturalizmu (lub materializmu filozoficznego), a w drugiej kolejności jako argument na rzecz istnienia Boga.

***
Dla Lewisa piękno było czymś obiektywnym, jak logika lub moralność, a zespalały się one w jedność w samym sercu rzeczywistości. Kontakt człowieka z tą rzeczywistością jest, zdaniem Lewisa, konieczną pierwszą zasadą filozofii:

„Musimy zatem przyznać, że rzeczywistość ma strukturę logiczną; musimy, jeśli chcemy zachować jakiekolwiek standardy moralne, przyznać jej również wymiar moralny. Nie ma też żadnego powodu, byśmy nie mogli powiedzieć tego samego o standardach piękna. Nie ma powodu, by nasza reakcja na piękno krajobrazu nie była odpowiedzią, chociażby po ludzku niewyraźną i częściową, na coś, o już istnieje w rzeczywistości”.

Jeśli, jak przekonuje Lewis, nasze doświadczenie piękna jest percepcją prawdziwej rzeczywistości, to jest ono źródłem wiedzy, nawet jeśli nie zawsze potrafimy wyciągnąć lekcję z tego poznania. „Skoro nasza religia ma być obiektywna”, przekonuje Lewis, „to nie wolno nam odwracać oczu od tych elementów, które wydają nam się niezrozumiałe albo odpychające — bo właśnie to, co niezrozumiałe lub odpychające, zasłania owo coś, czego jeszcze nie wiemy, a trzeba, byśmy się dowiedzieli”.

Na początku widzimy, że prace Lewisa cechuje zaufanie do wartości podejmowania tematu piękna w rozważaniach filozoficznych. W „Brzemieniu chwały” Lewis przekonuje, że pragnienie piękna „to nie jakaś neurotyczna zachcianka”, ale podobnie jak nakazy moralności ma swoje źródło w Bogu (Lewis dokonuje paraleli ze swoim argumentem z księgi pierwszej „Chrześcijaństwa po prostu”). Lewis pisze, że możemy dążyć do piękna „z niezłomną pewnością, że w ten sposób albo realizujemy wizję, jaką Bóg ma wobec nas, albo pośrednio pomagamy w tym innym”. Potwierdzenie przez Lewisa obiektywności piękna stanowi, metodologicznie rzecz ujmując, wstępną odpowiedź na sceptycyzm Johna Hicka wobec odwołania do wyobrażeń estetycznych. Nawet jeśli nie potrafimy dokładnie określić, jak kwestia piękna wpisuje się w problematykę teodycei, to idąc tropem argumentacji Lewisa, możemy w tym miejscu uznać, że zdecydowanie warto podejmować się badań nad pięknem, by w ten sposób powiększyć swoją wiedzę o dobroci Boga. Ograniczanie teodycei przez jakiegoś filozofa jedynie do kwestii czysto moralnych może świadczyć o braku zaufania w istnienie silnych więzów łączących piękno i dobro.

Uważam także, że wizja teodycei, jaką miał Lewis, w udany sposób odpowiada na wyrażone wprost wątpliwości takich filozofów jak Hick poprzez pokazanie różnych sposobów splecenia ze sobą różnych wymiarów: moralnego i estetycznego, a także wymiaru osobowego, który przenika się z wymiarem kosmicznym. Moja teza, ujmując ją wprost, głosi, że Lewis korzysta z odwołania do piękna stworzonego świata, by w ten sposób wskazać na dobroć Boga. Choć brak miejsca nie pozwała na pełne oddanie głębi poglądów Lewisa, chcę zarysować dwa kluczowe obszary w teodycei (eschatologię oraz tworzenie duszy), dla których dokonane przez Lewisa odwołania do stworzonego piękna okazują się bardzo pomocne, i zakończyć wykazaniem, że Lewis w udany sposób korzysta w teodycei z „motywu estetycznego”, który jest silnie krytykowany przez Hicka.

***
Niemniej włączenie piękna do dyskursu teologicznego także wiąże się z pewnymi trudnościami. Piękno to pojęcie nieostre, a jednak przykuwa naszą uwagę z taką samą siłą, z jaką wymyka się naszemu opisowi. Hans Urs von Balthasar mówi o pięknie, że jest „ostatnią rzeczywistością, na którą może ważyć się myślący rozum, ponieważ jako niepojęty blask otacza ono podwójną gwiazdę prawdy i dobra”. Obraz tańca ponownie wskazuje na pociągający, a jednocześnie nieuchwytny charakter tego, co stanowi centrum estetyki. Cechy te odpowiadają prawdopodobnie za rozpowszechnioną obojętność akademickiej teologii względem estetyki. Trudno zatańczyć z pięknem — łatwo jest je spowalniać, nadepnąć mu na pięty i wybić z rytmu. Teologowie uprawiający teodyceę często posługują się intelektem pełnym wysublimowanych rozważań, gdy misternie opracowują swoje koncepcje. Nie mają też śmiałości, być może z powodu ostrzeżenia ze strony Balthasara, by zająć się kwestią piękna.

***
Według Tolkiena ludzka „mythopeia” (tworzenie mitów) ma wyjaśnienie teologiczne. Choć „wyobcowany” i „zhańbiony” człowiek zachowuje tę zdolność tworzenia mitów i podlega prawu, „zgodnie z którym go uczyniono”. W swoim eseju Tolkien to właśnie objaśnia, przekonując, że cała ludzka zdolność do tworzenia mitów i wszelkiej aktywności została zachowana, choć jest skażona (ale nie jest zniszczona) przez Upadek. Jak pisze: „tworzymy na swą własną miarę i na swój własny, wtórny sposób, ponieważ my także zostaliśmy stworzeni, i to na obraz, i podobieństwo naszego Stwórcy”.
Opowieść, jaką głosi chrześcijaństwo, nie jest, zdaniem Tolkiena, „wtórstworzeniem”, ale „jej artyzm nosi najbardziej przekonujące piętno pierwotnej sztuki — aktu Stworzenia”. Jest to dzieło Autora pierwotnego świata, który tę opowieść uczynił prawdziwą historią. Stąd:

„Ewangelia to przecież [...] wzniosła opowieść, która jest samą istotą baśni. Mówi o wielu cudach, osobliwie artystycznych, pięknych i poruszających: „mitycznych” w swej doskonałości i pełni. Pośród tych cudów znajdzie się i owa największa, najpełniejsza eucatastrophe”.
Eucatastrophe to w terminologii Tolkiena nagła zmiana na dobre. Przeciwieństwo tragedii.

C.S. Lewis jako filozof. Prawda, Dobro i Piękno - red. David J. Baggett, Gary R. Habermas, Jerry L. Walls

czwartek, 8 lutego 2024

Charyzmaty w pierwszych wiekach chrześcijaństwa

Charyzmaty były obecne w Kościele od samego początku. W dziejach chrześcijaństwa możemy obserwować zarówno poszczególne osoby, jak i całe wspólnoty, posługujące się „darami łaski”. Wciąż jednak pojawiają się głosy sugerujące, że charyzmaty ustały wraz ze śmiercią apostołów. Pogląd taki prezentuje m.in. James B. North w książce „Historia Kościoła”. Pisząc o osobach mających dar proroctwa, stwierdza, że „ten dar przestał istnieć wraz z pierwszym pokoleniem chrześcijan. Jako szczególny dar funkcjonował tylko w pierwotnym kościele". Czy rzeczywiście charyzmaty zaginęły, aby pojawić się ponownie na początku XX w.? Czy pogląd ten da się utrzymać w świetle nauki Nowego Testamentu? Co na to źródła do dziejów Kościoła? Autor tego artykułu pragnie przedstawić świadectwa historii o funkcjonowaniu darów Ducha Świętego w Kościele, w pierwszym tysiącleciu chrześcijaństwa.

Rene Laurentin, w książce „Nieznany Duch Święty”, trafnie naświetlił problem występowania charyzmatów w dokumentach źródłowych. Według niego przypomina to nieco anegdotę o człowieku, który pod latarnią szukał zgubionej monety. Współczujący przechodzień postanowił mu pomóc i włączył się do poszukiwań. Nie mogąc jednak znaleźć zguby, zapytał: „Czy pan na pewno pod tą latarnią zgubił tę monetę?”. W odpowiedzi usłyszał: „Nie, ale tylko tutaj jest światło”... Szukając śladów obecności darów Ducha Świętego, warto pamiętać o ograniczeniach.



PISMA OJCÓW APOSTOLSKICH

Didache (czyli Nauka dwunastu Apostołów) należy do najstarszych dzieł w czesnego chrześcijaństwa. Powstało ono najprawdopodobniej w drugiej połowie I w. Nieznany autor daje swoim adresatom liczne wskazówki, jak mają postępować z prorokami i jak odróżniać proroków prawdziwych od fałszywych. Zaleca m.in., aby po Wieczerzy Pańskiej pozwolić prorokom „odprawiać dziękczynienie, jak długo zechcą“. Udzielając praktycznych pouczeń o zachowaniu wobec proroków i apostołów, nie pozostawia żadnych złudzeń, że oba urzędy wciąż są obecne w Kościele: „Każdego apostoła, który do was przychodzi, przyjmujcie jak samego Pana. Nie zostanie on u was jednak dłużej niż dzień jeden, a gdyby zaszła potrzeba, jeszcze i drugi. Jeśli zostanie trzy dni, jest to fałszywy prorok. (...) Nie każdy, kto mówi pod natchnieniem Ducha, jest prorokiem. Jest nim tylko wtedy, gdy żyje na sposób Pana. Tak więc po sposobie życia można poznać proroka prawdziwego i fałszywego“ (XI, 4-8). O powszechnej popularności i autorytecie proroków w tym czasie, świadczy także ciekawe zalecenie: „Wybierzcie zatem sobie biskupów i diakonów godnych Pana (...). Nie gardźcie więc nimi, gdyż należy im się wśród was to samo poważanie, co prorokom i nauczycielom“ (XV, l.2). Wśród najwcześniejszych Ojców Kościoła, których z racji ich kontaktu z czasami apostołów nazywamy Ojcami Apostolskimi (lata 95-145), należy wymienić Ignacego, biskupa Antiochii. Jego siedem listów, napisanych około 110 r., to skarbnica wiedzy o Kościele z początków II w. Znajdziemy tam interesujące nas informacje. Na przykład w liście do zboru w Smyrnie Ignacy podkreśla, że cały lokalny Kościół został obdarzony „wszelkimi darami, [jest] pełen wiary i miłości, nie pozbawiony żadnego charyzmatu“. Biskupa Polikarpa zaś zachęca: „proś [Pana] o ukazanie ci rzeczy niewidzialnych, bo wówczas niczego ci nie zabraknie i będziesz obfitował we wszelkie dary“ (List do Polikarpa 2,2). Innym świadectwem obecności charyzmatów w dobie Ojców Apostolskich jest „Pasterz”, dziełko Hermasa, którego słusznie M. Starowieyski nazywa „prorokiem kościoła rzymskiego“. Powstało ono na początku II w. i stanowi ciekawe świadectwo przemian związanych z praktyką pokutną, szczególnie w związku z przypadkami apostazji. Charyzmaty są w tym czasie w Kościele wciąż obecne. W „Pasterzu” często pojawiają się słowa: „w czasie snu otrzymałem, bracia, objawienie“, „oto widzenie, bracia, jakie ujrzałem” (Widzenie II,8,1; Widzenie IV,22,1). Szczególnie dużo informacji o odróżnianiu proroka prawdziwego od fałszywego pojawia się w części pt. „Przykazania”. Powszechność charyzmatu proroctwa nie jest dla Hermasa żadnym zaskoczeniem, co wyraża następujące stwierdzenie: „Jeśli zatem człowiek posiadający Ducha Bożego przyjdzie na zgromadzenie mężów sprawiedliwych, (...) wówczas napełni owego człowieka czuwający nad nim Anioł ducha proroczego, a człowiek ów napełniony Duchem Świętym przemówi do tłumu tak, jak chce tego sam Bóg“ (Przykazanie 11,9). Niepokojące sformułowanie „Anioł ducha proroczego” należy interpretować jako tożsame ze stwierdzeniem, iż „duchy proroków są poddane prorokom “ (1Kor 14,32).

ŚWIADKOWIE II STULECIA

Kilkadziesiąt lat później w Rzymie działał wybitny apologeta - Justyn Męczennik. W jego pismach znajdujemy dowody występowania darów Ducha Świętego, m.in. cudów i proroctw. Cuda szczególnie łączy z głoszeniem Ewangelii: „Rękojmię prawdziwości ich słów stanowi historia oraz to, co się dzieje obecnie. Stanowią ją również cuda, jakie zdziałali wielbiąc Boga, Stwórcę i Ojca wszechrzeczy, oraz zwiastując Syna Jego, Jezusa Chrystusa; takich czynów nie dokonują prorocy fałszywi. (...) Na imię Ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa ludzie odwracają się od pogańskich bożków, a zwracają ku prawdziwemu Bogu wyznając i czcząc Go wytrwale aż do śmierci, to chyba fakt ten, oraz uwidaczniająca się w nim cudowna moc wystarcza, by każdy mógł stwierdzić, że to Jezus jest Nowym Zakonem” (Dialog z Żydem Tryfonem 7;11). Aluzje do cudów pojawiają się też w związku z darem wyganiania demonów: „Wielu ludzi opętanych, których nie brak na całym świecie ani tutaj w mieście waszym [Rzymie], a których żaden zaklinacz, czarownik ani guślarz uleczyć nie może, nasi chrześcijanie przez zaklęcie ich w imię Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego pod Ponckim Piłatem, uleczyli i jeszcze teraz leczą“ (Apologia 5,6). „Zowiemy Go bowiem Wspomożycielem i Zbawcą, bo już sama moc Imienia Jego drżeniem przejmuje demonów, dzisiaj zaklętych w Imię Jezusa Chrystusa, ukrzyżowanego za Poncjusza Piłata, prokuratora Judei“ (Dialog 30,3). Justyn podkreślał również, że „dary prorockie pozostają w śród nas“ (Dialog 82; por. też 30;31;88). Potwierdza to również Euzebiusz z Cezarei: „za jego [Justyna] czasów po Kościołach jaśniały jeszcze charyzmaty prorocze“ (HK IV,18,8).

Ważnym świadkiem obecności, wręcz powszechności, darów Ducha Świętego pod koniec II w. jest Ireneusz z Lugdunum (Lyon). W dziele „Zdemaskowanie i zbicie fałszywej wiedzy” wielokrotnie wspomina o różnych charyzmatach. Wymieniając trzy główne błędy heretyków, zaznacza, że są „jeszcze inni, którzy nie uznają darów Ducha Świętego, odrzucają dar proroctwa, przez który człowiek, gdy zostanie nim nasycony, przynosi owoc życia Bożego“. Żeby nie było wątpliwości, o jakie dary chodzi, Ireneusz uściśla: „słyszeliśmy o wielu braciach, którzy mają uprzednią wiedzę o przyszłości, widzenia, słowa prorockie; inni przez nakładanie rąk uzdrawiają chorych i przywracają ich do zdrowia. A nawet umarli byli wskrzeszani i pozostawali wśród nas wiele lat“ (AH 2,32,4). Na innym miejscu dodaje: „Słyszymy, że wielu braci posiada w Kościele charyzmaty prorocze, za sprawą Ducha mówią rozmaitymi językami, odsłaniają skrytości ludzkie, o ile to pożyteczne, i objaśniają tajemnice Boże“ (AH 5,6,1); stwierdza też: „nie można wręcz podać liczby charyzmatów, jakie w całym świecie Kościół otrzymuje od Boga w imię Jezusa Chrystusa“ (AH 2,32,4) .Tych, którzy odrzucali Ewangelię Jana", napomina, aby „zdając sobie sprawę, że są fałszywi prorocy, nie posuwali się do usuwania łaski proroctwa z Kościoła“ (AH 3,11,9).

Chociaż Ireneusz wyraźnie daje pierwszeństwo charyzmatom nauczającym (apostołowie, prorocy, nauczyciele), to jednak uznaje wszystkie charyzmaty: „tam gdzie jest Kościół, tam też jest Duch Święty i wszelka łaska” (AH 3,24,1).

„PRZEBUDZENIE CHARYZMATYCZNE” (II/III w.)

Ireneusz żył w czasach, gdy na terenie Frygii narodził się montanizm. Jego nazwa pochodzi od Montanusa, nawróconego na chrześcijaństwo kapłana bogini Kybele, który razem z dwiema prorokiniami, Pryską i Maksymilią, zapoczątkował coś, co moglibyśmy nazwać przebudzeniem charyzmatycznym w starożytności. Ruch ten dość szybko rozprzestrzenił się po całej Azji Mniejszej i dotarł do Rzymu. Początkowo przyjmowany entuzjastycznie, już w roku 200 został jednak potępiony przez synody azjatyckie za pewne nadużycia. Jego cechą charakterystyczną była swoista eksplozja charyzmatów, szczególnie daru proroctwa. Wydaje się, że istniało kilka powodów odrzucenia „nowego proroctwa“, jak nazywano ten ruch. Przede wszystkim zarzucano Montanusowi, że „począł (...) gadać, dziwne wydawać dźwięki i prorokował zgoła przeciwko zwyczajowi kościelnemu, opartemu na tradycji i od dawna ustalonej kolejności”. Jak widzimy, samo prorokowanie nie było żadnym kościelnym „przestępstwem “, napięcie wywoływało raczej zaburzenie porządku i kolejności. Warto przy okazji zwrócić uwagę, że cytowany przez Euzebiusza z Cezarei antymontanista jest przekonany, że „nie może (...) charyzmat proroczy w całym Kościele wygasnąć aż do ostatniej paruzji, jak naucza Apostoł“ (HKV,17,4). Montanizm nie został więc potępiony za sam fakt prorokowania, lecz raczej za nadmierne eksponowanie proroctwa i proroków kosztem urzędów instytucjonalnych (hierarchii) oraz za skrajny rygoryzm, niemieszczący się w praktyce ówczesnego Kościoła. Montanusa oskarżano o to, że „bronił innego Parakleta z pomocą swych obłąkanych kobiet“, a nawet uważał się za wcielenie Parakleta. Ale R. Laurentin zauważa, że mogło być to równie dobrze efektem nieporozumienia. Słowa Montanusa: „Ja jestem Parakletem “, można również odczytywać jako starotestamentowe „To mówi Pan“ (Iz 7,7; 8,l l ). Bezlitosny tropiciel herezji Epifaniusz z Salaminy (ok. 315-403) twierdził, że montaniści zgadzali się z wielkim Kościołem co do zagadnień dogmatycznych, poprawnie nauczając doktryny trynitarnej i chrystologicznej. A byłoby to nie możliwe, gdyby Montanus rzeczywiście głosił, że jest Duchem Świętym. Montanizm stworzył ostatecznie własne struktury kościelne, jego ślady możemy obserwować jeszcze w VI w. Ostateczny koniec dziejów tego ruchu wiąże się prawdopodobnie z ekspansją islamu.

TERTULIAN

Ważną osobą, spajającą niejako Kościół Wielki i ruch montanistyczny, był Tertulian. Ten wybitny pisarz kościelny, żyjący na przełomie II/III w., pozostawił w swych pismach wyraźne ślady obecności charyzmatów w ówczesnym Kościele. Pod koniec traktatu „O chrzcie”, zwraca uwagę neofitom, aby zaraz po wyjściu z wody, gdy tylko zostaną poprowadzeni do oddzielnej sali i tam namaszczeni olejem, modlili się o charyzmaty: „Proście waszego Ojca, proście waszego Pana, o szczególny dar Jego dziedzictwa, rozdanie charyzmatów, leżących u podstaw chrztu“ (DB 20). Najwyraźniej jest to zwyczajowa praktyka kościelna, co potwierdza jedynie, że modlitwa o dary Ducha była aktem oddzielnym od chrztu, choć następowała zaraz po nim. W dodatku Tertulian, pisząc po łacinie, dokonuje transliteracji greckiego słowa charisma, zamiast użyć popularnego łacińskiego słowa dorea (dar). Najwyraźniej ma na uwadze nie jakieś ogólne „dary“, ale konkretnie „te“ charyzmaty. W dalszej części traktatu Tertulian pisze, że ponieważ modlitwa jest skuteczna, charyzmaty zostały udzielone: „Prosiliście, więc otrzymaliście, pukaliście, więc wam otwarto“ (DB 20). Musiały zatem wystąpić jakieś zauważalne zjawiska, które przekonywały patrzących z boku wiernych, że modlitwa została wysłuchana. Euzebiusz z Cezarei w swojej „Historii Kościelnej” daje również rozliczne świadectwa działania charyzmatów na przełomie II/III w: „Bardzo liczne bowiem inne cudy charyzmatu Bożego zdarzały się naonczas po rozmaitych kościołach i wielu utwierdzały w wierze, że i oni mają dar proroctwa“ (HK V,3,4). Dlatego słuszny wydaje się sąd K. McDonnella, że „obecność charyzmatów i ćwiczenie się w nich jest faktem w życiu kościelnym w II i III w.“. Autor powołuje się na obszerną literaturę przedmiotu.

CHARYZMATY W WIEKACH III i IV

Również Orygenes (pierwsza połowa III w.) w licznych pismach daje świadectwo wciąż żywego występowania charyzmatów. Pisze wręcz o „deszczu boskich charyzmatów “, odnotowując wśród nich „ślady i pozostałości charyzmatu uzdrawiania“. Jednocześnie w Homilii do Księgi Przysłów stwierdza z żalem: „większość (...) z wybitnych charyzmatów obecnie zanika, tak że niemal wcale nie można ich spotkać“. Wydaje się, że ta swoista sprzeczność tkwi w zmianie dotychczasowego interpretowania darów Ducha Świętego. U Orygenesa pojawia się przekonanie, że charyzmat, którego udzielił Jezus Chrystus, to „chrzest w Duchu Świętym“, natomiast szczególne dary łaski udzielane są wyłącznie ludziom duchowym (pneumatikoi), chociaż należy „prosić Pana o pełnię daru proroctwa“.

Euzebiusz, historyk Kościoła z przełomu III/IV w., wskazuje na Kościół jako dom Boga, w którym występują „boskie charyzmaty Ducha Świętego“, m.in. słowo mądrości, słowo wiedzy, wiara, uzdrowienia, języki. W czasach Euzebiusza Kościół zaczyna coraz bardziej uzależniać się od cesarstwa, powoli zyskując status religii państwowej. Ojcowie Kościoła IV w. zaczną zauważać poważny spadek poziomu zaangażowania chrześcijan w życie duchowe; proces ten postępuje w V w. Szło to w parze z coraz powszechniejszą praktyką chrztu niemowląt, choć wciąż chrzest w wieku dorosłym jest najczęściej spotykany. Właśnie w czasie przygotowania kandydata do chrztu mówi się o charyzmatach, co jest chyba zrozumiałe. Możemy obserwować funkcjonowanie darów Ducha Świętego, choć środowisko ich występowania wyraźnie się kurczy. Cyryl Jerozolimski, żyjący jedno pokolenie po Euzebiuszu z Cezarei, nauczał katechumenów przed chrztem, że dar proroctwa został odjęty narodowi żydowskiemu, a dany Kościołowi: „Odjęte zostały od nich chmury, mianowicie prorocy. Prorocy są dotąd jeszcze w Kościele“ (WK 13,29). Obecnie to chrześcijanin może zostać obdarowany darem prorokowania: „Jeżeli masz wiarę, nie tylko otrzymasz odpuszczenie grzechów, ale dokonasz rzeczy nadludzkich. Obyś stał się godny nawet daru proroctwa! Otrzymasz tyle łaski, ile zdołasz objąć. (...) Bądźcie przygotowani na otrzymanie łaski, a gdy ją już otrzymacie, nie odrzucajcie jej!“. Tę szczególną łaskę Cyryl nazywa „całkowitym zanurzeniem w Duchu Świętym“ (WK 17,18).

Od czasów Orygenesa wyraźnie zauważamy tendencję do przypisywania darów Ducha Świętego „pneumatykom“ (ludziom duchowym). Nie oznacza to, że inni nie mogą ubiegać się o charyzmaty. Powszechnie istniało przekonanie, że wszyscy, którzy z wiarą będą o nie prosić Boga, otrzymają je. Tak też uważa Hilary, biskup Poitiers, który zachęca chrześcijan do posługiwania się darami Ducha. Czyni to przy okazji komentarza do Ewangelii Jana 7,39: „Jesteśmy zalani darami Ducha. To źródło życia, którym jest rzeka Boża, przelewa się w nas“.

Bazyli Wielki, rówieśnik Cyryla i Hilarego, reprezentantów wschodniego i zachodniego chrześcijaństwa, w traktacie poświęconym Duchowi Świętemu pisze: „Duch zawsze obecny przy tych, którzy są Jego godni, działa w miarę potrzeby albo w proroctwach, albo w uzdrowieniach, albo w jakichś innych dokonywanych cudach“ (O Duchu Świętym 26,61). W dość tajemniczych słowach Bazyli opisuje społeczność z Duchem Świętym. Kiedy wierzący, poprzez bliski kontakt z Duchem zostaje „uduchowiony“, otrzymuje zdolność „przewidywania tego, co będzie w przyszłości [proroctwa], rozumienia tajemnic, pojmowania rzeczy ukrytych, rozdział charyzmatów, niebiańskie obywatelstwo, taniec z aniołami, radość bez końca, spoczynek w Bogu, podobieństwo do Boga, kraniec wszystkich pragnień, aby stać się Bożym“. Zwróćmy uwagę, że wśród charyzmatów odnajdujemy również dość zaskakujące, jak „taniec z aniołami“ czy „spoczynek w Bogu“.

W czasach Bazylego pojawia się też ruch messalian. Nazwa pochodzi od syryjskiego słowa oznaczającego „tych, którzy się modlą”. Różniła ich od montanistów niechęć do tworzenia samodzielnych struktur kościelnych, trudno ich więc zlokalizować. Jan Damasceński, żyjący na przełomie VII/VIII w., pisał, że messalianie podkreślają bardziej wartość modlitwy niż rytów kościelnych, nawet tych najważniejszych, czyli chrztu i eucharystii: „Wierzący nie otrzymali nieśmiertelnego i boskiego odzienia przez chrzest, lecz przez modlitwę. (...) Otrzymują oni w sposób zauważalny wejście Ducha Świętego i posiadają jawne odczucie w duszy wejścia Ducha Świętego“.

WSCHÓD I ZACHÓD NA PRZEŁOMIE IV/V w.

Jan Chryzostom i Augustyn (znów Wschód i Zachód) żyli na przełomie IV/V w. Obaj wyrażali podobną myśl: „Obecny Kościół jest jak kobieta, która utraciła swą dawną świętość. Pod wieloma względami zachowuje ona tylko symbole tej świętości. Rzeczywiście okazuje ona skarbce i szkatuły ze swoimi złotymi ozdobami, ale tak naprawdę pozbawiona jest swego bogactwa. Dzisiejszy Kościół przestawia sobą obraz takiej kobiety“. Powszechna staje się opinia wyrażona przez Jana Chryzostoma: „jeśli zbudowanie jest celem charyzmatu i jeśli możliwe jest osiągnięcie tego zbudowania w inny sposób, to jest bez charyzmatu, to nie chlubcie się tym, że posiadacie znaki. Jeśli nieobecne są charyzmaty, nie narzekajcie“. Chryzostom argumentuje, że nieobecność charyzmatów należy przypisać temu, że Bóg ceni nas sobie bardziej, ponieważ ich już nie potrzebujemy. Teraz, gdy jesteśmy dojrzali - dodaje Złotousty - wierzymy bez znaków, jak przystoi dorosłym. To tłumaczenie stoi w kontraście z wyrażoną wyżej opinią o nienajlepszej kondycji ówczesnego Kościoła.

Wiek V to kres zachodniego cesarstwa rzymskiego. Od tej pory inaczej rozwijać się będzie nie tylko polityka i gospodarka dawnego Imperium Romanum, ale także duchowość. W dużym uproszczeniu można stwierdzić, że Bizancjum kontynuowało tradycje związane z darami Ducha, gdy tymczasem Zachód, zalany falą plemion barbarzyńskich, przechodzi trudny okres budowania kultury religijnej w nowej rzeczywistości. Jednak w obu wypadkach duchowość rozwija się głównie w zakonach. Zwolennicy życia monastycznego uciekali od „zeświecczonego“ Kościoła i chronili się w ciszy klasztorów, dlatego też tam należy szukać dalszych śladów obecności charyzmatów.

MONASTYCYZM KULTYWUJE CHARYZMATY

Pachomiusz uchodzi za twórcę „zorganizowanego“ monastycyzmu. Według Sozomena, historyka z połowy V w., był on „mężem w najwyższym stopniu kochającym ludzi i tak niezmiernie umiłowanym przez Boga, że wiedział naprzód o tym, co ma nastąpić w przyszłości”. Jan z Apamei nad Orontesem, Filoksen i Teodoret z Cypru to mnisi z V i VI w., którzy w swoich pismach często wspominali charyzmaty (proroctwa, cuda, ale także mówienie językami). Sformułowali nawet dość specyficzną naukę o dwóch chrztach. W drugim, który nazywany jest zazwyczaj „chrztem w Duchu Świętym“, dochodzi do uwidocznienia darów otrzymanych już w czasie pierwszego chrztu. Aby tego rodzaju przeżycia doświadczyć, należy zerwać ze światem i zostać mnichem. Szczególnie interesującą dla historyków postacią jest Józef Hazzaya (zm. 786 r.). Omawiając znaki skutecznego działania Ducha Świętego, zwracał on uwagę na charyzmaty. Podobnie jak Bazyli Wielki, Józef uczył, że bliski kontakt z Bogiem powoduje w życiu wierzącego „potok mowy duchowej i słowo wiedzy; [człowiek] zyskuje też świadomość tajemnic, które mają nadejść.

Towarzyszy temu (...) radość, wesele, uniesienie, chwała, uwielbienie, pieśni, hymny i ody pochwalne”. Podobne opisy można znaleźć w doświadczeniu innego wybitnego przedstawiciela monastycyzm u wschodniego - Symeona Nowego Teologa, żyjącego na przełomie X/XI w. W swoich dziełach często zwraca uwagę na tzw. „drugie narodziny” albo „powtórny chrzest”. Symeon pisze: „Pan, który nam udzielił dóbr ponadodczuwalnych, daje nam także nową wrażliwość ponadodczuwalną przez swojego Ducha po to, aby Jego dary i łaski, które przekraczają doznanie, stały się dla nas w sposób nadprzyrodzony wyraźnie i jasno odczuwalne poprzez wszelkie doznania”. Duchowość tę, wraz z glossolalią, możemy spotkać w tradycji mnichów na świętej górze Athos i w tradycji „starców “ rosyjskich.

ZACHÓD ŚREDNIOWIECZNY I NOWOŻYTNY

Na Zachodzie ślady obecności charyzmatów stają się wyraźniejsze dopiero w okresie średniowiecza klasycznego, co nie oznacza, że dary łaski nie funkcjonowały wśród tych, którzy prawdziwie wierzyli, że Jezus jest Panem i Chrystusem. Występowanie darów Ducha potwierdza „Summa teologiczna” Tomasza z Akwinu (połowa XIII w.) i pisma Wincentego Ferrery (połowa XIV w.). Nurty charyzmatyczne rozwijają się zarówno w śród waldensów, „braci i sióstr wolnego Ducha“, jak i wśród katolickich franciszkanów. Można wspomnieć także przedziwny przypadek mistyczki Hildegardy z Bingen, która napisała traktat w niezrozumiałym dla siebie języku, czy Joachima de Fiore, głoszącego nadejście Ery Ducha Świętego, w której rządzić będą „mężowie duchowi“ (coś na wzór orygenesowych pneumatikoi).

Szczególne manifestacje charyzmatów w okresie nowożytnym są znacznie lepiej udokumentowane i często można je odnaleźć w literaturze, która dotyczy ruchu zielonoświątkowego. Spotykamy je u proroków z Zwickau, w śród kwakrów, w jansenizmie, a także w środowisku pietystycznym, np. wśród braci morawskich. Podobne ślady moglibyśmy dostrzec w ruchu metodystycznym, wśród zwolenników E. Irwinga i w ruchu uświęceniowym.

W świetle tych wszystkich świadectw historii nie jest możliwe utrzymanie tezy, że zjawiska charyzmatyczne przynależą jedynie do świata apostołów i ustały wraz z ich śmiercią.

Wojciech Gajewski
- doktor nauk historycznych, badacz pierwszych wieków chrześcijaństwa, pracownik naukowy Wydziału Filologiczno - Historycznego Uniwersytetu Gdańskiego, pastor zboru we Fromborku.

Artykuł pochodzi z miesięcznika "Chrześcijanin" 7/8 2003r.

Literatura oraz cały numer w pdf 

Więcej o darach ducha: https://lion-vision.blogspot.com/2024/01/na-poczatku.html

wtorek, 19 września 2023

Orwell i sztuczna inteligencja

Jednym z dobrze znanych przykładów jest głębokie zaniepokojenie Facebookiem, który, jak się okazało, przechowywał informacje o telefonach i SMS-ach swoich członków, często bez ich wiedzy, aby udostępniać je na niespotykaną wcześniej skalę takim firmom jak Cambridge Analytica. Oto minus lub przekleństwo, jak powiedzieliby niektórzy, wielkich zbiorów danych. Im więcej wiadomo na temat ludzkich zachowań, tym bardziej będziemy oceniani na podstawie śladów naszych wyborów i działań pozostawionych w cyberprzestrzeni, i tym więcej przyszłych wyborów oraz działań zostanie określonych przez systemy AI. Można przypuszczać, że systemy te będą się coraz bardziej upodabniać do chińskiego systemu kredytu społecznego. Ridley pisze: „Społeczeństwo zmaga się z dylematem polegającym na ochronie prywatności obywateli oraz ich prawa do informacji osobistych, a z drugiej strony na pozwalaniu, by algorytmy uczenia maszynowego gromadziły informacje posiadające wartość dla wszystkich”.

***

W kazaniu na górze Jezus ostrzegał przed przyszłymi wydarzeniami. Mówił o niebezpieczeństwie, że zostaniemy oszukani przez oszustów i fałszywych proroków, którzy sprowadzą wielu na manowce podczas narastającej fali wojen, głodu i trzęsień ziemi. Wszystko to doprowadzi do kulminacji przed końcem czasów:

„Wówczas ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego, i wtedy będą narzekać wszystkie narody ziemi; i ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach niebieskich z wielką mocą i chwałą. Pośle On swoich aniołów z trąbą o głosie potężnym, i zgromadzą Jego wybranych z czterech stron świata, od krańca do krańca nieba.”(Mt 24,30-31).

Jezus wypowiedział te słowa 2000 lat temu, a okres przejściowy miały charakteryzować „wojny i odgłosy wojen” (Mt 24,6). Jednak według Jezusa opisane wydarzenia nie są znakiem nadejścia końca — mówi On wprost, że takie rzeczy będą się działy, ale koniec jeszcze nie nadejdzie. Koniec dziejów nie nastąpi, dopóki nie zajdą konkretne wydarzenia znajdujące kulminację w katastroficznym powrocie i objęciu panowania przez Chrystusa.

Ludzie wierzący nie powinni czuć się zakłopotani powrotem Chrystusa, On sam bowiem uczynił to wydarzenie centralnym punktem swojego nauczania. Nie tylko nauczał o tym uczniów prywatnie, ale obrał za kluczową sprawę swojego procesu, gdy przepytywano Go o Jego tożsamość: „Najwyższy kapłan zapytał Go ponownie: «Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?» Jezus odpowiedział: «Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi». Wówczas najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: «Na cóż nam jeszcze trzeba świadków? Słyszeliście bluźnierstwo. Jak wam się zdaje?». Oni zaś wszyscy wydali wyrok, że winien jest śmierci.” (Mk 14,61-64).

Najwyższy kapłan uznał odpowiedź Jezusa za bluźnierstwo, ponieważ on sam i cały skład orzekający wiedzieli, że Jezus cytuje słynny fragment z Księgi proroka Daniela na temat Boskiego Syna Człowieczego, który przyjdzie na obłokach, aby otrzymać uniwersalną władzę i moc oraz panować na wieki:
„Patrzałem w nocnych widzeniach: a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego; wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie.” (Dn 7,13-14).

Powrót Chrystusa nie jest kwestią drugorzędną, dodaną nauką wymyśloną przez fanatycznych członków marginalnej sekty. Z wydarzeń, do których doszło podczas procesu Jezusa, jasno wynika, iż został On ukrzyżowany dokładnie za to, że podawał się za Syna Człowieczego, który według proroka Daniela miał pewnego dnia przybyć na obłokach nieba, aby objąć powszechne panowanie. A ponieważ Jego powrót stanowi ważny element nadziei, którą Jezus dał światu, nie zaskakuje, że Nowy Testament ma tyle do powiedzenia na ten temat.


***
Zdaniem św. Pawła ten sam mroczny cień wisi nad przyszłością ludzkości. Przerażająca wizja totalitaryzmu zarysowana przez Apostoła w Drugim Liście do Tesaloniczan będzie się przypuszczalnie charakteryzować surowym opresyjnym prawem cywilnym, zaś na płaszczyźnie duchowej nieprawą rebelią przeciwko Bogu Wszechmogącemu („człowiek grzechu”). Paweł napisał Tesaloniczanom, że to, co wydarzy się w przyszłości, jest nieuchronną konsekwencją próby ubóstwienia człowieka, widocznej już w ówczesnej kulturze rzymskiej.
Nie powinniśmy być zaskoczeni, gdy w przyszłości zjawisko to zamanifestuje się w skali globalnej. Obserwując rozwój sytuacji w Chinach, nie powinniśmy być zdumieni, gdy ujrzymy je w połączeniu z totalitarnym systemem kontroli społecznej. Nawiasem mówiąc, łatwo pomyśleć o zrealizowaniu takiego scenariusza na całym świecie. Widząc, dokąd zmierza świat polityki, z wpływami skupionymi w rękach coraz bardziej nielicznych, można sobie wyobrazić istnienie światowego rządu, nad którym sprawowałby kontrolę jeden człowiek o niezwykłej władzy — Homo deus, którego wpływy i oszustwo pochodziłyby od najbardziej złowrogiej ze wszystkich ponadludzkich inteligencji, od samego diabła.

Pozostaje faktem, że idea Homo deus przenika całą ludzką historię, co czyni biblijny scenariusz jeszcze bardziej wiarygodnym. Oczywiście, jest to sprzeczne z popularnym poglądem, że istoty ludzkie są z natury dobre i ustawicznie się doskonalą, więc złe postępowanie zostanie w końcu wyeliminowane, przyszłość będzie należeć do bardziej ludzkich i łaskawych scenariuszy Maxa Tegmarka: Boskiego Protektora, Dobrotliwego Dyktatora lub Egalitarnej Utopii. W świetle biblijnego materiału i doświadczeń XX stulecia wydaje się to pobożnym życzeniem.

***
Clive Staples Lewis podaje możliwy powód takiego stanu rzeczy w powieści „Ta straszna siła”. Mark Studdock, ambitny akademik, zostaje poinformowany przez starszego kolegę, akademika nazwiskiem Filostrato, o istnieniu złowieszczego Narodowego Instytutu Badań Skoordynowanych, dla którego ów pracuje. Instytut zdołał jakoby utrzymać przy życiu mózg zmarłej osoby i teraz jest w posiadaniu mocy obdarzenia fizyczną nieśmiertelnością.
„- Najpierw, oczywiście — powiedział Filostrato — potęga będzie zastrzeżona dla niewielkiej liczby jednostek. Tych, którzy zostali wybrani do wiecznego życia,
- A później rozprzestrzeni się na wszystkich ludzi?
- Nie — odparł Filostrato. — Później zostanie skupiona w jednym człowieku. Przecież nie jesteś głupcem, młodzieńcze, prawda? Wiesz równie dobrze jak ja, że władza człowieka nad naturą oznacza władzę niektórych ludzi nad innymi ludźmi. Cała ta gadanina o władzy człowieka nad naturą jest tylko dla canaglia (szumowiny). Natura jest tylko instrumentem. Nie ma czegoś takiego jak Człowiek w ogóle, Człowiek przez duże C. To tylko słowo. Są tylko ludzie. Nie! To nie Człowiek będzie wszechmocny, ale jeden określony człowiek, jeden nieśmiertelny człowiek.
W tym momencie do rozmowy dołącza duchowny-renegat Straik:  

- I w ten sposób — dodał Straik — powracają nauki, jakie poznawałeś na kolanach matki. Bóg będzie miał władzę udzielania wiecznej nagrody i wiecznej kary. — Bóg? — zdziwił się Mark. — A co ma z tym wszystkim wspólnego Bóg? Nie wierzę w Boga.
- Ależ, mój przyjacielu — rzekł Filostrato — czy z tego, że nie było Boga w przeszłości, wynika od razu, że nie będzie Go również w przyszłości?

- Czy nie rozumiesz — odezwał się Straik — że oferujemy ci niewypowiedzianą chwałę obecności przy stworzeniu wszechmogącego Boga? Tutaj, w tym domu, ujrzysz pierwszy szkic prawdziwego Boga. To człowiek [...] albo istota stworzona przez człowieka [...] ostatecznie zasiądzie na tronie wszechświata. I będzie panował na wieki.”

John C. Lennox - 2084 Sztuczna inteligencja i przyszłość ludzkości

sobota, 19 sierpnia 2023

Początek końca wg Tołstoja

Początek końca

Cała Rosja jest przejęta zgrozą na widok nieokiełzanych i zwierzęcych instynktów, które występują na jaw i prowadzą ludzi do popełniania najbardziej, strasznych i bezmyślnych zbrodni.

I nawet bardzo wolnomyślni ludzie, zdolni do obrony każdej swobody, na zapytanie, czy należy uszanować swobodę życia, tj. czy należy powstrzymać się od zabójstw, zachowują milczenie, a tym samym w cichości ducha przyznają konieczność zabójstw albo też wyraźnie konieczność tę uznają, jak to zresztą z jednej strony rewolucjoniści, a z drugiej rząd, otwarcie wyjawiają. I w samej rzeczy zarówno rząd, jak i rewolucjoniści, a obok nich liczni zabójcy bezpartyjni, nie ustają ani na chwilę we wzajemnym mordowaniu się pod najróżnorodniejszymi pretekstami.

Położenie Rosji jest straszne. Nie położenie materialne, nie zastój w przemyśle, nie rozruchy agrarne, nie proletariat, nie zły stan finansów, nie rabunki, nie rokosze, ani stan rewolucyjny w ogólności stanowią zło główne; tym ostatnim jest zamęt moralny i umysłowy, będący źródłem wszystkich nieszczęść. Najwięcej ponurym zjawiskiem jest właśnie to, że większość Rosjan obchodzi się obecnie bez żadnych praw moralnych lub religijnych, obowiązujących ogół. Jedni biorą za religię tradycje przestarzałe i przeżyte, nie mające żadnego znaczenia rozumnego i zresztą powodują się niemi w życiu tylko dla względów praktycznych oraz upodobań nałogowych. Inni, przekonani o nieużyteczności wszelkich wierzeń, tym samym dają się powodować tylko swym zachciankom i upodobaniom przeróżnym. Słowem większość ludzi, dziś w Rosji działających, jakkolwiek różni się co do pojęć o korzystnych formach współżycia ludzkiego, w rzeczywistości kieruje się tylko swym własnym, osobistym i niemalże tylko zwierzęcym instynktem. Najbardziej straszną rzeczą jest to, że ludzie ci, wyzuwszy się z potrzeby uznania rozumnej formy życia i zeszedłszy niemalże do poziomu zwierząt, są zupełnie zadowoleni z siebie i są przekonani, że wszystkie te niedorzeczności oraz brzydoty, które oni - zarówno rząd, jak rewolucjoniści — popełniają, naśladując narody Zachodu, niezbicie dowodzą ich wyższości nad ludźmi rozważnymi i prawymi z przeszłości. Niemniej są oni przekonani nie tylko o tym, że trzeba obalić wszelki religijny punkt widzenia na życie i w wspólny wszystkim, tj. wszelkie wierzenie mogące być kitem między ludźmi, ale i o tym, że brak takiego wierzenia u nich jest dowodem ich umysłowej oraz moralnej wyższości.

*
Ewangelia w skrócie

„Kto chce podążać za mną, niech wyrzuci z umysłu swego ojca, matkę, żonę, dzieci, braci, siostry i cały swój majątek, i niech zawsze będzie gotów na wszystko. Tylko ten, kto czyni to, co ja czynię, i podąży za moim nauczaniem, może uchować się od śmierci.

Każdy człowiek, zanim cokolwiek rozpocznie, rozważa, czy będzie to dla niego korzystne. Jeżeli wydaje się być korzystne, robi to, lecz jeżeli wydaje się być niekorzystne, porzuci to. Każdy człowiek, który buduje dom, najpierw siada i szacuje koszty, jak dużo ma i czy może go ukończyć, żeby nie stało się tak, że rozpoczynając budowę, nie będzie w stanie jej ukończyć i zostanie wyśmiany.

Tak samo ten, kto chce żyć życiem ciała, najpierw rozważy, jak może ukończyć to, czego się podjął. Każdy król, który chce pójść na wojnę, najpierw rozważy, czy może wyjść naprzeciw dwudziestu tysiącom ludzi jedynie z dziesięcioma tysiącami. Jeżeli widzi, że nie może, wyśle ambasadora, by zawrzeć pokój, i do wojny nie dojdzie.

Niech zatem każdy człowiek, przed oddaniem się życiu cielesnemu, przemyśli sobie, czy może oprzeć się śmierci, czy może śmierć jest silniejsza niż on, i czy nie byłoby lepiej zawrzeć pokój od razu. Każdy z was powinien najpierw oszacować wszystko, co uważa za swoje: rodzinę, pieniądze i majątek. Gdy rozważy, czy to wszystko do niego należy, i zrozumie, że nic nie należy do niego, dopiero wtedy może za mną podążać.”

I słysząc to, mężczyzna powiedział: „To dobrze, jeżeli jest życie ducha. Lecz jeżeli oddamy wszystko, a takiego życia nie ma?” Na to Jezus odpowiedział: „To nie tak. Każdy zna życie ducha. Wy wszyscy je znacie. Nie praktykujecie go nie dlatego, że wątpicie, lecz dlatego, że odwróciliście się od prawdziwego życia przez fałszywe troski i są one waszymi wymówkami. (…) W cielesnym życiu wszyscy bowiem rozumiemy co jest korzystne, lecz w odniesieniu do życia ducha nie chcemy rozumieć.”

*
Cóż mamy robić?

Gdyby ta rzekoma nauka, jaką jest ekonomia polityczna, nie zajmowała się tym, czym zajmują się wszystkie prawnicze nauki, czyli apologią przemocy, nie mogłaby przeoczyć tego dziwnego zjawiska, że podział bogactw i pozbawienie jednych ludzi ziemi, kapitału i wolności przez drugich — wszystko to zależy od pieniądza i że tylko za pośrednictwem pieniądza jedni ludzie korzystają z pracy innych.

Powtórzę, bogaty człowiek może wykupić wszystkie zboże i morzyć innych głodem, i zbożem uzależnić innych od siebie. Tak też dzieje się na naszych oczach w ogromnej skali. Zdawałoby się, że warto by poszukać związku tych procesów zniewolenia z pieniądzem, nauka jednak z całkowitym przekonaniem upewnia nas, że pieniądze nie mają ze zniewalaniem ludzi żadnego związku.

We wszystkich znanych nam społeczeństwach, gdzie funkcjonują pieniądze, uzyskują one znaczenie środka wymiany tylko dlatego, że są środkiem przemocy. I główne ich znaczenie zasadza się nie w tym, że służą wymianie handlowej, lecz w tym, że służą przemocy. Tam, gdzie istnieje przemoc, pieniądze nie mogą być prawidłowym środkiem wymiany, dlatego że nie mogą być miarą wartości. A nie mogą nią być, bo jeśli w społeczeństwie jakiś człowiek może odebrać drugiemu owoce jego pracy, to miara ta jest naruszona. Jeśli na jarmark koni przyprowadzi się konie wyhodowane przez swoich gospodarzy i konie zabrane siłą innym gospodarzom, to oczywiście wartość wszystkich zwierząt na tym jarmarku nie będzie już powiązana z trudem włożonym w ich wyhodowanie i wartość innych przedmiotów też ulegnie zakłóceniu, a pieniądze przestaną reprezentować rzeczywistą wartość towarów. Ponadto, jeśli można siłą zagarnąć komuś krowę, konia i dom, to można również siłą zagarnąć pieniądze, a przy ich pomocy — wszystkie istniejące dobra. Jeżeli można siłą zawłaszczać pieniądze i kupować za nie towary, to tracą one całkowicie własności środka wymiany handlowej. Oprawca odbierający komuś pieniądze i oddający je za jakieś towary nic nie wymienia, a tylko bierze za pośrednictwem pieniędzy to, czego mu trzeba.

*
W co wierzę

Śmierć, śmierć, śmierć nawiedza nas każdej sekundy. Nasze życia mijają w obecności śmierci. Pracując osobiście na swoją przyszłość, dobrze wiecie, że przyszłość nie przyniesie niczego poza śmiercią. Śmierć zniszczy wszystko, na co pracowaliście. Dlatego jasnym jest to, że życie dla siebie nie może mieć żadnego znaczenia. Jeżeli życie jest racjonalne, musi być jakiś inny rodzaj życia, musi być cel, który nie polega na zabezpieczaniu swojej własnej przyszłości. By żyć racjonalnie, musimy żyć tak, by śmierć nie mogła zniszczyć naszego życia.

Ewangelia Łukasza 10:41: „Marto, Marto, jesteś taka zatroskana i zakłopotana o wiele rzeczy. Lecz jedna rzecz jest konieczna.”. Wszystkie niezliczone sprawy, które wykonujemy dla siebie będą bezużyteczne w przyszłości; wszystkie takie rzeczy są tylko iluzją, którą siebie samych zwodzimy. „Lecz jedna rzecz jest konieczna.”.

Stan człowieka od dnia jego urodzin jest taki, że oczekuje go nieuniknione zniszczenie, czyli bezsensowne życie i bezsensowna śmierć, jeżeli on sam nie odnajdzie tego, co jest potrzebne dla prawdziwego życia. Chrystus ujawnia ludziom to, co samo w sobie daje prawdziwe życie, nie wynajduje On tego.

*
Królestwo Boga w tobie

Tak było od najdawniejszych czasów i tak trwało, stale się nasilając, w naszych czasach osiągnęło logiczną kulminację w postaci dogmatów o przeistoczeniu oraz nieomylności papieża i biskupów, a także niepodważalności pism. To znaczy doprowadzając do bezmyślności i zapotrzebowania na ślepą wiarę w Boga. Nie w Chrystusa, nie w nauczanie nawet, lecz w osobę — jak w katolicyzmie, albo osoby — jak w prawosławiu, albo wiary w książkę — jak w protestantyzmie. Im szerzej rozprzestrzeniało się chrześcijaństwo, tym większe ogarniało tłumy ludzi nieprzygotowanych. Tym mniej stawało się przejrzyste, tym większego znaczenia nabierała nieomylność interpretacji i tym mniejsze stawało się niezrozumienie prawdziwego sensu nauki. Już w czasach Konstantyna całe jej pojmowanie sprowadzało się do streszczenia sankcjonowanego przez władzę świecką, podsumowania sporów, jakie miały miejsce na soborze, do symbolu wiary określającego: wierzę w to i to, to i tamto, a na koniec — w jedyny święty soborowy i apostolski Kościół, to znaczy nieomylność osób nazywających siebie Kościołem, ponieważ wszystko zostało przywiedzione do tego, że człowiek już nie w Boga wierzy, nie w Chrystusa, jak się głosi oficjalnie ale w to, w co nakazuje wierzyć władza kościelna.

Kościół jest święty, powołany został przez Chrystusa. Nie mógł Bóg powierzyć ludziom objaśniania swojej nauki w sposób dowolny i dlatego ustanowił Kościół. Wszystkie te uwarunkowania są do takiego stopnia nieprawdziwe i gołosłowne, że po prostu wstyd się nimi zajmować. Nigdy i nigdzie nie było widać przyczyny, za wyjątkiem stwierdzeń kościelnych, dla których Bóg lub Chrystus tworzyli cokolwiek podobnego do tego, co ludzie Kościoła rozumieją pod nazwą Kościoła. W ewangelii jest ostrzeżenie przed Kościołem jako zewnętrznym autorytetem, zupełnie oczywiste i jasne w tym miejscu, gdzie przestrzega się, aby uczniowie Chrystusa nikogo nie tytułowali nauczycielami lub ojcami. Nigdzie natomiast nie powiedziano o fundamencie tego, co kapłani nazywają Kościołem.

W ewangelii dwukrotnie użyte jest słowo Kościół. Raz w sensie zgromadzenia ludzi dyskutujących o problemie, drugi raz w związku z niejasnymi słowami o Piotrze-Skale i wrotach piekielnych. Na podstawie tych dwóch przypadków, dla których realnym odnośnikiem zakresu znaczeniowego jest „zgromadzenie”, wywodzi się to określenie, które dzisiaj rozumiemy jako „Kościół”.

Chrystus jednak w żaden sposób nie mógł zbudować Kościoła w tym znaczeniu, jakie my dzisiaj nadajemy temu słowu. Dlatego, że niczego podobnego do pojęcia Kościoła takiego, jaki my znamy obecnie, z sakramentami, hierarchią i co najważniejsze — ze swoim przekonaniem o własnej nieomylności, nie było ani w słowach Chrystusa, ani aparaturze pojęciowej ludzi tamtych czasów. (…)

Między Kościołami a Kościołami oraz Kościołami a chrześcijaństwem nie tylko trudno znaleźć coś wspólnego oprócz nazwy, ale wręcz przeciwnie, są to dwa przeciwstawne nurty. Jeden to wyniosłość, przemoc, zadufanie, zasklepienie i śmierć; drugi natomiast — to pokora, skrucha, uległość, postępowość i życie.

Nie można służyć dwóm panom równocześnie, trzeba wybrać tego lub tamtego. Funkcjonariusze Kościołów wszystkich wyznań, starają się szczególnie w ostatnim czasie, prezentować jako zwolennicy ruchu chrześcijańskiego. Idą na ustępstwa, pragną naprawiać zło, które wkradło się do Kościoła i mówią, że z powodu nadużyć nie można odrzucać samej zasady Kościoła chrześcijańskiego, który jako jedyny może wszystkich zjednoczyć i być pośrednikiem między ludźmi a Bogiem. Jest to jednak złudą: Kościoły nie tylko nigdy nie łączyły, ale były zawsze jedną z głównych przyczyn podziałów między ludźmi, wzajemnych nienawiści, wojen, zgliszcz i inkwizycji oraz nocy św. Bartłomieja itp. Kościoły nigdy nie służą jako pośrednicy pomiędzy ludźmi a Bogiem, ponieważ nie jest to potrzebne, a nawet zakazane przez Chrystusa, otwierającego swoją naukę wprost i bezpośrednio każdemu człowiekowi. Stawiając martwe figury w miejsce Boga, nie tylko nie przybliżają go ludziom, a wręcz przesłaniają. Kościoły powstały bowiem z niezrozumienia i podtrzymują to niezrozumienie swoim brakiem elastyczności, nie mogą więc zaniechać prześladowania i potępiania prób zrozumienia nauki poza nimi. To maskowanie ma wymiar ciągły, bowiem każdy ruch postępu na drodze wskazanej przez Chrystusa uderza w ich egzystencję.